piątek, 29 czerwca 2012

"Dzień dobroci dla Pusi"

               WAKACJE, niech żyją wakacje, wakacje teraz są:)
                  Ale od początku. Dzisiaj w nocy usłyszalam, że mały coś tam popiskuje przez sen - czasem coś mu się śni i taki jest wzruszający. Oczywiście przy moim śnie takie popiskiwanie, nawet w drugim końcu mieszkania, oznacza pobudkę. Poglaskałam i łotrzyk spał spokojnie dalej, ja też, o dziwo przykimałam, ale była chyba 2.00 z minutami. Śmiałam się, że pieskowi przypomniał się weterynarz i dlatego płakał:(
                 Po porannym spacerze, kiedy to wszyscy jeszcze słodko spali, Izerek poczuł się wakacyjnie i rozbrykał nieziemsko. O dziwo, dał spokój Pusi i taki stan rzeczy utrzymuje się przez cały dzień. Jest to bardzo podejrzane i obawiam się, że to cisza przed burzą!
                 Najpierw szczekaniem zmusił mnie, aby wypuścić go na balkon. Po balkonie szarpał radośnie to, co wpadło mu do pyska: poduszki, podgłówki, wszelkie szmaty i ręczniki, własne legowisko, stopy pana, plastikowe butelki, ale najbardziej oberwał ulubiony pluszowy kot! Jego żywot będzie pewnie równie krótki, co delfinka.

                
                  Izer ma czasem takie dni, czy takie chwile, że chodzi i ewidentnie szuka zaczepki. Tylko patrzy swoimi bystrymi oczkami, gdzie uderzyć. Musimy wtedy oderwać się od swoich zajęć i pobawić się z psiakiem, aby wyładował swoją energię. Nie ma mowy o nauce, bo jest tak nakręcony, że raczej nie jest skłonny do współpracy. Ale póki co (odpukać) żadnych szkód w mieszkaniu nie zrobił.
                  Dzisiaj postanowiłysmy z Alą zabrać go na nieco dłuższy spacerek i kupić mu w zoologicznym nową zabawkę.  Wybrałyśmy drogę przez łaki i pola, aby piesek trochę pobrykał bez smyczy.


           Najpierw zaineresowały go gałązki wierzby, które zwisały tuż nad ziemią. Szarpał je i nie rozumiał, dlaczego stawiają opór i niechętnie poddają się poważnej psiej mordzie:) W takiej sytuacji lepszy okazał się patyk, który uległ bez walki.

                
              Niezwykle interesujące okazały się fruwające nad "łąką" owady. Wprawiły one Izerka w stan bezgranicznego zdumienia.


Później stan zdumienia przeszedł w niemy zachyt.

         
               Można by nawet rzec stan uwielbienia dla tych malutkich żyjątek, niestety niedostęnych dla szczenięcej mordki:)


             Po brykanku na trawce i zgłębianiu niezwykłości otaczającej przyrody piesek musiał napić się orzeźwiającej wody.


                A potem chwilę odpocząć wśród kwitnącej koniczyny. Czasem Izerek zmienia się w krówkę, tudzież owieczkę i próbuje spożywać koniczynę.


           W sklepie zoologicznym pan próbował wmówić nam, że zbieranie przez pieska różnych rzeczy na dworze i jedzenie trawy jest z pewnością obajwem złej diety i braków, zaproponował karmienie burakami i cykorią. Moje zdanie jest takie, że Izer wcale nie jest głodny, ale zwyczajnie ciekawy. Gdyby był żarłoczny, to po wejściu do tego sklepu rzuciłby się na stojące w otwartych workach karmy i przysmaki. A psina położył się spokojnie obok i obojętnie czekał, aż Ala wybierze zabawkę.
             Zabrałyśmy Izerka na osiedlowe boisko (chyba to zbyt dumna nazwa dla tego klepiska), ale na wybieg się nadaje. Zrobiło się ciepło i piesek wykazał się znakomitym instynktem - szukał cienia i chłodu. Zbuntował się i odmówił marszu.

