wtorek, 26 lutego 2013

"Pan Pies"

 
Właśnie dzisiaj, podczas spaceru w parku,
nasz malutki, prawie 11-miesięczny szczeniaczek,
stał się parwdziwym Panem Pieskiem,
ponieważ pierwszy raz PODNIÓSŁ ŁAPĘ:)
Chyba uczcimy to wydarzenie...kością:)
Już się trochę martwiliśmy, bo wszyscy kumple po kolei nabyli tę umiejętność,
a nasz chłopak cały czas sikał jak dziewczynka.
 
 
 
A jak tam braciszkowie?
Czy już zaliczyli to ważne wydarzenie, czy też jeszcze rozważają, jaka pozycje przybrać?

czwartek, 21 lutego 2013

"Piesek też ma ferie"

           Ala pojechała na tydzień ferii do dziadków. W drodze, jak zwykle zatrzymywaliśmy się w Borach Tucholskich. Mimo, że wokół aura była już wiosenna, tu podmuchy zimy docierały i jak się okazało wkrótce wróciła po raz kolejny, dając radość dzieciom i pieskom:)
           Gdy przejeżdżamy wśród tych pięknych lasów nie możemy oprzeć się pokusie spacerku, bo to przecież prawdziwa przyjemność. Izerecio też kocha te przerwy w podróży. Gdy auto zwalnia psinka budzi się, siada i zaczyna zerkać przez szybę, a gdy zatrzymujemy się Izerek z niecierpliwością czeka na uwolnienie go z pasów, bo czuje możliwości, jakie daje bezsmyczkowe bieganie po lesie. Trudno "upolować" go aparatem. Ma przecież tyle do zobaczenia, powąchania, posmakowania.
            W pobliżu jeziorka bałam się, że psina zaliczy kąpiel, ale zapachy leśne okazały się skutecznym lepem i wyjątkową atrakcją.
 
 
 
 
 
 
 
 
               W innej części lasu, innego dnia też były ciekawe zapachy. W niektórych miejscach śniegu przybyło, zatem i śnieżki rzucaliśmy.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Oto czujny, szczęśliwy piesek:) Anetko, do kogo jest podobny? Mantrusia czy Jaskierek?

środa, 13 lutego 2013

"Sprawdzone narzędzia i rekwizyty"

              Izercio ma już 10 miesięcy. Urósł, zmężniał, ale w głowie ma nadal szczenięce figle i psoty. Oby tak było jak najdłużej, aby zawsze był takim dużym szczeniaczkiem, pełnym chęci do zabawy i beztroskiego brykanka:)
              Przez ten czas wiele nauczyliśmy się na temat opieki nad zwierzaczkiem. Oczywiście nie jest to nasz pierwszy pies, ale pierwszy wspólny i zdany tylko na nas, a nie na naszych rodziców:) Chciałabym podzielić się z Wami różnymi doświadczeniami, opisać to, co się sprawdziło i to, co było bez sensu. Tym razem rzecz dotyczy narzędzi, akcesoriów, przedmiotów, tego, co w opiece nad pieskiem się przydaje.
              Po pierwsze należy z dużym dystansem podchodzić do informacji zawartych na forach internetowych w zakresie leczenia, dolegliwości itp. To osobny temat, który poruszę w innym poście. Z równie wielkim dystansem należy ustosunkować się do reklam producentów wszelkiego rodzaju pokarmów i rekwizytów związanych z opieką nad psem. Czasami dajemy się zwieść ładnym słówkom, czy obrazkom, a zakupiony towar okazuje się średni.
 
