piątek, 21 marca 2014

"Wiosna"

             Na wiosenną zmianę czasu ( a ona tuz tuż) zawsze czekam z utęsknieniem i jestem w swych oczekiwaniach bardzo osamotniona. Całe szczęście, że mam Izercia, bo on lubi każdy ruch rano i zawsze mi towarzyszy, gdy tylko wstanę. Gdy budzę się o 4.00 to muszę się czymś zająć, bo przecież nie pójdę o takiej godzinie na spacer, nie zacznę gotować, ani sprzątać. Najczęściej robię kawkę i nadrabiam zaległości komputerowe, którym sprzyja poranna cisza i spokój wokół. Izerek przychodzi, siada obok, podaje łapę i patrzy w oczy. Gdy mówię, że jeszcze nie czas na spacerek, to kładzie się u moich stóp ( a właściwie w dziwnej kombinacji między biurkiem a nogami fotela) i cierpliwie czeka. Mądra psinka.

 
            Gdy czekanie trwa zbyt długo spod moich nóg wydobywają się westchnienia, cmokania, ciamkania, a nawet ziewanie. Czyżby piesek był znudzony oczekiwaniem na spacerek?
 
  
            Wiosna sama w sobie chyba u wszystkich budzi same dobre emocje. Chce się żyć, działać, zmieniać, być aktywnym. Ochoty na spacerki też jest więcej, bo po cóż siedzieć w domu. Posiadanie psa to obowiązek, ale też ogromny plus, bo człowiek więcej się rusza. A posiadanie Izerka? To wielkie szczęście i radość, ponieważ powrót do domu jest przyjemnością, gdy widzi się tak ogromny entuzjazm psiny.
             Weszło już w nawyk, że raz w środku tygodnia, gdy szybciej kończę pracę wracam pędem do domku i zabieram Izerka nad morze. Robię przyjemność sobie i jemu, nie wiem, komu większą.
 

             Izercio na plaży bywa dwa razy w tygodniu i chyba rozumie jak mówię "będziesz pływał". Wie, że idzie do auta, godzi się z jazdą w bagażniku (nie ma wyjścia). Tylko czekam, kiedy na sygnał "będziesz pływał" założy płetwy, okularki  i czepek:) i spakuje kocyk. Jednak po tych plażowych wypadach auto wygląda....no źle wygląda. Całe w piachu, śmierdzące wilgocią, a tylna szyba pośliniona przez Pysia - niewiele świata przez nią widać.


        W domu nie jest lepiej, bo piaskownica jest tam, gdzie piesek. Przez długi czas z kudełków spada drobny piasek, który potem chrzęści pod papciami. Ale czymże to jest w porównaniu z wielką radością machającego ogona? W soboty, gdy idę około 15 kilometrów piesek zasypia już w bagażniku. Wchodzi do domu, pije michę wody i śpi dalej do wieczora. Czasem zjada posiłek, czasem odpuszcza, taki jest wykończony.


           Ale w czasie długiego spaceru jest bardzo zajęty: pływa, kopie, biega za pieskami, potem goni panią, wyjada ptakom chlebek,  podziwia widoki, wyławia kamienie nurkując, tarza się w piasku, węszy, smakuje muszelki i kamloty, tropi zwierzaki duże i małe, wita się z ludźmi, marzy, myśli, knuje, kombinuje. To wszystko trwa około 3 godzin i potem trudno się dziwić, że mały nie ma siły na nic.
 
  
             Ostatnio jakiś starszy pan przyszedł karmić ptaki. Zleciało się całe stado, ale zanim zdążyły coś skubnąć w wodzie pojawił się wielki MEW o imieniu Izerek i wyjadł ptakom bułkę.



                Co pan rzucił, to piesek zjadł. Oczywiście z wielkim zadowoleniem na pyszczychu. Biegnę do niego (bo oczywiście żarcie wyczuł z daleka), krzyczę, wołam, proszę, a on nic. Za to pan do mnie "Niech się pani nie boi. Świeży chlebek mam, nie otruje się.". Cóż, wzruszył mnie staruszek tym zapewnieniem, szkoda, że nie dodał "Jestem tu codziennie, pani przyprowadza pieska, to się biedak naje".

 
               Zadziwiające jest to, że choć to duży pies, nie budzi strachu. Ludzie nie boją się tego szaleńca, widzą, że nieszkodliwy. Ale Izercio macha ogonkiem, patrzy na ludzi z tym swoim uśmiechem i generalnie zainteresowany jest tylko łapaniem patyka w wodzie.



             Nie wszyscy znają przecież goldeny, nie wszyscy wiedzą, że to łagodne psy, a jednak jego spojrzenie wystarczy, aby zaufać temu sympatycznemu stworkowi. Zatrzymują się, podpatrują, śmieją, nawet jak się wytrzepie prosto na nich, to pozostają radośni. Ot, goldenkowy urok osobisty.


 FILM: Wiosenne plażowanie

             W Sopocie są kutry, a przy kutrach resztki rybek. Piesek jeszcze nie wyczaił, że można spróbować padliny i całe szczęście. Tym razem ptaki są szybsze i chwała im.
 
 

             Wiosna daje znaki już od dłuższego czasu i Izercio także je zauważa. Czasem zainteresują go przekwitające  już przebiśniegi, czasem krokusy, ale im się tylko przygląda i wącha. Jedzeniowo natomiast nie pogardzi młodą trawką, listkami na krzakach, które też mają pewnie wiele witamin.
 



 
 
Z okazji nadejścia wiosny życzymy wszystkim optymizmu,
słonka, uśmiechu, dobrych, radosnych dni.
 
 









piątek, 14 marca 2014

"Przygotowania do sezonu"

              Izerek zrozumiał, że długi i ciepły dzień zwiastuje częstsze i dłuższe spacery. Postanowił więc przygotować się do sezonu i szlifuje formę.
              Po pierwsze nadal trenuje głos. Wie, że nam się to nie podoba, wie, że w domu nie może szczekać, zatem zaczyna od takiego zabawnego ruszania pyskiem, bezgłośnego, jakby chciał dać głos. Staramy się reagować na każde szczeknięcie, bo bas mógłby być powodem sporów sąsiedzkich.
             Po drugie postanowił być mistrzem gry w pyszczulopiłkę  (czyli piłkę nożną ale dla piesków). Ma kilka piłek w domu, same "flaki" oczywiście i bardzo lubi się nimi bawić. Skubie, podrzuca, rzuca, ciamka. Już niedługo pieski zaczną szaleć na boisku i chce być najlepszy.
 
 
 
           Trening bywa bardzo wyczerpujący i Izercio robi sobie przerwy. No ale przecież doświadczony zawodnik wie, że nie można się przeforsować. W przerwie czas na mizianki, wymuszanki i takie tam psie sztuczki.
 
            
           Po trzecie umawia się ze swoją Abi i stojąc w oknie wypatruje, czy sunia wyszła. Abi mieszka w naszym bloku, który jest w kształcie litery U prawie dokładnie po przeciwnej stronie. Izerek opiera łapy na parapecie i zerka. Zastanawiam się poważnie, czy nie kupić mu telefonu komórkowego, aby mógł komunikować się szybciej.


Zwróćcie uwagę na zielonego pluszaka - to kolejne dzieło Izerka Rozpruwacza.


             Po czwarte rozpoczął ( o ile kiedyś go skończył) sezon kąpielowy. Opanowanie go, utrzymanie i wymuszenie jakiejkolwiek karności przy dojściu do plaży jest raczej niewykonalne. Ciągnie jak szalony i tylko czeka na spuszczenie go ze smyczy, by mógł z prędkością światła pognać do wody. Nie interesuje go wtedy nic wokół, ani ludzie, ani ptaki, ani nawet inne pieski. Dobiega do brzegu, moczy łapy i czeka, aż rzucę mu patyk do wody. Jest bardzo silny i trzymanie go może grozić utratą ręki. Zatem prościej i bezpieczniej jest pozwolić mu dobiec do wody i mieć spokój, a poszczególne części ciała zachować w nienaruszonym stanie.
 






Ale super z niego gość!!!

       
               Ludzie idący plażą zawsze przystają i patrzą na wariatuńcia, z uśmiechem, ale niektórzy z ogromną troską. Szczególnie starsi ludzie są zaniepokojeni. Muszę odpowiadać na liczne pytania typu: czy się nie przeziębi, czy nic mu nie będzie, czy się nie rozchoruje, czy on tak zawsze. Cóż, on tak zawsze i o każdej porze roku. Tylko przy silnych mrozach rezygnujemy z plażowego spaceru, bo to jedyna możliwość, aby pies się nie kąpał.
             

piątek, 7 marca 2014

"Kombinator to moje drugie imię"

               Zima w tym roku mnie zawiodła, bo przyszła późno, trwała krótko. Zatem obraziłam się na nią i razem z Izerkiem cieszymy się z przejawów wiosny. A że nastała nie ma żadnych wątpliwości.