           
                
                     Trzeba było zatem dać psinie odpocząć. Dalsza droga polegała na podskokach, biegu i leżeniu. I znów na zmianę bieg, podskoki, leżenie. W końcu pies miał serdecznie dosyć i przyczaił się w trawce do snu. Tak więc jako silna kobieta podźwignęłam psiejskie 13 kilogramów i niosłam do domu. Łepetyna zwisała mu z jednej strony, łapy we wszystkie możliwe kierunki, a ogon dyndał jak choragiewka. Zlana potem jak szczur doniosłam pieszczocha na miejsce. W domu zjadł karmę prawie na leżąco, wypił wiadro wody i zasnął jak niemowlak. Spał prawie 4 godziny:) Dodam, że wcale nie miałyśmy na celu dręczenia pieska, bo do sklepu jest jakieś 600 metrów.
                     Wracając do Pusi, Dzisiaj Izer, częściowo przez zmęczenie, a częsiowo dlatego, że poczuł wakacyjny nastrój, postanowił wykazać się daleko idącą uprzejmością i tolerancją. Nie wierzę, żeby to miało mu już wejść w nawyk, jeszcze nad tym musimy pracować, ale dobry i jeden dzień. Królik powrócił więc do swych zwykłaych zajęć i swobody, poczuł, że dręczyciel złagodniał. Pusia pograła w piłkę


Bawiła się swoją ulubiona zabawką, którą Izer próbował niejednokrotnie ukraść i ukryć w swoim skarbcu


Swobodnie, bo na środku pokoju delektowała się sałatą.


         Jednak truskawka okazała się tak cenną zdobyczą, że raczej z przyzwyczajenia i doświadczeń wyniesionych z ostatnich tygodni, wolała ukryć się w szafce:)


Oblizywała się ze smakiem, a znany truskawkożerca Izer nie zauważył, że życie nie zawsze jest sprawiedliwe i zdarza się, że jedni mają więcej i lepiej, niż inni.


               Ciekawe co by było, gdyby postawić im wspólną michę truskawek? Izer pewnie by się zachłysnął, tak szybko starałby się pochłonąć całą zawartość.
                Najśmieszniej jest na spacerach. Gdy Izerek czuje zapach truskawek podąża za osobą, która niesie te pyszne owoce w koszyku. Przeszła mi myśl, żeby go wytresować i przysposobić do polowania na kobiałki truskawek. Pomyślę nad strategią do przyszłego roku, kiedy będzie na tyle silny, aby utrzymać w pysku 2 kilogramy owoców.


              Wczorajszy bąbel jest już dużo mniejszy. Zauważcie też, że nosek Izerka jest bardzo czarny, nie widać jaśniejszych plamek. Rzęsy pozostają anielsko białe i dodają mu uroku. Pewna pani na spacerze, zachwycając się urodą pieska, pytała o niezwykłe i netypowe wegług niej umaszczenie jak na goldena. Pani sprawiała wrażenie osoby znającej się na wszystkim - znacie takie typy? Już miałam na końcu języka wyjaśnienie, że goldeny sa zazwyczaj niebieskie, różowe lub zielone, ale ten jest spokrewniony z istotami pozaziemskimi i dlatego taki nietypowy biszkoptowy kolor. Ugryzłam się jednak w jęzor, bo szkoda energii.
             Jutro zapowiadam ciszę w eterze, ale w niedzielę zdam, relację z pobytu nad jeziorem. Wszak Izer odwozi Alę na kolonie, musi sprawdzić, czy wszystko jest w porządku:)
              Pozdrawiam wakacyjnie:)

czwartek, 28 czerwca 2012

"Zakręcony dzień"

               Dzisiaj będzie naprawdę krótko:) Z okazji uroczystości zakończenia roku szkolnego u Alusi (byliśmy z niej bardzo, bardzo dumni, a uroczystość była wzruszająca) od rana panowało w domu zamieszanie.
               Izer nawet nie tłukł się dziś w nocy, tzn. nie zmianiał miejsca snu i wreszcie ookoło 6.00 musiałam go budzić, aby potem zdążyć do pracy. Niechętnie, bardzo niechętnie wybrał się na spacerek, mimo, że wychodzi mu to juz coraz lepiej. Ale dziś wygladało tak:

Po założeniu smyczy najpierw przeciąganie


Próba zniechęcenia pańci


Izerek udaje, żę nie wie, o co chodzi


Ostatnia, desperacka próba zniweczenia zamiaru przeciwnika

                  Ostatecznie udało się z łobuzem wyjść i o dziwo był bardzo zadowolony. Niestety Izerka ineresują na spacerze różne rzeczy, a że węch ma wyśmienity znajdzie czasem ludzkie śmieci. Tak więc spacer ze szczeniakiem w mieście to tak jak chodzenie między minami.
                  Gdy pojechaliśmy na uroczystość do Alusi pies został sam na 3 godziny i to jeszcze w porze karmienia. Wprawdzie śniadanie dostał później, ale ... Spodziewaliśmy sie lekkiego pogromu, a tymczasem mały fajnie nas zaskoczył. Ani zniszczeń, ani zasikanej podłogi, królik też klatkę miał na miejscu, więc nie było prób jej zdemolowania. Grzeczny piesek, zrozumiał że to był ważny dzień.
                   Potem zauważyliśmy, że na brodzie ma kropkę. Na początku myślałam, że to kleszcz, ale to była krosta, a wokół niej twarde spuchnięcie.

             Coś ma szczęście do ugryzień ten zbójek. A może to było ukłucie? Wszak Izer bardzo lubi chwytać za wszystkie kwiatki, nawet te ostre:) Pojechał do weterynarza, gdzie na wejściu isłyszał "jaki piękny misiu". Tak więc od razu odmówił współpracy, bo przecież co to za porządki, by porządnego psa nazywać jakimś misiem. Weterynarz przepisał maść i psina w tył zwrot:)
              Oczywiście po takich przeżyciach zasłużył na nagrodę - truskawkę:) Był tak pobudzony,że trochę poćwiczyliśmy. Izer uwielbia ser i naprawdę walczył ze sobą, gdy kładłam mu osiupinkę przed samym nosem i mówiłam "zostaw". Przełykał ślinę, walczył sam z sobą, ale nie wziął ani razy smakowietego kąska. mam nadzieję, że wkrótce, chociaż w części, zaowocuje to na spacerze.
              Jednak piesek wie, skąd te smakowitości się biorą i gdy idziemy do kuchni, podąża za nami. Tu my walczymy ze swoimi odruchami, aby go nie dokarmiać. Robi różne podchody i słodkie oczka, ciągle liczy na to, że szczęście dposze i coś spadnie.


Próbuje też brać nas na litość:)

W jego pięknych oczyskach prawie łzy widać, że on niby taki biedny, opuszczony, zagłodzony...


Uważnie śledzi każdy ruch. Nawet daje do zrozumienia, że wie, gdzie jest lodówka, czyli sezam pełen skarów żywnościowych:)

              Ale jego wysiłki są daremne, państwo straszni i nieugięci więc próbuje przekusptwa: "Pozwoliłem sobie wyczyścić uszy, więc chyba zasłużyłem na nagrodę?".

                 Kiedy i przekusptwo nie działa kładzie się obrażony i myśli "Jeszcze do mnie przyjdziecie, po buziaczki, całuski, jeszcze będziecie chcieli, żebym was na spacer zabrał, czy pobawił się z wami piłeczką. Wtedy ja będę taki okrutny!".

                I jak tu nie kochać takiego cwaniaczka? Ale miny naprawdę robi zadziwiajace. Niestety nie da się ich sfotografować, bo zmieniają się jak w kalejdoskopie.
               



wtorek, 26 czerwca 2012

"Senne wygibasy"