              
KARMA
 
                Oczywistą sprawą jest, że wybieramy najlepszą w granicach naszych możliwości. Zdecydowanie najtaniej wychodzi kupowanie dużych worków. W zależności od producenta są to worki 10, 12, 14, 15 kilogramowe. Często znaleźć można oferty np. + 3kg gratis. Przekonaliśmy się, że zawsze trzeba przeliczyć, ile zapłacimy za 1kg, a Adam nawet posunął się do tego, że policzył koszt dziennej porcji, co było słuszne. Ważne jest bowiem i to, na ile czasu nam wystarczy. Okazało się, że wliczając promocje i upusty, dość często karmy, które wydają się nam bardzo drogie mają cenę zbliżoną do tej, która wydaje się nam przystępna. Niektóre karmy są lekkie, inne cięższe, zatem licząc dzienną dawkę możemy się przyjemnie zdziwić, bo zaoszczędzimy.
              Zawsze kupujemy z sklepach internetowych. Tu można liczyć na: darmową dostawę, liczne upusty, promocje, a nawet gratisy w postaci pojemników, zabawek, przysmaków itp. Wracając do ciężaru okazuje się, że każda karma ma inny, zatem zawsze należy porcję zważyć, bo można przesadzić lub dawać za mało. Szklanka ma 250 ml, co nie pokrywa się z wagą 250g. Spotkaliśmy kiedyś dziewczynę z zabiedzonym goldenkiem i okazało się, że odmierza właśnie szklanką, według wskazań producenta. Jednak mierząc w ten sposób dawała psu nieco ponad połowę dziennej dawki zalecanej.
               W naszym przypadku kupowanie dużych worków, chociaż to robimy, sprawdza się średnio, ponieważ Izerek jest wybredny. Po tygodniu, czy dwóch karma przestaje mu smakować i kaprysi, ba, teraz nawet grymasi już pierwszego dnia!!! Ale nie mam zamiaru kupować drożej i przepłacać, nie będę też kupowała dwóch worów w różnych smakach, bo nawet nie mam gdzie tego składować. Zatem czasem biorę go na przetrzymanie, a czasem stosuję polewajki. Ostatnio Ala oburzyła się zaglądając do dwóch garnków: "O, pies dostaje rosołek, a ja muszę jeść pomidorową". No zawsze mogą się zamienić:) Adam z kolei widząc fochy Izerka straszy go, zę kupi mu tania karmę marketową, jeśli nie doceni rarytasów, które podsuwamy mu pod nochal. Negocjacje trwają!
              Przy zakupie polecam sprawdzić, czy gdzieś nie ma w promocji dużej puszki do karmy, jako gratisu. Mieści się w niej z reguły cały worek, karma nie wydziela zapachu w mieszkaniu, ale też go nie traci, nie łapie wilgoci. Ja mam puszkę metalową, ale są też plastikowe, najróżniejsze.
 
              

LEGOWISKO
 
             Od razu kupiliśmy dość duże i Izerek świetnie się w nim mieści, sadzę, że już nie urośnie drastycznie. Nie zwróciliśmy jednak uwagi na to, że spód legowiska zrobiony jest z cienkiego materiału, który pewnie za jakiś czas się przetrze. Góra jest świetna, sztywny, szorstki materiał, łatwo z niego usunąć włosy. Całość jest rozpinana i można to prać.

           
             Legowisko polecam, choć wiem, że z psiakami bywa różnie, jeśli chodzi o ich akceptację. Izerek polubił i jest to miejsce, gdzie spędza najwięcej czasu odpoczywając. Tu znosi swoje przysmaki i skarby wszelkiego rodzaju. Teraz wiem, że należało kupić takie, którego tylna część byłaby wyższa, bo jasne ściany przedpokoju są w opłakanym stanie.
Tego typu będzie kiedyś następne, gdy to już całkowicie padnie. Na razie, po prawie roku, trzyma się dzielnie.



