niedziela, 25 maja 2014

"Jaś Fasola"

             Jasia Fasolę pewnie znają wszyscy. Adam, czyniąc pieskowi i mnie straszną przykrość, będąc nietaktownym i wręcz bezczelnym, gdy zobaczył poniższe fotki powiedział krótko "Normalnie Jaś Fasola". Ale porównajcie sami, czy mały miś ma być powodem, aby tak obrażać pieska?
 
 






 
Czujemy się zatem obrażeni i oburzeni i nie gadamy z panem przez...5 minut:)

niedziela, 18 maja 2014

"Powroty"

           Powroty do domu to jedne z najprzyjemniejszych momentów w ciągu dnia z uwagi na czekający tu rozmachany ogon. Izerek zawsze, choćbyśmy wracali po 5 minutach okazuje radość ogromną. Czeka przy drzwiach i im odgłosy bliższe, tym ogon zaczyna krążyć szybciej.
 
  

         Gdy wracam w okolicy południa to piesek śpi. Gdy wkładam klucz do zamka to słyszę przeciągłe ziewnięcie, a potem szybkie przemieszczanie się zwierzyńca.
         Mały wymyślił sobie, bo nikt go tego nie uczył, że musi przynieść coś w pysku, co oczywiście wchodzący musi potarmosić, rzucić kilka razy, zabrać i schować. Co ciekawe nie robi tak wobec obcych, czy rodziny, tylko w stosunku do naszej trójki. Przynosi to, co jest blisko, co szybko może chwycić: zabawkę, piłkę, butelkę, w ostateczności szmatę do wycierania łap. Nigdy natomiast nie zdarzyło się, aby wziął nasze papcie czy buty, które od zawsze zostawiamy w przedpokoju.
  



 


         Po powitaniu wraca na swoje miejsce i dziumdzia to, co ma. Oczywiście przyjście do domu kogoś z nas oznacza dla pieska dwie rzeczy: spacer lub jedzenie. Leżąc w legowisku ma dozór nad drzwiami wyjściowymi oraz kuchnią, jest zatem przygotowany na każdy scenariusz.




 
Rozczulający obrazek:)
 

                Rozmachany ogonek, a właściwie kręcący się z nim cały zadek oraz uśmiechnięta mordka to znaki rozpoznawcze goldenków. Izercio dostaje prawdziwego "świra", gdy jego pan wraca do domu po kilku dniach. Nie odstępuje go wtedy na krok, w grę nie wchodzą inne zajęcia, rozmowy, rozpakowanie się, cokolwiek. Jest wariujący z radości psina i nim trzeba się zająć, jemu poświęcić czas. Szczęście promieniuje od niego, a ogonisko nie nadąży z wyrażaniem emocji, tłucze tak mocno, że zastanawiam się, czy sobie krzywdy nie zrobi uderzając o drzwi czy meble.
               Jednak trzeba przyznać, że wita nas równie entuzjastycznie, gdy wracamy po kilku minutach.
              Ostatnio Izerkowi znów (drugi raz) przydarzyła się 3-dniowa dolegliwość polegająca na zwisającym bezwładnie,  jak u Kłapouchego, ogonku. Przyczyną była, jak sadzę, kąpiel w morzu, choć ani nie było tak zimno jak zwykle, ani nie pływał tyle, co zawsze, bo był "na kijach". Ktoś, kto tego zjawiska nie widział nie umie sobie wyobrazić smutnego widoku goldenka, który nie może machać ogonem. Dołujące:( Na szczęście przeszło i wiatraczka można znów używać do witania domowników.

poniedziałek, 12 maja 2014

"Dzidzia"

           Pewnego pięknego, wiosennego dnia, gdy spodziewałem się dłuższego spaceru z moją rodziną zostałem zaskoczony nieoczekiwana wizytą. Przyszedł dziadek i Mateusz, potem babci i ciocia i... No właśnie, zazwyczaj na tym się kończyło, a tu pojawiło się w domu dodatkowe stworzenie. Już od progu poczułem dziwny zapach i dla własnego bezpieczeństwa nieco się odsunąłem. Wszyscy zamiast zająć się mną, jak zwykle bywało pochylali się nad tym zawiniątkiem. Wypakowali z niego małą maskotkę, ale pachniała dziwnie i leżała na kolanach u ciotki. Podszedłem, aby sprawdzić, czy mona się nią bawić, choć zapach taki ludzki jakiś ta zabawka miała. Pani mówi do mnie: "Chodź Izerku, zobacz dzidzia mała". Dzidzia, co to takiego. Podchodzę, a ona się poruszyła.
 

Pani dalej mówi, żebym się nie bał, że to mała Madzia. Spojrzałem z niedowierzaniem: Dziecko???!!! O nie, zaraz znów pociągnie mnie za ogon, albo będzie krzyczeć. Musiałem zwiewać, jak najdalej. Dziecko to niebezpieczeństwo. No chyba, że gra w piłkę i można mu ją zabrać.
 

 
Uciekłem do dziadka, popatrzyłem mu w oczy i mówiłem: "Skoro tak mnie lubisz, zawsze przynosisz mi przysmaki to teraz ratuj! Dziecko się pojawiło, dziecko to niebezpieczeństwo, weź mnie na kolana!"
 


Spanikowałem, nie ukrywam, złe moje doświadczenia z jednym dzieckiem nauczyły mnie ostrożności. Dobrze, że moja Alusia jest super. Na spacerach też spotykam miłe dzieci, czasem mnie głaszczą. Ale to podejrzany gatunek, trzeba mieć się na baczności.

 
Jednak mimo strachu bardzo interesowało mnie to małe stworzenie. Było mniejsze ode mnie, a takiego jeszcze nie widziałem. Skoro mniejsze, to mniej groźne. Nie biegało, właściwie to nic nie robiło, nie krzyczało. Ciekawe...Wszyscy cmokali, uśmiechali się, nosili na rękach, całowali. Może ta Madzia nie jest taka zła? Gdy pani wzięła tę dzidzię do sypialni poszedłem z nimi. Ciekawość była silniejsza od moich obaw. Pani położyła dziecko na łóżku, a ono tylko kręciło główką. Pomyślałam, że to jednak nie jest dla mnie zagrożenie i wskoczyłem na łóżko, aby przyjrzeć się z bliska. Serducho nieco mi waliło, ale byłem twardy.

 
Nagle poczułem dziwny zapach. O, już zrozumiałem, co to było. A z nos wykręcało. Ale żeby tak na łóżku? Już nawet ja się do tego nie posunąłem. Na dywan, to jeszcze rozumiem, ale łóżko? A pani coś zdjęła, coś zwinęła i cały czas się uśmiechała. Dziwny ten ludzki świat.

 
Nagle słyszę, jak pani mówi, że jestem mądrym, dobrym pieskiem. No przecież wiadomo to nie od dziś. Ale pani mówi "Izerku, chodź do dzidzi, zobacz, malutka Madzia". Nie bardzo miałem na to ochotę, nie do końca mnie ta cała dzidzia przekonywała. Ale skoro pani prosiła, to co miałem zrobić.




Przyznam, że pachniała ta dzidzia tak jakoś...apetycznie. Odważyłem się nawet polizać ją po buzi i nodze. Smakowała... mlekiem. Całkiem przyjemny zapach. Skoro mała tak pachnie to może jest rzeczywiście niegroźna, bo coś co ładnie pachnie musi być dobre.


Przez chwilę zadumałam się nad tym wszystkim. Takiej niespodzianki się nie spodziewałam. Muszę koniecznie opowiedzieć o tym kumplom i zapytać, czy wiedzą coś na ten temat. Chyba Enzo ma w domu takie małe dziecko, może wyjaśni mi co nieco.

 
 Poczułem się tak dziwnie bezpiecznie przy tym małym dziecku. Powiem więcej, poczułem, że jestem większy i silniejszy i powinienem się o nie zatroszczyć. Gdy pozowałem do zdjęć to starałem się nawet nie oddychać, że o poruszeniu nie wspomnę, aby tylko dzidzi nic się nie stało.







 

niedziela, 4 maja 2014

"Grunt to dobry fach w łapie"

            Powszechnie wiadomo, że wiosna i lato to czas sprzyjający remontom, przeróbkom, porządkom itp. Po kilku latach mieszkania dom zawsze wymaga odświeżenia. Wprawdzie nie było jeszcze tak źle, ale posiadanie pieska, mimo samych właściwie plusów dla nas, miało jeden minus  w postaci zniszczonych ścian. Izercio ma dwa legowiska, ale uwielbia pokładanie się przy ścianach, leżenie na plecach i opieranie łap o ściany. W czasie przeciągania i przewracania się wyrzeźbił na ścianach piękne wzory, ma chłopak duszę artysty! Wzory są niepowtarzane, jedyne w swoim rodzaju, umiejscowione do wysokości pół metra na wszystkich powierzchniach odkrytych. Przedstawiają....psią abstrakcję złożoną z kresek o różnej długości, głębokości, kierunku. Pewnie te głębokie są wynikiem koszmarnych snów:)
              W każdym razie na razie postanowiliśmy nie hamować artystycznych zapędów psiaka i przez jakiś czas pozwolić mu działać. Skupiliśmy się na pokoju Ali, która jako nastolatka miała dość żółtych ścian i infantylnych motylków.
               Izercio nie bardzo wiedział, cóż to za zamieszanie w domu. Najgorzej było, gdy Adam zamknął się w pokoju, a psina przez balkon pana widział, ale na pieszczoty nie miał co liczyć.  Postanowił więc pomóc, bardzo czynnie włączyć się w remont. Dobry fach w łapie to podstawa i Izerek kontrolował przygotowanie ścian, dokładnie sprawdził kolor i konsystencję farby, dobrał odpowiedni sprzęt. Co znawca, to znawca.
 


 
                Wiadomo też, że po ciężkiej pracy każdy majster musi mieć przerwę. U dobrego fachowca przerwa nie jest dłuższa niż czas pracy, umie zachować proporcje. Zatem aby wypocząć pojechał na wieś, gdzie degustował mleczyki. Chodził po łące jak owieczka i zjadał same główki kwiatów. Po powrocie spał jak zabity:)