poniedziałek, 28 grudnia 2015

"Świąteczny ... wiosenny"

        Pogodowo Święta zawiodły mnie bardzo. Uwielbiam śnieg i mróz, a tego roku pogoda była iście wiosenna. Gdy dziś zobaczyłam jeszcze róże na klombie, nie, nie stare, ale świeże, które dopiero rozkwitły to złapałam się za głowę. 
        Wigilia i pierwszy dzień Świąt były słoneczne, zatem Izerek miał spacerków całe mnóstwo. Model z niego przedni, zatem i fotki, autorstwa Ali, też piękne.
 




 Opalanie w promieniach .... zimowego słońca.





 Spacer do lasu bez gryzienia patyków byłby nieudany. 







         Drugiego dnia wybraliśmy się wieczorem na Rynek zobaczyć choinkę i żywą szopkę. Gdy doszliśmy do celu lunęło jak z cebra. Baranki, owieczki, osiołki, kozy i co tam było schroniło się pod dach swojej szopy, a ludzie w popłochu opuszczali piękne miejsce. Gdy doszliśmy do domu byliśmy przemoczeni, a psina wyglądał, jakby pływał z godzinę. 

wtorek, 22 grudnia 2015

"Świątecznie"

      Zbliżają się Święta i wypada napisać parę słów na blogu. Tematów sporo, ale zawsze coś ważniejszego do zrobienia. 
       Izerek czuje się znakomicie, nawet lekko przytył. Powód? Otóż od 2 tygodni jada regularnie dwie porcje suchej karmy. Dziwne? Oczywiście w przypadku Izerka to wręcz nienormalne, zatem musi być gdzieś haczyk i jest. Nasz piesek je suchą karmę, na którą pocieram mu upieczone przez Alę pierniczki. Ma dziewczyna talent, bo psina oszalał na punkcie tych ciasteczek. 
         Gdy Ala upiekła któregoś wieczora pierniczki po raz pierwszy, raczej tak dla przetestowania przepisu nie spaliśmy prawie całą noc. Gdy coś dobrego dla hrabiego, czyli chleb lub ciasto zostaje na blacie w kuchni, to piesek jest bardzo czujny i co chwilę przychodzi nam przypomnieć, że nie schowaliśmy, czytaj: należny mi się kawałek! Pierniki musiały ostygnąć, ale małpiszon chodził od jednej strony łóżka do drugiej. Gdy wreszcie wstałam, wściekła jak nie wiem, młody zaprowadził mnie do kuchni. Wystarczyło schować pierniczki i nocka stała się spokojna. No ma chłopak swoje przyzwyczajenia. I mądrala jest. Zawsze informuje nas, że zjadł z miski (wyjątek stanowi sytuacja, gdy z nim siedzę przy misce). Trzeba wtedy iść z nim do kuchni, bo nie da żyć. Jeśli nie zjadł wszystkiego, to wystarczy powiedzieć, że nie zjadł,  że oszukuje i sprawa jest zamknięta. Pies uznaje wtedy, że nie udało się nas naciągnąć. Ale gdy rzeczywiście zje wszystko, wtedy nie odpuszcza, siada przy szufladzie z chlebem i trzeba mu kawałek dać. 
         Pierniczki jednak okazały się skuteczne przy karmieniu bestyjki. Siadam z nim i po kawałeczku pocieram piernik na karmę. On zjada trochę i czeka. Znów pocieram i tak aż do skutku. Gdy pomyślę sobie o tych latach siedzenia z psem przy misce, to mam zawroty głowy. Ale cóż zrobić, skoro nasz kochany Izerek potrzebuje towarzystwa. Kto nie miał niejadka, to nie zrozumie.
         Dzięki pierniczkom nasz bohater zaliczył również egzamin posłuszeństwa w kwestii szkolenia ratowniczego i przeszedł do następnej grupy. Byliśmy z niego bardzo dumni, bo na 40 punktów zdobył 36. Oczywiście następny egzamin będzie dużo trudniejszy, bo jest tam aportowanie. To coś, czego Izercio nie chce pojąć. Dla niego rzucenie czegokolwiek oznacza zabawę, głównie taką, że on to złapie, a my go gonimy. Jeśli już przyjdzie, to tak zaciska szczękę, że wyjęcie przedmiotu jest niemożliwe, o dobrowolnym oddaniu nie wspominam. W domu robi to świetnie, ale na dworze nie ma mowy.  Tu już nawet pierniczki tracą magiczną moc. Jedyna nadzieja w tym, że większość punktów będzie za zadania w wodzie, a tam radzi sobie nieźle. 
         Cóż jeszcze? Niezmiennie to, że jest to najwspanialszy pies na świecie, nasz ukochany pieszczoch i członek rodziny. Kochamy go nad życie i on tez nas kocha, zatem wszystko jest tak, jak być powinno. Dziś miał zrobiona sesję przedświąteczną. Da sobie zrobić wszystko, ale mina wyraźnie świadczy o ty, co myśli na temat takich zabiegów i przebieranek. W każdym razie:

Życzymy wszystkim 
radosnych, spokojnych, pełnych wzruszeń i szczęścia 
Świat Bożego Narodzenia,
odpoczynku i relaksu w gronie najbliższych.















sobota, 28 listopada 2015

"Gapuś"

     Izerek da sobie i z sobą zrobić wszystko. Jest bezkonfliktowy, całkowicie pozbawiony agresji, ale też ufny. My wiemy, że to nasz kochany ciapek, gapcio, ale na spacerze jego wygląd i głos budzi respekt. 
    Ostatnio miałam zabawną sytuację podczas porannego wyjścia. Gdy jest ciemno Izerek raczej trzyma się blisko, bo zwyczajnie jest tchórzem. Gdy zaczyna się oddalać robię mu numery i chowam się za jakieś drzewo czy budynek i obserwuję jego reakcję. Najpierw staje, rozgląda się, patrzy we wszystkie strony, robi kilka kroków w przód, w tył, widać, że jest zaniepokojony. Wówczas lituję się nad nim i wołam go, wychodzę z kryjówki. Efekt jest taki, że do końca spaceru idzie blisko. 
     Tak było i tym razem. Psina wyrwał do przodu i wąchał, w ogóle nie zwracał uwagi na moje wołania. Schowałam się i wołam gamonia. Obok przechodził młody chłopak i widział cała sytuację. Izercio nagle zatrzymał się, popatrzył i już podniósł uszy. Facet zbliżył się i mówi do niego "Idź do pani". Wtedy malutki, łagodny piesek odskoczył do tyłu i ryknął basem. Facet wyrwał jak z bliku startowego i nawet się nie obejrzał. Prawie udusiłam się ze śmiechu, bo sytuacja mnie rozbawiła. Oczywiście rozumiem faceta, bo mógł się przestraszyć. Ale gdyby wiedział, ze wystarczy tupnąć nogą i psina, ten groźny i straszny ucieknie, to jego reakcja byłaby inna. Izerek przybiegł przestraszony i przytulił się mocno. Nie dość, że stracił mnie z oczu, to jeszcze jakiś obcy go zaczepiał. 









sobota, 21 listopada 2015

"Twardziel"

        Pierwszy dzień listopada zazwyczaj kojarzy się już z chłodem. Tym razem było nieco inaczej, stosunkowo ciepło, bo aż 7 stopni rano. Postanowiłam udać się z Izerciem nad morze. Ostatni tydzień był dla niego trudny, ponieważ trochę chorowaliśmy, zatem spacerki nie należały do wymarzonych. Gdy tylko psina wpadł na plażę, to zwariował ze szczęścia. A i mnie serce rosło, że mogłam podarować mu te chwile radości.