Czasem na naszego Izerka mówimy George. Wzięło się to stąd, że tak miał zwichrzona sierść, że Ala mówiła "Masz busz na grzbiecie". Skojarzyło się to z pewnym panem o nazwisku Bush, którego imię brzmiało George. Ale bardziej takie imię pasuje nam do arystokraty, a Izercio tak właśnie czasem się zachowuje. Taki rasowiec, spokojny (gdy nie ma piesków), tak pięknie się prezentuje. I tak zaczęliśmy od czasu do czasu z uśmiechem i humorem mówić do naszego słodziaka George:
- George, nie smakuje ci sama karma? No tak, hrabiowskie podniebienie1 - gdy chłopak marudzi przy misce,
- George, nie obrażaj się! - gdy psina patrzy takim obrażonym wzrokiem, kiedy zostaje sam w domu,
- George, złaź z kanapy, natychmiast! - a George i tak za chwilę wejdzie znów,
- George, pobaw się z tą kruszynką, to też piesek! - gdy Izerek patrzy ze zdziwieniem na pętające się mu między łapami małe psinko.
Ale tak poważnie to jesteśmy z niego bardzo zadowoleni, kochamy go bardzo i jest naszym oczkiem w głowie. Wszyscy tylko: Izer, Izerek, Izercio, Izulek, Izeuś, Izerotek itp., itd. A on staje się coraz większym pieszczochem, coraz częściej przychodzi, by go głaskać. Najśmieszniej jest na boisku, gdy podchodzi do każdego z psiarzy i domaga się pieszczot. Wszyscy go lubią, zatem nie szczędzą gestów sympatii.
Najbardziej lubię te jego sterczące włosy nad uszami, takie różki:)
Najchętniej psina zdobywa nowe tereny, a stare poznaje wciąż od nowa. Uwielbia wszelkie wycieczki. Gdy widzi, że się zbieramy i usłyszy magiczne "jedziesz" szaleje. A gdy już wsiądzie do samochodu, to jest szczęśliwy i w zasadzie jest mu wszystko jedno, dokąd jedzie. Ważne, że wycieczka zostanie zaliczona. Ostatnio bywał w lesie i na plaży. Las pełen zapachów to dla Georga raj. Tam zamienia się w Burka i nie słucha nas, tylko wszelkich innych odgłosów. Kałuże i błotko są najważniejsze.
Każda górka, obojętnie co to będzie: błoto, śnieg, mrowisko, stos śniegu, liści, śmieci, no w każdym razie każde podwyższenie terenu, naturalne lub sztuczne, musi zostać oznakowane przez pieska.
A uśmiech towarzyszy mu zawsze i wszędzie, taki już wesołek z tego naszego Georga:)