SMYCZ I OBROŻA

          Izerek ma szelki, które świetnie sprawdzają się w czasie podróży samochodem, gdy przypinamy go pasem bezpieczeństwa. Ponadto szelki sprzyjają kształowaniu właściwej sylwetki, głównie klatki piersiowej, podobno. Szelek nie używamy zbyt często, dlatego nasze są wystarczające.
           Gdybyśmy używali ich częściej, to pewnie byłyby inne. Widziałam w sklepie miękkie, nieco zabudowane, różne. Oczywiście do samochodu też można kupić specjalne, pytanie tylko "po co?".
            Izerek ma również obrożę z taśmy i skórzaną. Łatwiejsze do zapinania są obroże na zatrzask, niż tradycyjne ze sprzączką. Nasza obroża ma też taki zacisk, który powoduje, że się sama nie odepnie.
            Na którejś wystawie spotkaliśmy panią, która mówiła, że jej pies ma uczulenie na obożę z taśmy nylonowej i musi mieć skórzaną. Też taką kupiliśmy, gdy mały miał krostki na szyi, ale to chyba nie obróżka była przyczyną.
           W zestawie spacerowym nie może zabraknąć smyczy. Izerek ma zwykłą, z taśmy, z regulacją na krótszą i dłuższą. Jednak potrzeba brykania, a jednocześnie kontroli uciekiniera zaowocowały kupnem smyczy automatycznej. Kupiliśmy taką, którą polecali zaprzyjaźnieni psiarze i miała też dobre opinie w necie. Jest to smycz z taśmą (dostępna jest też z linką) długości 8 metrów, co Izerkowi zapewnia namiastkę wolności na spacerze. Do takiej smyczy trzeba się przyzwyczaić. Problem jest, gdy puszczamy psa luzem i trzeba nieść w ręku smycz. Zwykłą schowamy do kieszeni lub przewiesimy przez ramię. Ale gdy trzeba mieć psa na uwięzi, a jednocześnie pozwolić mu trochę pobiegać i kontrolować go, to automatyczna sprawdza się super. Przy kupnie warto zwrócić uwagę na:
  • wagę - niektóre są bardzo ciężkie
  • gwarancję na mechanizm wewnętrzny (przynajmniej 2 lata)
  • długość - im dłuższa, tym lepsza


             Czasami widzę nad morzem pana, który biega z pieskiem. Zwróciłam uwagę na sposób "mocowania" pieska, bo gość z klifu posuwa w tempie błyskawicy. Facet ma taki specjalny pas, do którego dopięta jest smycz. Dzięki temu ma wolne ręce. Widziałam to też na którejś wystawie, właśnie u właścicielki goldenka. Myślę, że to super sprawa dla aktywnych. Wydaje mi się też, że psu trudniej pociągnąć i przewrócić właściciela właśnie przy takim mocowaniu, nie wyrwie też ręki. Podoba mi się to, pewnie kiedyś zakupimy. Smycz jest amortyzowana, z krótkiej wydłuża się do odpowiedniej długości, dającej psu nieco niezależności.

 



Trixie Bauchgurt mit Leine- smycz do joggingu z amortyzatorem



KAGANIEC
 
          Pies powyżej roku, który jest puszczony wolno musi mieć kaganiec, takie są przepisy. Pisałam już o tym kiedyś, zatem tylko dla przypomnienia. Gdy ubraliśmy Izerciowi tradycyjny kaganiec, to aż żal było na niego patrzeć. Łagodny piesek z taką ochroną, jak dla ras agresywnych. Zdecydowanie nam się nie podobał. Jednak taki zabudowany kaganiec, nie skórzany, czy metalowy, ale plastikowy, leciutki, świetnie sprawdzać się może w sytuacji, gdy pies ciągle coś zjada z trawników, ma problemy z układem pokarmowym. Kupiliśmy, koszt takiego nabytku to około 15 -30 zł, zależy od typu. Pisałam o tym w innym poście.
         
         Ten kaganiec jest tylko czasowo, docelowo zdecydowaliśmy się na opaskę - kantar. Utrudnia ona pieskowi zdobywanie przysmaków na trawnikach, a taka była potrzeba przy naszym poszukiwaczu. Polecam, bo nie wygląda brutalnie, a spełnia swoją funkcję, również dla Straży Miejskiej.



              Niektórzy używają go zamiast obroży, gdzie smycz doczepia się tak, że gdy pies ciągnie, to ma opór. Nie wiem, czytałam gdzieś, że to może spowodować urazy szyjnej części kręgosłupa u zwierzaka, moim zdaniem coś w tym może być przy szarpnięciach. Zatem u nas obroża lub szelki, a kantar tylko w razie konieczności i w ramach odzwyczajania od śmieciarstwa, dla zdrowia psa. Jeśli chodzi o kantary to też jest ich wiele, do wyboru, do koloru.
 

PIELĘGNACJA SIERŚCI
 
               Wystarczy szczotka lub grzebień. Po poprzednim piesku, kochanym Korisku, Izercio odziedziczył zwykły grzebień. Do codziennej pielęgnacji służy szeroka szczotka.


               Jednak raz w tygodniu używamy furminatora (niektórzy mówią na to trymer). Dostępne są różne rozmiary. To taki rodzaj grzebienia do usuwania nie tylko martwej sierści z zewnątrz, ale też  podszerstka. Jestem bardzo zadowolona. Szczerze polecam, bo ostatnio problem z sierścią się nasilił. Izerek ma jej więcej i gubi więcej. Tego się spodziewaliśmy, ale szukamy sposobów, aby problem zminimalizować.


               Nie kąpiemy Izerka, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Wówczas używamy najzwyklejszego szamponu dla szczeniąt, który kosztował około 7 - 8zł. Oczywiście w sklepie proponowano mi specyfiki: specjalnie dla goldenów, specjalnie dla wrażliwych szczeniąt, dla szczeniąt ras długowłosych, szampon dla psów o jasnej sierści, szampon ułatwiający rozczesywanie itp. itd. Nawet nie wiedziałam, to wiedza zdobyta na wystawie, że są odżywki na wszystko, nabłyszczacze, "spulchniacze" itp. Tylko po co? Po jakie licho męczyć psa tymi chemikaliami? To przecież ani naturalne, ani normalne.
              Wybór szamponów w sklepach jest jak w najlepszej drogerii, ale wiem z doświadczenia, że można użyć zwykłego szarego mydła, które nie uczula, a efekt taki sam. Mój tata właśnie tak kąpał psa całe życie i nigdy nie było problemów z sierścią. Poza tym uważam, że jeśli preparat pachnie ładnie dla nas, to z pewnością pieskowi się nie spodoba i będzie szukał sposobu, aby gdzieś się wytarzać i nabrać zapachu, który my określimy mianem smrodu i znów pieska wykąpiemy:).
                Psa trzeba czesać regularnie, wszędzie. Jak ktoś się dobrze przypatrzy odchodom psa, a ja miałam takie zadanie od weta, to zauważy, że czasami jest w kupisku mnóstwo sierści, którą pies wylizuje dbając o higienę. Mam też królika i u niego taka sytuacja może być zagrożeniem życia. Zatem czeszę również z tego powodu, asekuracyjnie.


SPRZĄTANIE

             Większa ilość sierści sprawia, że trzeba częściej sprzątać. Pewnie małe mieszkanie można codziennie odkurzyć, ale przy dużym, czy domku bywa to męczące.
             Przypadkiem odkryłam coś, co polecam każdemu. Będąc u fryzjerki zauważyłam, że w salonie zmiatają włosy klientów dziwną szczotką. Zapytałam i okazało się, iż to gumowa szczotka fryzjerska, antystatyczna. Gdy głośno zastanowiłam się nad takim wynalazkiem do sierści pieska, panie fryzjerki - psiary, poinformowały mnie, że mają takowe w domu. Zakupiłam i polecam serdecznie wszystkim. Do zwykłej szczotki włosy się przyczepiają, unoszą wszędzie, fruwają naokoło. A ta zgarnia je, tworzą się z nich...nazwijmy to sznureczki. Nic nie fruwa wokół, nie przykleja się do szczoty. Poza tym można ją myć, wydaje się niezniszczalna.
            Świetnie zmiata wszystko z paneli, płytek, ale okazuje się, że znakomicie sobie radzi z dywanami, usuwa z nich włosy lepiej niż polecana do tego celu turboszczotka.
 



PODRÓŻ AUTEM
 
              Polecam do samochodu matę dla piesków. Izerek jeździ na tylnym siedzeniu i aby nie porysował i nie pobrudził tapicerki kupiliśmy matę. Sprawdza się znakomicie. Można ją też przełożyć do bagażnika. Mata od spodu jest gumowana, co oznacza, że nawet mokry pies nie wyrządzi szkody w aucie w postaci brudu. U nas spełnia ona jeszcze inną funkcję. Na skórzanej tapicerce pies się ślizgał na zakrętach i przy hamowaniu. Mata i pas bezpieczeństwa zlikwidowały ten problem.

To oczywiście nie jest Izerek:)


               Pas bezpieczeństwa jest regulowany, wpina się go do pasa pasażera i zapina za szelki. Nie miałabym serca przypiąć psa za obrożę, bo w razie silnego hamowania mogłaby stać mu się krzywda. Pas jest na tyle luźno, że Izercio patrzy przez szybę lub się kładzie, ale na tyle krótki, aby nie spadł z siedzenia, nie uderzył się o przednie.

ZĘBY
 
             Wszelkiej maści, koloru i rozmiaru piłki, z każdego materiału są atrakcją dla pieska. Pokazana na fotce piłka to prezent. Ma swego rodzaju gumowe kolce i otworki, które służą do czyszczenia zębów pieska. Zatem oprócz zapewnienia psu rozrywki pozwalają dbać o higienę. Są zapachowe, w różnych kolorach, kształtach. Fajna sprawa dla gryzolca.
              Od czasu do czasu Ala czyści Izerkowi zęby zwykłą szczoteczką, chociaż on nie ma na razie problemów z ząbkami. I liczę na to, że jak na goldenka przystało nigdy mieć ich nie będzie.



MISKI

                Kupiliśmy Izerkowi miski ceramiczne, ponieważ uznaliśmy, że są cięższe, bardziej stabilne i nie będzie nimi jeździł po całej kuchni. Niestety co jakiś czas wydziela się spod nich smród stęchlizny, który dla mnie jest nie do zniesienia. To jeden z najgorszych dla mnie zapachów. Zatem picie dostaje w dużej plastikowej misie, której przeznaczeniem był balkon, a jedzenie do pięknej ceramicznej.
 


              Zastanawiam się nad taką gumową podkładką, widziałam gdzieś takie w sklepie. Może ona rozwiąże problem?
 

BIDON

           Na letnie dłuższe spacery bardzo przydaje się bidon, szczególnie, gdy mamy szczeniaka. Można przyczepić go do paska i napoić pupila, bez konieczności noszenia miski, czy podawania picia np. w dłoniach. Nasz Izerek chętnie z tego pił, ale kumple na boisku, a właściwie ich właściciele, szybko nauczyli pić pieska ze zwykłej butki, w której korku zrobiono dziurkę.
 



                To taka garść przemyśleń i doświadczeń. Pewnie każdy mógłby dorzucić swoje. A może macie jakieś rady i porady, które posłużą innym?
                 Uważam, że we wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek, bez wielu rzeczy można się obejść. Fajnie, że są takie, które ułatwiają życie pieskowi i nam. Ale gdy ma się w domu malutkiego szczeniaczka, to człowiek głupieje w sklepach zoologicznych, czy w necie i daje się porwać emocjom. Tak było u nas w przypadku bidonika, który wykorzystywaliśmy, ale teraz leży zapomniany. Legowisko mogło być bardziej przemyślane, ale nie jest źle, przynajmniej z rozmiarem od razu trafiliśmy. Było tanie, zatem nie narzekam. Reszta przydatna.
                Może jeszcze słówko na temat psich odchodów. Każdy właściciel ma obowiązek sprzątania po psie. W Gdańsku widać, że świadomość ludzi wzrasta. Na moim osiedlu są skrzynki, do których wkładane są co jakiś czas worki na odchody. Niestety trafiam na nie rzadko. Są bezpłatne. Worki z odchodami wyrzuca się do śmietników, których wokół jest mnóstwo. To też taka zachęta dla psiarzy, że nie muszą szukać specjalnych pojemników na odchody, bo tych jest mniej. Nie chcę wnikać w kwestie segregacji i ochrony środowiska. Jednak takie "ułatwienie" powoduje, że większa ilość ludzi sprząta. Dla zainteresowanych są specjalne urządzonka do zgarniania odchodów.
 
