poniedziałek, 22 września 2014

"Mucha"

         Fotki autorstwa Ali. Izerek w tym roku szczególnie mocno interesował się owadami, głównie muchami. Denerwowały go, próbował je łapać, zabijać łapą. Przyglądał im się i próbował opracować najlepszą technikę pogromu.
 




Ten wyraz skupienia przy patrzeniu w dół niezmiernie nas rozbraja.






 

piątek, 19 września 2014

"Boisko"

      Miejsce wspólnych spotkań i zabaw piesków spółdzielnia postanowiła zlikwidować. To znaczy w czasie wakacji postanowiono wyremontować boisko. Dotychczas było to na wpół dzikie boisko z bieżnią i siłownią zewnętrzną, położone w środku osiedla, używane przez wszystkich, łącznie z żulami sikającymi po krzakach rosnących dookoła. Rozpoczęcie robót odwlekano i pieski szalały. Izerek był mistrzem w wykopywaniu dołków, a inne pieski nie pozostawały w tyle. Były i takie momenty, kiedy każdy psiak miał swój dołek.

 
 
       Oto pierwsza narzeczona Izerka - Faza. Potem wymienił na młodszy model, goldenkę Abi, choć z Fazą pozostają w dobrych układach. Sunia jest jedną z najbardziej poszkodowanych w igraszkach, ponieważ na jej skórze, przez krótką sierść widać wszelkie zadrapania i ranki. Czasem wygląda to poważnie. Długowłose psiaki futerko chroni, a ta bidula zawsze podrapana.


 
     Faza jest zadziorna, pełna temperamentu, sprytna i uparta. Zawsze biega luźno z doczepionym sznurkiem, na który w razie potrzeby można stanąć i ją przytrzymać. Inaczej, gdy się uprze i nie chce wracać do domu, złapanie jej jest niemożliwe.

 
       Ta brązowa to Kalma. Najwięcej krzyczy. Nienawidzi dotykania przez obcych. Ba, dotknięcie jej jest niemożliwe, tak odskakuje, a gdy ktoś wyciąga rękę do głaskania zaczyna szczekać i wówczas trwa to przez cały czas pobytu. Nie jest agresywna, ale ma szczekanego. Przez dwa lata znajomości tylko raz, z zaskoczenia udało mi się ją pogłaskać.


       A to już Abi, największa wariatka jaką znam. Wulkan. Jej z kolei nie można pogłaskać nie dlatego, że tego nie lubi, ale dlatego, że na boisku ma tyle spraw do załatwienia, iż nie ma czasu na mizianki. Spotkana w innych okolicznościach lubi pieszczoty, choć na chwilę, bo tyle jest wokół ciekawych rzeczy. Na boisku często zdarza się tak, że Abi uwielbiająca z wzajemnością Izerka zaczyna się z nim bawić i wówczas do akcji włącza się zazdrosna Faza. Bywa tak, jak na powyższym zdjęciu, gdy mój kochany Izercio leży rozłożony na łopatki w środku, a Abi szarpie go za pysk, natomiast Faza za tylne łapy. Żal mi wtedy  małego, bo czasem już nie ma siły do tych bab. Nie robią sobie krzywdy, nie:)


          Czasem do akcji wkracza Enzo, labrador. Głównie startuje w umizgi do Fazy. Wtedy Izerek otrzymuje wsparcie kumpla i jakoś siły się rozkładają. Abi jednak nie boi się nikogo i niczego, jest najbardziej szalona ze wszystkich piesków.


 
      Radosne brykanko na boisku zostało na pewien czas zawieszone. Prace były prowadzone w zadziwiający sposób, laikom i znawcom wydawały się bezsensowne. W rezultacie z dużego boiska do piłki nożnej zrobiono mikrusa, dołożono maleńkie korty (a teren jest naprawdę olbrzymi), zlikwidowano bieżnię, która była chyba najbardziej wykorzystywana. Za to położono tyle kostki brukowej, że na kilka chodników by wystarczyło. Krzaczory jak były, tak zostały, chwasty wokół coraz wyższe, płot z dziurami i wyrwami stoi, jak stał, oświetlenia jak było tak nie ma. Do pilnowania boiska wyznaczono jakiegoś, wiecznie śpiącego po pijaku człowieka zamkniętego w starym aucie na pobliskim parkingu spółdzielni.
      Podobno przy odbiorze zadecydowano, że jednak bieżnia się przyda. Jeszcze jej nie ma, bo trzeba zdjąć kostkę i wyrównać teren, który w czasie remontu sztucznie podwyższono. Było tyle szumu wokół tego boiska, że spodziewaliśmy się prawie stadionu. Cóż, nie ma sensu komentować.
       Izerek, jako specjalista w wielu dziedzinach chodził kontrolować stan robót. Nie podobało mu się to, co tam widział.

 
 

         W każdym razie pieski przeniosły się na teren obok, wydeptywały trawę i miały nowe miejsce, nikomu nie przeszkadzały. Było mniejsze, ale wystarczało, najważniejsze, że ogrodzone. Pisaliśmy do spółdzielni z prośbą o wydzielenie tego właśnie miejsca, ale została ona odrzucona. Wszak lepiej by biegały po trawnikach. Niestety ostatnio ustawiono wokół znaki zabraniające wchodzenia z psami i kto pojawił się za płotem? Straż Miejska oczywiście, licząc na łatwy łup. Co więcej przyjechali dokładnie o godzinie spotkań piesków. Pijaczki i lumpy nikomu nie wadzą, ale psy jak widać bardzo. Szkoda, bo to były spotkania, na które psinki bardzo czekały. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie, zima pewnie powrócimy.

piątek, 12 września 2014

"Piłkarski zryw"

        Po przyjeździe na działkę Izerek zawsze rusza do altanki, gdzie znajduje się jego piłka. O dziwo, ten sportowy przedmiot, choć sflaczały od dawna, jeszcze nie został przez psinę rozpracowany ząbkami. Oczywiście chłopak nie lubi odbywać treningu w samotności, więc wybiega na trawę, cały zadowolony, kładzie piłkę i krzyczy. Zawsze ktoś ulega i rozpoczyna rozgrywki z mistrzem. Gdy miejsca na działce jest zbyt mało, bo trening przechodzi w fazę szaleństwa, zabawa przenosi się poza płot.
 
 
 
            Nawet w czasie treningu należy zachować czujność, mieć oczy dookoła głowy. Może podadzą jakiś posiłek regeneracyjny, jakąś przekąskę?
 
 



         Po intensywnym treningu następuje relaks, chwila przerwy. Czasem bywa nawet długa, ale często energia rozpiera zawodnika i podejmuje wysiłek. Tak naprawdę, to nie wiem, czy Izerek jest zawodnikiem, czy też trenerem, bo tresuje nas równo:)

 
 

         Pewnego dnia postanowiliśmy zmylić czujność bohatera. Dostał piłkę ...naturalną i w pięknym kolorze. Był zainteresowany przez chwilę. Jednak nic nie wyszło z noszenia jej w pysku, więc Izerek uznał ją za obiekt mało intersujący. Ale arbuzy bardzo lubi:)


wtorek, 9 września 2014

"Wspomnienia letnich dni"

        W Ali komórce zachowało się kilka fotek z lata, z działki. Izerek miał tam super wypoczynek, wszyscy mu dogadzali. Jedzonko, spanko, leżaczek, mokry ręcznik na grzbiet w upały, przysmaki. Żyć nie umierać. Zupełnie o tych fotkach zapomnieliśmy, a tu proszę, jaka niespodzianka.
 












 
 Klapki pani? Może byłoby wygodnie? Może nową modę wprowadzi nasz ślicznotek?
 