                Dzisiaj, gdy wróciłam do domu po naprawdę długim dniu pracy, usłyszałam, że Izer jest oporny, że nie ma nastroju na naukę. A może to moi mieli nastrój na szaleństwa z psem zamiast edukacji? Gdy wyszli z domu, postanowiłam sprawdzić pieska. Otóż był chętny do współpracy. Nie mówię już o podawaniu łapay, leżeniu czy przybijaniu piątki, bo to opanował, nawet na dworze daje popis umiejętności. No, chyba, że jest to czwarta rano i leje deszcze, tak jak to było dzisiaj. Wtedy odpuszczamy oboje.
              Ale wracając do popołudniowej tresury, na kiełbaskę tym razem. Kilka razy przeszliśmy mieszkanie wzdłuż i wszerz, aby piesek nauczył się komend "zostań" i "chodź". Na początku przychodzenie było łatwiejsze niż zostawanie, to dziwne, prawda? :) Też bym przychodziła ochoczo, gdyby ktoś kusił mnie na przyklad ptasim mleczkiem:) Ale gdy mały zauważył, że po dwóch krokach jest wołany i dostaje przysmak, zostawał. Zwiększałam odległości, zostawał. Pozwoliłam sobie nawet na znikanie za załomem ściany - zostawał. Oczywiście nauki muszą być krótkie, bo to jeszcze malutki piesek i szybko się rozprzsza, zniechęca. Niestety nie było operatora kamery, ale co się odwlecze...
               Te przykład pokazuje, że trzeba mieć cierpliwość (a mnie jej najczęściej brakuje), chęci, odpowiednie podejście i umieć rozmawiać z psem (czasem to lepsze niż z niektórymi ludźmi).
               Dzisiejszy temat postu nasunął mi się gdy przeglądałam fotki. Izerek jeszcze dużo śpi, ale jego pozycje senne są niesamowite. Kilka z nich już zamieszczałam, a teraz dokładam fotki.
               Gdy tylko pogoda na to pozwala urwis śpi na balkonie.

Prostuje łapy i ugina, to taka gimnastyka w czasie snu:)


Potem następuje przewrót na brzuszysko:)



Gdy leżenie na brzuchu staje się zbyt męczące, pies robi fikołka i kładzie się na plecach:)


       Leżakowanie na tarasie jest wygodne, ale podczas ciepłych dni chce się pić. Izerek ma tu wielką miskę w pobliżu kwiatów, aby zwykła kranówka (podobno w Gdańsku rewelacyjna) smakowała niczym Kona Nigari i redukowała stres:)


              Gdy pada deszcz, jak to ostatnio z powodu nastania lata często się zdarza, piesek szuka miejsca do drzemki w domu. Zdarza mu się spać na dywanie, gościnnie w pokoju Pusi.




Czasem pieskowi coś się śni. Przewrca się wtedy, kręci, bywa, że popiskuje śmiesznie.


Niezłym miejscem okazał się przedpokój - zazwyczaj wtedy, gdy wychodzimy i mały myśli, że zostaje sam.


             Ale nic nie przebije sypialni, gdzie zdarza się na podłodze znaleźć poduszki. Wtedy można pospać po królewsku!!! Wiem, wiem, mówiłam, ze tu nie będzie miał wstęu. Ale gdy piszczy o 1.00 w nocy, to wolę go wpuścić, aby drzemał na podłodze:) Ot, jak pies wychowuje sobie państwa:) Dobrze, że w ciągu dnia zamknięte drzwi tego pokoju nie kuszą psinki.


            Jednym słowem każde miejsce i każda pozycja jest dobra, aby złapać swoje 5 - 155 minut:) Jednak zdecydowanie najczęściej Izer rezyduje w kuchni, chociaż rzadko dostaje tam coś dobrego. Jak się jednak okazało jego cierpliwość została nagrodzona. Miał dziś wiele szczęścia.
            Najpierw zwędził kromkę chleba, która spadła Adamowi podczas krojenia. Była mała więc nie zabraliśmy łotrzykowi przysmaku, bo to w końcu jak polowanie i zdobycz należy do myśliwego. Pognał z nią natychmiast do legowiska. To miejsce, w którym raczej nie śpi, ale za to znosi łupy i zabawki.
           Po takim doświadczeniu uznał, że wielodniowe oczekiwanie w kuchni może być opłacalne i postanowił spędzić tam cały dzień. Wreszcie Adam zlitował się nad biedakiem i nalał mu na dno miski odrobinę mleka. Mały był tak wykończony całodniowym czuwaniem, że nie miał siły podnieść się na łapki, tylko jak partyzant podczołgał się do miski. I taki oto obrazek ukazał się naszym oczom:



