Pierwszy dzień listopada zazwyczaj kojarzy się już z chłodem. Tym razem było nieco inaczej, stosunkowo ciepło, bo aż 7 stopni rano. Postanowiłam udać się z Izerciem nad morze. Ostatni tydzień był dla niego trudny, ponieważ trochę chorowaliśmy, zatem spacerki nie należały do wymarzonych. Gdy tylko psina wpadł na plażę, to zwariował ze szczęścia. A i mnie serce rosło, że mogłam podarować mu te chwile radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz