czwartek, 9 stycznia 2014

"Hrabia George"

          Czasem na naszego Izerka mówimy George. Wzięło się to stąd, że tak miał zwichrzona sierść, że Ala mówiła "Masz busz na grzbiecie". Skojarzyło się to z pewnym panem o nazwisku Bush, którego imię brzmiało George. Ale bardziej takie imię pasuje nam do arystokraty, a Izercio tak właśnie czasem się zachowuje. Taki rasowiec, spokojny (gdy nie ma piesków), tak pięknie się prezentuje. I tak zaczęliśmy od czasu do czasu z uśmiechem i humorem mówić do naszego słodziaka George:
  • George, nie smakuje ci sama karma? No tak, hrabiowskie podniebienie1 - gdy chłopak marudzi przy misce,
  • George, nie obrażaj się! - gdy psina patrzy takim obrażonym wzrokiem, kiedy zostaje sam w domu,
  • George, złaź z kanapy, natychmiast! - a George i tak za chwilę wejdzie znów,
  • George, pobaw się z tą kruszynką, to też piesek! - gdy Izerek patrzy ze zdziwieniem na pętające się mu między łapami małe psinko.
 
          Ale tak poważnie to jesteśmy z niego bardzo zadowoleni, kochamy go bardzo i jest naszym oczkiem w głowie. Wszyscy tylko: Izer, Izerek, Izercio, Izulek, Izeuś, Izerotek itp., itd. A on staje się coraz większym pieszczochem, coraz częściej przychodzi, by go głaskać. Najśmieszniej jest na boisku, gdy podchodzi do każdego z psiarzy i domaga się pieszczot. Wszyscy go lubią, zatem nie szczędzą gestów sympatii.
 
 
Najbardziej lubię te jego sterczące włosy nad uszami, takie różki:)


                Najchętniej psina zdobywa nowe tereny, a stare poznaje wciąż od nowa. Uwielbia wszelkie wycieczki. Gdy widzi, że się zbieramy i usłyszy magiczne "jedziesz" szaleje. A gdy już wsiądzie do samochodu, to jest szczęśliwy i w zasadzie jest mu wszystko jedno, dokąd jedzie. Ważne, że wycieczka zostanie zaliczona. Ostatnio bywał w lesie i na plaży. Las pełen zapachów to dla Georga raj. Tam zamienia się w Burka i nie słucha nas, tylko wszelkich innych odgłosów. Kałuże i błotko są najważniejsze.





          Każda górka, obojętnie co to będzie: błoto, śnieg, mrowisko, stos śniegu, liści, śmieci, no w każdym razie każde podwyższenie terenu, naturalne lub sztuczne, musi zostać oznakowane przez pieska.



A uśmiech towarzyszy mu zawsze i wszędzie, taki już wesołek z tego naszego Georga:)


 
 
 

piątek, 3 stycznia 2014

"Świąteczne wspomnienia"

              Wszystkim życzę dużo radości w Nowym Roku, niech będzie łaskawy i spokojny, niech przynosi dobre chwile, cudowne przeżycia, dobre, szczęśliwe dni.
 
              Święta minęły bezpowrotnie, pozostały tylko wspomnienia. Niestety aura za oknem była bardziej wiosenna niż zimowa, siąpił deszcz, co sprawiało ogólnie smutne wrażenie. Przyroda najzwyczajniej zgłupiała, bo zakwitły forsycje, zbudziły się owady (a może nie zdążyły zasnąć), wyrosły wiosenne rośliny. O tym na blogu fotograficznym:)
               Izerek w czasie świątecznym też miał przywileje. Smakował wszystko, co wpadło mu w pyszczycho i całe szczęście obyło się bez rewolucji. Dostawał suchą karmę, ale jakie w niej były przysmaki!!! Sam poczęstował się karpiem - ta ryba zdecydowanie mu nie zasmakowała. Bardziej przypadł mu do gustu łosoś. Makowiec był całkiem niezły, serniczek również, a pierniczki wyśmienite. Tort zdążył tylko polizać, bo byliśmy czujni. Sałatka uszła, gdy nie udało się ukraść niczego innego, suchy chlebek był przysmakiem jak zawsze. Szyneczka, kurczaczek, pierogi, wędzonka własnej roboty to już rarytasy, które dostawał. Wiedział doskonale, jak, gdzie i przy kim się zakręcić, aby coś skubnąć. Wyglądało to tak, że w czasie przygotowywania posiłków ktoś musiał być w kuchni, a ktoś pilnować stołu.
              Pod choinkę Izerek dostał chrumkającą gumową świnkę. Nie polubił, jej, choć jest ciekawy. Nadal jednak zwiewa, gdy zwierzę zamruczy, a gdy leży w kąciku omija i ignoruje brzydactwo. Zdecydowanie lepszym prezentem była obroża, ucho i ciasteczko. 
 

 
                      Aby zaczerpnąć powietrza i dać możliwość wyładowania energii pieskowi wybraliśmy się do lasu na spacer. Zaraz przy parkingu spotkaliśmy Mastifa Angielskiego, 4-miesięcznego Nero. Nero, "malutki" szczeniaczek był wielkości Izercia. Śmieszny, potykał się o własne łapy.
 



         Chłopaki bawili się wyśmienicie, gdy nagle pojawiły się koniki. Oba psiaki zostały przytrzymane, ale patrzyły z zainteresowaniem. Było im żal, że nie mogą zaprzyjaźnić się z olbrzymami.
 

              Smutki rozwiała kumpela Nero, półroczna goldenka. Szatan, nie sunia. Wpadła jak wicher i nie ustawała w swoim szaleństwie.


Izerek nadążał za dzikusem, ale Nero zawsze zostawał w tyle.




               Właściciele suni patrzyli na Izercia z pewną zazdrością, wypytywali o wszystko, ponieważ przy niej prezentował się okazale.
 

           Była sympatyczna i miała temperament. Nie sposób było jej pogłaskać, wciąż biegała między jednym chłopakiem, a drugim.
 



             Podczas gdy goldenki biegały po wykarczowanym polu, Nero osłabł i było mi żal biedaka. Położył się i tęsknym wzrokiem wodził za kumplami.






Izerek jednak był nie do pokonania. Patrzył, jakby chciał powiedzieć "I co, wymiękacie?".




 Gdy pieski poszły swoją drogą, Izerek chwilę odpoczął na leśnej ścieżce.


Ale za chwilę znów brykał, skakał między dołami, gałęziami, aż bałam się, że coś sobie zrobi.





                Uśmiech nie schodził mu z pyska. Był wreszcie szczęśliwy, że mógł pobrykać. Grudziądzkie trawniki są makabryczne, a w parku luzem biegać nie może.


 
             Po takich spacerkach psina spał, a potem z ochotą uskuteczniał świąteczne żebractwo. Niestety u rodziców nie było jego piesków i mały cieszył się choćby z namiastki pieskowych szaleństw. Było widać, że zmiana miejsca wpływa też na psiaka. Dość łatwo się przystosował, ale jednak tęsknił.