              Jednak między okresami snu piesek ma dużo energii i jest chętny do brykania. Lubi wszystkie zabawki, ale radochę sprawia mu hałas plastikowych butelek. Tak jest od pierwszych dni, kiedy to przestał bać się wielkiej butli i pokonał ją łapą. Teraz też w czasie zabawypokazuje butelce, kto tu rządzi.



               Niestety jego ukochana zabawka, pamiątka z Tuskulum, była tak często używana, lizana, gryziona, drapana, podrzucana, miętolona itp., że zmieniła się nie do poznania. Anetko, popatrz, co łobuz zrobił z prezentem od Was! Ale to nie ze złości, tylko z nadmiernej ekspoloatacji:)


                  A ta słodka minka bywa bardzo zdradliwa, oj bardzo:) Oczyska mu chodzą i tylko kombinuje, gdzie uderzyć. Jest pełen życia i radosnej energii, ale czas snu pozwala nam dojść do siebie i nabrać sił. Jest to też nadal czas na ogarnianie spraw domowych i zawodowych.


                  Powtarzam kolejny raz - życie z pieskiem jest super:) A już życie z Izerkiem - rewelacja. Dobrze, że już wkrótce wakacje i będziemy z małym obcować przez cały dzień. Aby jednak doświadczać bezgranicznej radości psa, gdy wraca się do domu, wyjdę czasem bez niego. Ten uśmiechnięty pyszczucho i machający ogon to najlepsza nagroda:)

Izerek waży około 13kg:)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

"Okiem kamery"

                 Dzisiaj żadnych nowych doniesień nie będzie z powodu późnego powrotu do domu i wyczerpania. Czym? Zakupami. Nienawidzę chodzenia po sklepach, tego przesuwania wieszaków. Po dwóch sklepach już mam dość.
                Tym razem było jeszcze gorzej, bo na zakupy pojechałam z Alą, która miała zapodać sobie nowe spodnie, spodenki, jakieś bluzki na lato. Obłęd z nastolatkami, chociaż uczciwie przyznaję, że dziecko jest rozsądne i mało wymagające.
                Tak więc nie wiem, co działo się z Izerkiem przez cały dzień. Teraz biega jak szalony, pędzi na oślep jak błyskawica. Czasami bardzo się boję, że się gdzieś roztrzaska. Staram się go uchwycić, ale to żywioł:) Dobrze, że po 3-4 rundkach zasypia lub spowalnia.
                 Zgodnie z obietnicą filmiki  z wczorajszego plażowania.


Pierwszy przedstawia budowę fosy wokół zamku:

Drugi obrazuje pierwszy kontakt Izerka z morzem. Chwilowe zaniki ostrości związane są z brakiem okularów u operatora, czyli Adama:):
Trzeci filmik to już kolejne morskie podejście szczeniaczka:

Czwarty jest chyba moim ulubionym. Izerek wykopał na plaży, pod parasolem oczywiście, wielką norę. Poszukiwał skarbu. Jednak zabawa patykiem tak go pochłonęła, że zapomniał o swoich górniczych dokonaniach i wpadł w zasadzkę. Wpakował się zadkiem w dziurę i miał problem z uwolnieniem się. Poradził sobie jednak, jak to Izerek:)

niedziela, 24 czerwca 2012

"Izer morski"

                Korzystając z ładnej pogody przed południem postanowiliśmy zabrać Izerka na plażę. Sami nie jesteśmy amatorami tłumów i w ogóle statycznego opalania się, więc przeważnie jest tak, że jedziemy wcześnie rano, a gdy się zbieramy do odwrotu, większość śpiochów przybywa. Latem nigdy nie korzystamy z plaży trójmiejskich z wielu powodów, ale to osobny temat. Aby korzystać z kąpieli jeździemy nad otwarte morze, ale spacerowo lubimy też okolice Mikoszewa, tam gdzie w pobliżu Wisła wpada do Zatoki. Jeździmy tam zwłaszcza jesienią na zbieranie bursztynu.