Kąpiele w jeziorze też były, a jakże:)


 

poniedziałek, 1 września 2014

"W Tuskulum"

       Głównym celem naszego wyjazdu była wizyta w Tuskulum. Bardzo chcieliśmy spotkać się z Anetą i Krzysiem, jeszcze raz zobaczyć to piękne miejsce - Tuskulum. A Izerek chciał odwiedzić mamę i tatę. Niestety wizyta była bardzo krótka, ale zawsze to coś. Lepszy rydz niż nic.
        Gdy mówiliśmy znajomym, że jedziemy z Izerkiem do jego rodziców, to patrzyli na nas nieco zdziwieni. Dobrze, że nie pukali się w czoło. Ale my się tym nie przejmowaliśmy i byliśmy bardzo podekscytowani wizytą. Oczywiście wiedzieliśmy, że pieski nie poznają się, nie pamiętają o przyjaźniach i więzach rodzinnych.
        Na miejscu okazało się, że tylko mama Mantra może pobawić się z synkiem, bo tata Jaskier ma ostatnio chęć silnej dominacji nad innymi psami i mogłoby dojść do niepotrzebnych spięć.
        Izercio wpadł na podwórko jak burza i szybko poczuł się bardzo swobodnie. Rozmawialiśmy z Anetą, a jednocześnie pstrykaliśmy fotki i obserwowaliśmy naszego chłopaka.
 








 
       Zachowywał się dość grzecznie, choć szczekał więcej niż zwykle, był bardzo pobudzony, nakręcony. Nie można było od niego wyegzekwować posłuszeństwa i reakcji na komendy, ale trudno się dziwić, Wszak podróże, siedzenie tyle czasu w aucie, hotele, ciągłe przemieszczanie się też wpłynęły na pieska.
      Wszystkie psiaki dostały przysmaki. Mantrusia, spryciula, zauważyła brak czujności Izerka i podkradła mu ucho. Ale oddała, wszak to mądra sunia.
 

         Gdy odbieraliśmy Izerka widzieliśmy Mantrę tylko przez moment. Zachwyciła mnie wtedy jej karność, ogromny spokój, ułożenie i piękne białe rzęsy:). Teraz mogliśmy się nią prawdziwie nacieszyć. Jest cudowna, cały czas uśmiechnięta, niezwykle radosna. Uwielbia pieszczoty, chętnie rozdaje buziaki i każdy ruch ręki uznaje za zapowiedź pieszczot. Te buziaki Izerek ma chyba po mamie. 
 








       Sunia zaakceptowała synka bez problemów. Mały szedł za nią potulnie i wyglądało to tak, jakby mama oprowadzała go po miejscu urodzenia. Niezwykły widok, wzruszający.
 

Tak się za Tobą stęskniłam!!! Jesteś moim ostatnim dzieckiem.
Pokażę ci twoje miejsce urodzenia, twój pierwszy dom.
 


 To synku jest ogródek Pańci. Tu nie można siusiać, pamiętaj!!!

 A to jest miejsce, gdzie był Twój kojczyk. Pamiętasz to?
 
 
          Aneta mówiła, że po sterylizacji jest mniej ruchliwa, ale Izerek zachęcił ją do brykania. Niestety goldenki ukochane najczęściej ustawiały się tyłem i można było jedynie fotografować ich ogonki i zadki. Ogonki też trudno, bo były cały czas w ruchu, jak to u goldenków. Może byłoby łatwiej, gdybym przestawiała ustawienia aparatu, ale byłam tak przejęta, tak zaaferowana, że cykałam na jednym. Amator, wstyd!!! Udało się jednak wspólnymi silami zrobić kilka fotek pozowanych, bo psiaki poruszały się, albo leżały w takich miejscach, gdzie trudno było o zdjęcia.
 
 
 

Jak dobrze cię widzieć. Piękny mi wyrosłeś. Och, taka jestem z ciebie dumna.
Opowiadaj, jak ci tam jest.

  Powyższe zdjęcie bardzo mnie wzrusza, już jest na liście moich ulubionych.







                                                                     Mama Mantra

 
Mama i synek

 
  No daj mamie buziaka, mój ty słodziaku.
 

 
 
 
       Tu przy domu, który już wkrótce trafi do nowych właścicieli. Goldenki przywiązują się do ludzi i nowe miejsce też zaakceptują, tym bardziej, że na Woli, o której możecie poczytać na blogu Dwór Feillów - Wola Zręczycka,  będzie im równie dobrze.





           Był też króciutki, bardzo króciutki spacerek mamy i synka, ale się rozpadało. Normalnie deszcz nam nie przeszkadza, ale jazda z mokrym psem nie byłaby przyjemnością, zatem wróciliśmy.
 


 
Daj przysmaki mamie i synkowi:)
 
 
          Izerek przywitał się też z Gajką, ale ona była ostrożna w kontaktach z tym smarkaczem, choć nie można powiedzieć, że tchórzliwa. Stwierdziła, że nie będzie spacerować z takim dzikusem i wróciła do domu. Zabrakło Fionki, niestety:( Bardzo żałuję, bo pamiętam tę kochaną suczkę z poprzedniej wizyty.
 
 
Cześć, to ja Izerek Niebieski. Pamiętasz mnie?
 

        Jaskierek w czasie naszej wizyty musiał niestety pozostawać w domu i od czasu do czasu dawał znać, że nie podoba mu się taka sytuacja. Ale jak tu się nie denerwować, gdy na własnym podwórzu słyszy się krzyczącego bez przerwy młokosa. Aneta mówiła, że ma potrzebę dominacji nad psami, podporządkowuje się tylko swoim suniom, Mantrze i Gajce. Nie było więc sensu kusić losu i narażać psy na niebezpieczeństwo.
       Tuż przed wyjazdem Aneta przyprowadziła Jaskierka, bo chciałam mu zrobić kilka fotek. Mantra i Izerek były żywe, ale Jaskier był nie do uchwycenia. Można było zauważyć, że to już starszy pies, ale nadal pełen życia i radości. Piękny. Gdyby ktoś nie wiedział, ile ma lat, z pewnością dałby mu dużo mniej. Wygląda wspaniale, choć podobno słuch ma już gorszy, porusza się wolniej. Jakoś aparat nie nadążał:)
 













 
      Wąchał, bo poczuł, że na jego terenie był obcy. Dopiero po czasie zauważył będącego za bramką synka. Podszedł i zastanawiał się, z kim ma do czynienia.
 


 
         Jaskier był bardzo spokojny i to zachęciło nas do wpuszczenia smarkacza - synka. Aneta była bardzo czujna, bo mieli doświadczenie z próbami dominacji Jaskra. To duże psy i ich rozdzielenie bywa trudne. Wydawało się, że wszystko jest dobrze, Jaskier wąchał synka i mówił "Witaj w domu, młokosie. Pięknie wyrosłeś. O, nawet jesteś wyższy od mnie. Proszę, proszę!".
 








 
Nawet udało się tyłem sfotografować trójkę, ale o pozowanej fotce nie było mowy.
 
 
         Ale trafił swój na swego, uparciuch na uparciucha. Mały nie chciał słuchać ojca i ten postanowił pokazać mu, kto tu rządzi, kto jest przywódcą stada i gospodarzem tej pięknej posesji.
 


 
          Zanim rozpętała się rodzinna awantura zdołaliśmy pieski oddzielić. Cóż, to jest natura, to instynkty, to też wiek jednego i drugiego. Nic na to poradzić nie można.
          Krótka wizyta dobiegła końca, zbyt szybko. Ale liczę na spotkanie na Woli. Tam wpadniemy na dłużej. Trzymajcie kciuki, aby wszystko szło po myśli właścicieli. Jak tylko uporządkują najważniejsze spawy, zrobią to, co pilnego do zrobienia, to może we Dworze pojawi się hodowla goldenków? Ta była (martwi mnie ten czas przeszły) cudowna, a następna będzie taka sama. We Dworze przyjdą na świat małe księżniczki i książęta - goldenki, najwspanialsze, najcudowniejsze psy na świecie.
 

Dziękujemy za miłe chwile i do zobaczenia:)