 
                Chłopak oszalał już na początku lutego, kiedy to jeszcze mrozy i śnieg nie zwiastowały nadejścia zmian. Najpierw było wymuszanie spacerków poza planem. Oczywiście nie trudno się domyśleć, że zawsze osiągał cel. A na spacerze ciągnął jak dzikus. Potem urządzał strajki głodowe, sami nie wiemy, czy w ramach protestu dotyczącego suchej karmy, czy może chodziło o nasz wyjazd, czy też się zakochał. Za prawdopodobne przyjęliśmy ostanie rozwiązanie. I znów zaczęły się cyrki przy pieskowej miseczce. Wet mówił, aby go przegłodzić, wreszcie sam trafi do michy. Ale mnie było żal biedaka, który nawet nie zbliżał się do miski, był jakiś zamyślony, zatroskany. To, co dostawał jako dodatek przechodziło wszelkie granice: jajecznica, sosik, zupka, mięsko, makaron, kiełbaska, chlebek, tarte żwacze, płatki owsiane, zupy wszelkiej maści (ogórkową i pomidorową lubi najbardziej), okruchy drożdżówki itp. A mały zjadał, jedną, niepełną miskę karmy z tysiącem dodatków w okolicy obiadu, na raty, z niechęcią.
            Aż tu pewnego dnia, w desperacji wpadłam na inny pomysł. Uznałam, że nie można mu suchych kulek niczym mokrym traktować, żadnym sosem, czy polewką, bo potem muszę to wyrzucać. Zatem posypałam mu porcyjkę.... bułką tartą. Wciągnął, że aż miło.''


         I tak od dwóch tygodni psina je karmę, z plastrem szynki, kawałkiem pokrojonego chlebka i posypaną bułką. Ekonomicznie i zdrowo.  Wszyscy śmieją się, że nie widzieli jeszcze psa, który połasiłby się na taki rarytas. Ale niech się śmieją, cel został osiągnięty, dwie michy dziennie znikają, pies wygląda normalnie, ma siłę i energię.
 
 
 
           Niestety przy tych kombinacjach z miską wykształciłam u niejadka jeszcze jeden zwyczaj, nawyk. Izerek jest bystry, uczy się bardzo szybko i wystarczyło mu raz pokazać, aby zrozumiał. Chodzi o to, że chłopak przychodzi się chwalić, tak jest od dawna i jest to zabawne. Zje jedzenie, przychodzi "powiedzieć" i oczekuje na pochwały.  Idzie na spacer, musi o tym wszystkim zakomunikować. Wraca z dworu to też, po wytarciu łap, chwali się, że był, że wrócił, że jest.
         Ale w tym głodowym czasie, gdy zjadł miskę karmy, chwaliłam psa pod niebiosa, ciesząc się, że nie padnie na spacerze. Dawałam mu w nagrodę kawałek chlebka, plaster kiełbaski itp. I ten łobuz zapamiętał, zakodował w łepetynie. Teraz po zjedzeniu przychodzi, patrzy, popiskuje, zaczepia łapą, czekając na moje pytanie "Co chcesz?" i  powstanie z miejsca. Wtedy wyprężony jak struna, z falującym ogonem, w podskokach prowadzi do kuchni, jakby chciał powiedzieć "Spójrz w moją miskę, wylizana! Chyba coś się należy?". Staje przy szafce z chlebem, macha radośnie kitą i czeka. No więc daję mu nagrodę w postaci kawałka kromki i chwalę, że dobry, że zjadł. Nie chcę, aby pies wywnioskował, że ma taką niedomyślna panią ha ha ha:) Gdy dostanie zbyt mało, albo udaj, ze nie wiem, o co chodzi bywa zasmucony, obrażony, nieszczęśliwy.
 
 
         Chwilowo przeszły mu też westchnienia, choć od miesiąca chce wychodzić na balkon. Staje lub leży i wącha. Myślę, że czuje wiosnę i suczki. Spacer oczywiście trwa długo, bo spod śniegu wyłoniło się całe mnóstwo zapachów trawnikowych. Ale takie życie, cała radość pieska z tego, że wącha, biega, znajduje.
          Izercio niedługo skończy dwa lata. Aż niemożliwe, a jednak. To już dorosły piesek. Widać to po jego posturze, ale też szczekanie stało się niskie, basowe, donośne i świadczy o tym, że gość dorósł. Gdy idzie na boisko, to jego "darcie mordki" słyszę w domu. A na co szczeka? Nie na pieski, nie na ludzi, tylko w obronie swojej zdobyczy. Gdy ma kamyk, czy patyk, to ostrzega zbliżających się kumpli, aby nawet nie próbowali się zbliżyć, bo i tak będzie szybszy. I rzeczywiście. Nigdy nikomu nie zabiera nic na siłę, ale cierpliwie czeka na moment nieuwagi psa i wtedy błyskawicznie porywa zdobycz. Potem z całych sił broni swego łupu i nikt nie jest wstanie go dogonić, być na tyle sprytnym, aby mu odebrać go odebrać. Izerek jest też najwyższy, więc czasem wysoko podnosi głowę i małe psiaki nie dają rady. Do tego to groźne szczekanie. Strach się bać:)
         Jednak w domu, gdy kumple nie widzą, to nadal skory do zabawy i głupot psina. Radosny, spokojny, mądry, cierpliwy (wyjątek stanowi wieczorne spotkanie boiskowe).