        Oczywiście dla mnie wydatek zbędny, nie chciałoby mi się tego nosić. Widziałam jednak na osiedlu pana, który ma drut, pręt z uchwytem w kształcie koła, tam wkłada pojemnik po jogurcie. Gdy piesek zaczyna robić kupę, pan podstawia pojemniczek i potem wyrzuca go do śmietnika. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zrobić fotkę racjonalizatora. Dla dużego pieska pewnie wiaderko po farbie by się przydało:)

niedziela, 3 lutego 2013

"Zabawowo"

             Izerek kończy dziś 10 miesięcy. Życzymy mu zdrówka, bo to teraz najważniejsze. Mam nadzieję, że dalej będzie rósł zdrowo, bez żadnych problemów, będzie cieszył się życiem, a nas swą obecnością. Jest kochanym psinkiem, wesołą mordką, zachwyca wszystkich swą urodą. Dzieciuch jeszcze, bo nadal sika po damsku. W tym miejscu całujemy też braci, Izercia i Kaizerka.


           Mimo skończonych 10 miesięcy nasz wielki, 35 - kilogramowy piesek pozostaje szczeniaczkiem. Wątpią w to czasem spotkani na spacerach ludzie, ale Izerek szybko daje poznać, że jest rzeczywiście głuptaskiem, skorym do igraszek, pieszczot, wciąż uległym w zetknięciu z innymi pieskami.
            Zabawy to to, co oprócz jedzenia siedzi mu w łepetynce. Preferuje kumpli, to najlepszy sposób spędzenia czasu. Wszelkie spacery również są atrakcyjne, a takie, kiedy można biegać i wąchać bez smyczy to najlepsza frajda.
           Czasami Izerek przypomina sobie, że można pogonić Puśkę, ale od dawna już jej nie dręczy. Raczej obserwuje, gdy ta wybiera się czasem na wędrówki po mieszkaniu, czatuje na jej drewnianą zabawkę i czujnie patrzy w stronę miski, szczególnie, gdy królik dostaje jedzenie w innej porze niż hrabia. Sprawdza, czy nie jest smaczniejsze, albo czy ilość nie jest większa od jego przydziału. Od czasu do czasu musi, po prostu musi dać Pusince buziaka, na co ta najczęściej nie reaguje. No, chyba, że ma gorszy dzień, to wtedy podskoczy i zwiewa. Niestety nie wie, że takie zachowanie wyzwala w Izerku nowe pokłady miłości i czułości, zatem olbrzym puszcza się w pogoń za królaskiem.



            Jedną z ulubionych rozrywek jest gryzienie badylków wszelkiego rodzaju. Jesienią po drugiej stronie uliczki obcięto krzaczory i wystają takie badyle na 20-30 centymetrów. Jest to cel pielgrzymek pieska, skubie je z wielką zaciętością. Pozwolenie, by przyniósł sobie do domu jakiś patyk, to wielkie szczęście. Gdy mały znajdzie sobie coś i usłyszy "możesz zabrać" czy "weź" wprawia ogon w stan podwyższonej aktywności obrotowej,  wypręża się dumnie i idąc sprężystym krokiem niesie w pysku zdobycz. Sprawia wrażenie, jakby chciał wszystkim obwieścić "Widzicie? Mogę to sobie zabrać do domku, to moje!". W domu również znalazł sobie coś, co uznał za badylkowe szczęście i rozpracował w drobnych szczegółach:) Ta mata, oprócz kobiałki, to dwie rzeczy, które zniszczył. A zniszczył dlatego, że to badylki były i tyle.

 
          W domu ma kilka zabawek. Uwielbia piłki, małe, duże, skórzane, gumowe, plastikowe, tenisowe, wszystkie. Gryzie je, popycha nosem, łapką, podrzuca. Niestety większość z nich ma żywot bardzo krótki. Skórzane piłki siatkowe zostały rozprute, wybebeszone, częściowo przeżute i nadawały się do wyrzucenia.




          Jednak wszystkie te gryzanki sprawiają, że (oby nie zapeszyć) nie bierze się za nic innego. Uwielbia też prostą zabawkę wymyśloną przez Alę. Do zwykłej, starej podkolanówki wkłada mu piłkę i zawiązuje na supeł, aby ta nie wypadła. Co ten pies wyprawia!!! Szarpie, podrzuca, łapie za koniec podkolanówy i trzepie na wszystkie strony, obijając sobie łepetynę. Uwielbia takie rozrywki. Równie mocno cieszą go piłki ze sznurkami.



            Bardzo atrakcyjne są same skarpetki. Bawiliśmy się z nim tak, że zakładaliśmy mu taką na łapę, a on sobie zdejmował. Okazało się, że przy problemach z pazurkiem miał nosić skarpetę w celach leczniczych i wtedy dziwił się, gdy mówiliśmy "zostaw" i mocowaliśmy skarpetę plastrem.



             Chętnie bawi się też szmatkami, zdarza mu się czasem porwać ręcznik kuchenny, dlatego zapewniamy mu inne, bardziej odpowiednie gałganki.  
           Nie mniej radości sprawiają mu pluszaki. Niestety powoli zapas się wyczerpuje. Oto fotka przestawiająca kolekcję ostatnich maskotek Izerka. Jaka jest ich wspólna cecha, poza tym, że są oślinione i wymymlane? Kto z Was zgadnie? O, widzę las rąk:)


         Oczywiście to są maskotki z horroru pod tytułem "Oko za okiem". Tak, zabawę z pluszakiem Izerek rozpoczyna od wygryzienia oczu. Tak długo skubie, tak długo męczy, aż wyrwie plastik. Czasem zajmuje mu to chwilkę, a czasem kilka dni. Oczywiście zaraz mu paskudztwo zabiaramy, aby czasem nie połknął. Te kilkudniowe maskotki są cenniejsze, bo na dłużej starczają.



              Ala mówi, że po bliższym zapoznaniu z naszym pieskiem wszystkie zabawki wyglądają jak Zombie. Coś w tym jest, nie można opisać ich mianem "ładne", czy "atrakcyjne", za to określenie "paskudne" lub "koszmarne" pasują znakomicie. Po dokonaniu takiego mordu pies wypruwa flaki. Zatem oślepione i wychudzone maskoty trafiają do domowej szwalni, gdzie dziury po oczach i wnętrznościach zostają zaszyte. Taka paskuda wytrzymuje jeszcze czas jakiś, zwykle krótki i wędruje na śmietnik.

       
             Wszelkiego rodzaju linki i sznury też mu się podobają. Czasem je odkładamy do pudła (bo co jakiś czas zamieniamy mu zabawki, aby się nie znudził) i zapomnimy, a wtedy są atrakcją na nowo. Izercio lubi je podrzucać. Taki sznur jest dość ciężki, zatem na noc mu go zabieramy, bo gdy rano przyjdzie mu do głowy pobrykać, to budzi wszystkich, łącznie z sąsiadami mieszkającymi piętro niżej.


           Plastikowe butelki kocha od momentu, gdy zawitał w nasze progi. Rozpracowanie korka zajmuje mu nie dłużej niż minutę. Zmiażdżenie nieco dłużej. Odgryzienie dna to naprawdę drobiazg. Pilnujemy go również przy tej zabawie, ale nie zjada plastiku, tylko wypluwa.





          Kiedyś, gdy Adam przyniósł i postawił w przedpokoju butlę 5-litrową z wodą, mały szybciutko się zawinął i poniósł ją do siebie. Ma siłę, nie powiem. Taka butla stoi zawsze w kuchni, ale tej nie bierze. Widocznie uznał, że pan przyniósł prezent dla swojego pieska.
          Jak psinek był młodszy uwielbiał zabawę z układanką edukacyjną. Polecam dla młodziutkich szczeniaczków. Teraz też zabawka mieści się w kategorii ulubionych, ale Izerek w ciągu paru sekund wygrzebuje ukryte przysmaki.

