piątek, 25 lipca 2014

"Wiejskie leniuchowanie"

        Tradycyjnie skorzystaliśmy z Izerciem z gościnności mojej koleżanki i wybraliśmy się na kilka dni na wieś. W mieście upały doskwierały bardzo, choć nad morzem i tak nie ma co aż tak bardzo narzekać, bo zawsze jest wiaterek. Ale tam było miło, nawet burza i ciepły deszcz były czymś wspaniałym. Mały zaraz po przyjedzie obiegł teren razem z ciotka Luśką, zapoznał się ze smakiem miejscowej, zdrowej trawy.
 
 
 
       
            Przez pierwszy dzień Izerek był moim cieniem, chodził za mną krok w krok. Gdy znikałam w łazience lamentował pod drzwiami. Nie spał, cały czas czuwał, choć oczy same mu się zamykały. To samo z Luśka, ona tez pierwszego dnia ma zaburzony rytm. Mały nie rozumiał, ze cała przestrzeń należy do niego, że może swobodnie biegać.
 
 
         Brakowało mu trawnikowych zapachów. Musiałam wychodzić z nim na spacer, aby mógł się załatwić. Ot miejski piesek. Ale nie omieszkał sprawdzić, czy w miejscu ogniska nie zostały czasem jakieś zapomniane przysmaki.
 
 
 
 
 
        Drugi dzień był już lepszy, psiaki poczuły się pewniej i swobodniej. Izercio pozwalał sobie na drzemki, ale cały czas wolał mieć mnie w zasięgu wzroku. Luśka pilnowała obejścia czasem poszczekując. Izerek raczej pilnował domu, sprawując leniową służbę na tarasie.
 
 
 
 
  
        Trzeci dzień to już był relaks. Spanko przedpołudniowe, pogoń za kamykiem. Oczywiście żebractwo obu piesków odbywało się każdorazowo, gdy ktoś pojawiał się w kuchni. Pieski na wsi lepiej znosiły upały. Izerek rezydował w cieniu, na kafelkach. czasem ze swoim misiem.
 
 
 
 Luśka na słonku, najlepiej na leżaczku, na kanapie, pod kocykiem. Dwa zupełnie różne typy. Izerek śpi na podłodze, Luśka w legowisku, najlepiej zawinięta w koc.
 
 
         Gdy ostatniego dnia powiedziałam "jedziemy do domku" mały pierwszy był przy aucie. Siedział i pilnował drzwi, abym przypadkiem się nie rozmyśliła lub co gorsza nie wsadziła go do bagażnika. Wyraźnie pokazywał, gdzie jest jego miejsce i jak bardzo chce wrócić do domku.
        Po powrocie do domu piesek radośnie przywitał się z panem, napił i padł. Spał do rana, snem spokojnym, czuł się bezpiecznie w swoim domku.
 

                 Dziś Izerek jedzie na wczasy do dziadków, a my zmykamy na swoje. Patrzę na tego słodziaka i mam wyrzuty sumienia, ze jedziemy bez niego. Oczywiście zadecydował fakt, że on źle zniósłby podróż i pobyt. Jednak będziemy za nim tęsknic, bardzo, bardzo mocno, bo to członek rodziny. Zostaje pod najlepszą w słońcu opieką, choć współczuje dziadkowi karmienia tego niejadka.
                 Do "napisania" :) 

niedziela, 20 lipca 2014

"Plaża pieskowa"

            Sopot, a właściwie Gdańsk i Sopot,  uczyniły gest w stronę piesków. Pozwolono im być na plaży od godz. 18.00 do 24.00  miedzy trzema wejściami. Dobre i to. W tygodniu, gdy nie ma czasu na wypady nad otwarte morze, zdarza się nam bywać.
 
 
           Bardzo groźny pies, normalnie można się przestraszyć:) A Izerek zwyczajnie woła "No rzuć mi patyk do wody, szybko, szybko!".
 
 
             Pewnego dnia spotkaliśmy tam roczna goldenkę Kawusię. My jesteśmy zwariowani na punkcie Izerka, ale właścicielka Kawusi pobiła nas na głowę. Była tez pełna zachwytu nad naszym chłopakiem, ale trudno nie zachwycić się tak pięknym psem.
 
 
 
 
 
 
            Po raz kolejny stwierdzamy, że suczki maja więcej energii, ze je wprost roznosi. Kawusia cały czas pływała, prawie w ogóle nie wychodziła na brzeg. Właścicielka opowiadała, że odkąd sunia przestała się bać wody, nie  opuszcza jej ani na chwilę, korzysta z każdej okazji.
            Była tez inna sunia, terier, po operacji stawów. Ledwo chodziła, ledwo stała na wygolonych nóżkach, było widać, jak skręca się całe ciało w okolicy bioder. Operację przeszła 3 tygodnie temu, teraz ma rehabilitację, ćwiczenia i naświetlania. Żal było patrzeć na tak młodego, a tak chorego psa. Pani mówiła, ze w miocie były 4 pieski i wszystkie mają tę sama dolegliwość. Tragedia. Trzymam kciuki, aby ta sympatyczna sunia doszła do siebie.  

 

poniedziałek, 14 lipca 2014

"Prywatne życie hrabiego"

                     Hrabia nasz ukochany jest cudnym, wspaniałym psem. Ostatnio nawet rozmawialiśmy z Adamem, że nie było powodu, aby się na niego gniewać (no może jak jadł w krzaczorach kiepskiej jakości rarytasy). Jest spokojny, spolegliwy, radosny, nie narzuca się, nie jest namolny, bez problemu zostaje w domu, nie hałasuje, nie niszczy. Naprawdę pies idealny, no może poza jedzeniem, ale to osobna historia.
 
 
                   Izercio ma ogromną kolekcję przytulanek, nieustannie pranych i cerowanych, a potem wyrzucanych. Ten miś jest już w tak opłakanym stanie, że aż wstyd trzymać go w domu. Wyprałam, odłożyłam, aby jeszcze spróbować coś połatać, a łobuz zawsze wypatrzy i zanosi do siebie.
 
 
              
          Wszelkie podróże, kiedy ma okazję pobrykać są przez psinę uwielbiane. Był już u dziadków na działce, przyzwyczajając się do 2-tygodniowego pobytu latem.
 
 
 
 
                    Izerek ubrał też okulary. Po co? Aby sprawdzić, czy ten ludzki wynalazek jest skuteczny i przydatny. Nie mógł biedak uwierzyć w to, że mając okulary na nosie i umiejąc czytać pan popełnił gafę zamawiając mu kolejny wór suchej karmy. Myślał, że może te okulary, które pan zakłada to taka ściema. 
 
 
 
                  Natomiast okulary słoneczne uznał za bardzo przydatne i pożyczył je od Ali. Przecież nie tylko ludzie muszą chronić oczy przed słonkiem. Nie pozostaje nam więc nic innego jak położyć pieska na leżaczku, wręczyć drinka z palemką i wachlować.



              Psina zazwyczaj śpi tam, gdzie jego pan. Gdy pana nie ma, tam gdzie ja. W nocy parę razy zmienia miejsce pobytu. Zdarza się też, że ładuje się do łóżka Ali. Biedne dziecko ma wówczas mniej niż połowę łóżka, śpi skulone, bo przez sen nie ma siły aby zepchnąć psa.



             Legowisko w sypialni, nieco już za małe, zużyte i brzydkie jest tym, w którym piesek czasem śpi. To większe, ładniejsze, które ma w przedpokoju służy do dziumdziania przysmaków, ukrywania zabawek i skarbów oraz sygnalizowania, że coś mu dolega. Śpi tam rzadko, w zasadzie tylko, gdy jest bardzo zmęczony po długim rannym spacerze, a i to krótko.
 





                 Ostatnio hrabia zawitał nawet na biurko. Dlaczego? Bo były tam przysmaki, a na wejście zezwoliła Ala. To tylko tak do zdjęcia, Izercio nie wchodzi na stoły. Jeszcze nie:)



 
              Potrafi jednak wejść panu na kolana, gdy bardzo chce iść na spacerek. Potrafi wskoczyć na łóżko, gdy słyszy jedziemy, a pan, czy Ala jeszcze śpią.
              Izerek jest też bardzo porządnicki. Gdy w kuchni na stole zostaje coś do jedzenia, Izerek tak długo daje znaki, że trzeba przyjść do kuchni i schować przysmaki. Oczywiście wcale nie liczy na jakiś kąsek:)
              Ma też zwyczaj picia wody ... na balkonie. Nie pamiętam już, czy o tym pisałam. Jedna miska, z ciągle świeżą wodą stoi w  kuchni. Ale gość woli poidło na świeżym powietrzu, choć w tej wodzie czasem pływa kurz i listki. Jest smaczniejsza.
             Doskonale też wie, gdzie są jego przysmaki. Gdy tylko przystawiam taboret do szafki już zagląda do kuchni w pełnej gotowości. Doskonale też orientuje się, w której szufladzie jest chleb, bo nauczył się, że po zjedzonej pełnej misce karmy dostaje nagrodę w postaci chlebka. No dobrze, ja go nauczyłam. Cały czas zastanawiamy się, kiedy mały opanuje sztukę otwierania skarbca.



niedziela, 13 lipca 2014

"Alergia"

        Jakiś czas temu Izerek był szczepiony przeciw wściekliźnie. Weterynarz już wiedział, że nie można wykonywać zastrzyków podskórnie tylko domięśniowo, bo nasz chłopak jest wyjątkowo wrażliwy i robi mu się guz wielkości pomarańczy. Szczepienie zniósł dzielnie, dostał nagrodę.
        Po tygodniu Adam pojechał z psinkiem na kolejne szczepienie. Izercio został zaszczepiony preparatem Nobivac DHPPI (przeciw nosówce, adenowirozie, parwowirozie, wirusowi parainfluenzy) oraz preparatem Nobivac L4 (przeciw leptospirozie u psów). Pan, chcąc wynagrodzić mu wizytę u weta postanowił go zabrać na chwilę na plażę, aby wieczorową porą schłodził się po upalnym dniu. Izerek wybiegł z auta i radośnie bryknął ku plaży. Dobiegł nad brzeg, stanął jak sparaliżowany. Adam myślał, że czegoś się przestraszył. Podbiegł do psiny, a ten zwymiotował i padł na piasek. Nie był w stanie ruszyć łepkiem. Po chwili próbował wstać, ale nogi mu się plątały, nie miał siły. Adam zadzwonił do weta, a ten mówił, że może to być reakcja po szczepieniu i trzeba małego przywieść do kliniki. Ale jak? Waży 40 kilo, jest bezwładny. Już miałam wsiadać w samochód i jechać pomóc, ale jakoś Izerek wstał, pomału kuśtykał, jakiś facet pomógł Adamowi.
        Weterynarz zbadał małego, zmierzył temperaturę, która była normalna, obejrzał osłuchał, nic się nie działo, pisina odzyskiwał siły. Wrócili do domu, poszli jeszcze na krótki spacerek wokół domu - patrzyłam z okna, jak Izercio bryka. Gdy przyszedł napił się wody, położył na kafelkach, bo to jego ulubione miejsce. Ale po chwili poszedł do swojego legowiska w przedpokoju, co zawsze jest sygnałem niepokojącym. Dlaczego? Izerek wie, że to jego miejsce, ale pojawia się w nim tylko w następujących sytuacjach:
  • gdy dostaje przysmak i słyszy "do siebie",
  • gdy po zabawie ukradnie jakąś zabawkę i chowa ją w swoim królestwie,
  • gdy bierze plastikową butlę i gryzie dla zabawy,
  • kiedy znosi tam zdobyte skarby: kamyki, patyki itp.
  • gdy wychodzimy do pracy, a on musi opuścić miejsce przy drzwiach, spokojnie kładzie się w legowisku
  • kiedy jest wykąpany i tarza się jeszcze mokry
  • gdy czyszczę mu uszy i musi się wytarzać.
  • kiedy coś go boli
  • kiedy chce wymiotować.
          
            Te dwie ostatnie sytuacje łatwo odróżnić od pozostałych. Gdy więc mały poszedł do legowiska, to od razu byliśmy czujni. Podrapał się po pysku i zapiszczał. Natychmiast wzięłam go do okna, do światła i przeraziłam się. Na pysku pojawiły się zgrubienia wielkości ziarna grochu, z których zaczynała płynąć krew. Za chwilę zauważyłam, że pysk i oczy zaczynają puchnąć, dosłownie w oczach. Natychmiast ruszyliśmy do weta, który przez telefon mówił, że trzeba szybko przyjechać, że mały dostanie zastrzyk i będzie dobrze, że to silna reakcja alergiczna. W ulotce do tej drugiej szczepionki jest napisane, iż "okazjonalnie może wystąpić przejściowa ostra reakcja nadwrażliwości - anafilaksja". I to właśnie się wydarzyło.
             Byłam przerażona, przez krótką drogę do lecznicy miałam czarne myśli. Wet przyjął nas natychmiast. Gdy golił mu łapkę do zastrzyku dożylnego miałam łzy w oczach. Lekarz mówił, że reakcja alergiczna ustąpi po kilku - kilkunastu godzinach. Od razu zapisał w karcie i w książeczce Izerka, aby nie podawać mu leku Nobivac L4. To nowsza wersja szczepionki, którą dostał rok temu, o szerszym spektrum działania. Niestety nasz wrażliwiec tego nie tolerował.
         Opuchlizna ustępowała już po kilku chwilach, po powrocie do domu psina czuł się wyraźnie lepiej. Ale co przeżyliśmy, to nasze. Nikt nie spodziewał się takiej reakcji. Wymioty i bezsilność około pół godziny po szczepieniu, a opuchlizna około 3 godzin po. Ale tak się zdarza, tak jak u ludzi, kiedy nieodpowiednia reakcja pojawia się nagle, nieoczekiwanie, wcześnie o niej nie wiemy. W ubiegłym roku wszystko było dobrze, w tym roku było właśnie tak. Dobrze, że do weta mamy blisko, że klinika pełni dyżur całą dobę.
         Wstawałam do niego w nocy, ale już opuchlizna zeszła, mały machał ogonkiem jak zwykle. Rano radośnie podreptał na spacerek, spotkał ukochaną Abi. Gdy wróciłam z pracy i głaskałam Pysia zauważyłam, że w pachwinie ma rozdrapane coś, co wygląda jak reszta kleszcza. Dostaje kropelki, regularnie, ostatnie tydzień temu, a jednak coś się przydarzyło.  Dotychczas spotkaliśmy dwa martwe, kleszcze, takie, które nie zdążyły się napić. Nie miałam wyjścia, jak tylko zabrać Izerka do weterynarza. Było mi go strasznie żal. Poszłam do najbliżeszego weta, na osiedle, bo nie chciałam ciągnąć go dalej. Nie był zadowolony, oj nie.
         Następnego dnia odkryłam wysypkę na uszach. To już drugi raz, podejrzewam, że to wina preparatu do czyszczenia uszu. A stosuję ten sam od zawsze.
         Mam nadzieję, że przez najbliższy rok w gabinecie weterynaryjnym się nie pojawimy. Pan weterynarz kocha Izerka, ale on tej miłości nie odwzajemnia.
 

poniedziałek, 7 lipca 2014

"Jarosławiec"

                   Jarosławiec to niewielka miejscowość na polskim wybrzeżu. Kilka lat temu stała się popularna dzięki temu, że wybudowano to duży wodny park rozrywki. Zawożąc Alę do dziadków postanowiliśmy sprawdzić, co to za miejsce.
                  Po sezonie pewne ciche i spokojne, a teraz gwarne i pełne turystów. Czyli nie dla nas, nie lubimy takich tłumów, smażalnianych zapachów, kramów i straganów z ciuchami i rekwizytami plażowymi. Najpierw pojechaliśmy na plażę poza miejscowością, aby psina miał radochę i mógł popływać. Tam było trochę luźniej i spokojniej. 
                 Izerka radość była tym większa, że na brzegu było pełno różnej wielkości kamieni. Szalał, bo inne słowo nie oddaje jego zachowania. Kopał, przesuwał kamlotki, a potem wynosił je w pysku, składował na brzegu - słowem miał jakiś plan. Śmialiśmy się, że będzie budował kamienną budę na plaży.
                 Izerka nie sposób wyciągnąć z wody. Gdy tylko siadamy na kocu, on siada na brzegu i szczeka. Gorzej niż z dzieckiem, trzeba cały czas zajmować się bestyjką. Jest bardzo zaniepokojony, gdy Adam wypływa dalej i nurkuje. Wtedy biega po plaży, szczeka, płynie w jego stronę i wraca, znów płynie. Nie lubi psina takich sytuacji, oj nie lubi. Gdy pan wychodzi piesek szarpie go, szczeka, piszczy, machając oczywiście ogonem, jakby chciał powiedzieć: "Martwiłem się! Nie rób więcej takich numerów!".

 
 
 


 
 





 Lubimy tę minę, gdy czegoś szuka. Skupiony, zmarszczony, poważny:)


 
 

  


Tyle skarbów było na plaży, że Izercio zgłupiał. Nie wiedział, gdzie uderzyć najpierw.
 

A poniższa fotka specjalnie dla Bemalg:)