     
          Różnego rodzaju zabawki do rzucania na dworze i w wodzie to coś fantastycznego. Jednak w domowym zaciszu służą jako gryzaki i bywają rozpracowane doszczętnie. Wydają mi się zawsze takie solidne i nie do zniszczenia, ale jak się okazuje to zmyłka i dla naszego pieska nie ma rzeczy niemożliwych.



              Mój tata wypróbował zabawę z cytrusem. Dawał Izerkowi pomarańczkę. Mały turlał ją, ale co chwilę prychał, odpychał. A gdy nadgryzł, to w ogóle otrząsał się, ale go intrygowało dziwne zjawisko. Ustawiał się do niej bokiem, poszczekiwał nawet. Komedia. Piesek cytrusów nie lubi. Tak samo reaguje na cytryny.


           Muszę też powiedzieć, że nasz piesek jest bardzo zaradny i ma cechy zdobywcy. Otóż w czasie pobytu nad morzem zauważył w wodzie gumowe kółka. Nie byłby sobą, gdyby po nie nie zanurkował. Zwyczajnie wchodzi do wody, wkłada nos pionowo w dół i szuka zdobyczy. Znalazł dwie, które z dumą przyniósł do domu. Te dziurki to ślady ząbków:)


          Nie można wymienić wszystkich zabaw. Fajne jest to, że Izerek jest przeważnie samowystarczalny. Zawsze znajdzie coś ciekawego, potrafi zająć się sam sobą. Oczywiście gdy jest zbyt cicho, a mały nie śpi w przedpokoju należy sprawdzić, jak psoci. Najczęściej jest to zabawa w chirurga, czyli wypruwanie wnętrzności maskotki. Może to też być zabawa skarpetą lub orzeszkiem.
           Na spacerach uwielbia rzucanie patyków Pięknie siada, prosi i znakomicie je znajduje, ale za nic na świecie nie chce ich przynosić. Znaleziony patyk jest zdobyczą, która trzeba natychmiast poznać, co oznacza, że bez względu na warunki pogodowe Izerek kładzie się w miejscu znaleziska i dziumdzia. Potrafi rozgryźć gruby konar.
            I tu może powiem o czymś, czego doświadczyłam tuż przed świętami, a co jest dla mnie nauczką. Izer bawił się w pokoju Ali, gdzie różne rzeczy można wyszperać, i nagle wyskoczył z czymś w pysku. Przestraszyłam się, że to coś, co mu zaszkodzi i w biegu zatrzymałam go, wkładając rękę do paszczy. Mały próbował wypluć, przełknąć, nie wiem i zacisnął szczęki. Mój kciuk znajdował się między tylnymi zębami. Wrzasnęłam tak, że się przestraszył i puścił. Okazało się, że miał w pysku klocek drewniany. Może, gdy otworzyłam mu paszczę klocek się przesunął i bał się, że się udusi? Robiłam tak wiele razy, wyjmując mu różne rzeczy na spacerze i nigdy nic się nie stało, bo spolegliwie oddaje, w domu też zawsze można mu wszystko wyjąć z pyska, nawet największe przysmaki. Można z nim zrobić dosłownie wszystko, przy podawaniu tabletek mogę wkładać mu rękę prawie do gardła.
          Przygryzł mi kciuk tak, że bolało bardzo długo. Okładałam lodem chyba godzinę i mogłam zginać. Palec spuchł. Wyczuwam po miesiącu zgrubienie na kości. Pomyślalam, że przecież mógł mi odgryźć palec, przecież te tylne zęby są jak gilotyna, miażdżą grube gnatki, a co dopiero taki ludzki kciuk. To nie jest absolutnie wina Izerka, on nigdy nie zrobiłby krzywdy. To nauczka, aby zawsze uważać na tylne zęby psa i nie reagować gwałtownie, bo nawet spokojny piesek może się przestraszyć.