               Droga od parkingu prowadzi przez las. Nie pozwoliliśmy psiakowi wąchać i biegać, bo mimo wszystko jego odporność jeszcze nie jest wystarczająca. Mały jednak niezmiernie dziwował się, co to za dziwne miejsce. Co chwilę przystawał, rozglądał się, wszystko go interesowało:)


                  Dzisiaj plaża była pusta i szeroka. Jak okiem sięgnąć ani ludka, ani żywej duszy - to lubię!!!. Przy wejściu powitały nas zamki z piasku, stworzone pewnie wczoraj. Izer został spuszczony ze smyczy i natychmiast zaczął szaleć w piasku. Ogon kiwał mu się na wszystkie możliwe strony. Najpierw obejrzał budowle, obszedł je dookoła. Okiem inżynierskim ocenił, że fosa wokół zamków jest zbyt płytka i z zapałem zabrał się do pogłębiania.



Po ostatnich burzach na plaży pełno było różnego rodzaju patyków.


          Izer miał więc do dyspozycji wielką piaskownicę z mnóstwem badylków, których nikt mu nie odbierał. Przewróciło mu się w łepetynie, sam nie wiedział, w którą stronę uderzyć.

                
                Dobrze, że nie było tam śmieci, które niestety po sztormach i wiatrach są wyrzucane w ilościach hurtowych.
                Gdy dotarliśmy do brzegu, rzuciliśmy torby, koce i cały ten majdan, aby razem wejść do wody. Izerek podbiegł, cofnął się, potem było drugie podejście i odważył się. Nie był przerażony, ale też nie wykazywał entuzjazmu. Fala była chwilami dość mocna, więc mały napił się nieco wody. Zniósł to po męsku. Zachęaliśmy wołaniem i gestami, ale bez zmuszania. Biegał za nami, gdy skakaliśmy, był chwalony. Nie uciekał. Dla nas było płytko, ale dla niego było to coś bardzo dziwnego, nowego i pewnie strasznego. Przytulaliśmy go, ale bez wyjmowania z wody. Świetnie radził sobie, jak na pierwszy raz. Gdy wyszedł z wody wygladał jak półtora nieszczęścia.


Jednak fotki te pokazują, jak szczupły i zgrabny jest nasz Izerek.


              Mądry szczeniaczek wie, że po kąpieli trzeba się wysuszyć, a to najlepiej wychodzi w czasie biagania. Nieograniczona przestrzeń zachwyciła pieska, ale nie oddalał się od nas.


          Znakomicie też sprawdza się gra w piłkę. Piłka może być duża lub mała, aby tylko toczyła się, uciekała.


           Zresztą nie od dziś wiadomo, że początki sportowej kariery Izerka sięgają wczesnego dzieciństwa w Tuskulum, gdzie odbywał pierwsze treningi. Teraz tylko doskonali formę:)


Po treningu piesek postanowił pobrykać z patykami, wszak zalegały na całej plaży i bardzo kusiły.


                 Nie tylko znosił badylki, ale też gdy wyczerpany rozłożył się pod parasolem, ćwiczył zębiska na leżąco. Chwyt łapek bardzo profesjonalny:)


A teraz zagadka. Co przedstawia to zdjęcie?


Z pewnością się nie domyślacie:) Zatem podpowiedź znajdziecie na kolejnej fotce:)


Tak, to praktykant, szlifujący swój talent górniczy. Izer będzie kopaczem numer jeden:)


               Bez pamięci poświęcił się temu, co wszystkie pieski uwielbiają, czyli kopaniu norek. No, muszę przyznać, że ma potencjał w tych łapkach. Gdy na słonku było zbyt gorąco, robił podkopy w cieniu parasola.


            Nie reagował na nic, żaden przysmak nie był w stanie oderwać go od nowej zabawy. Od czasu do czasu wystawiał z nory łepetynę z umorusanym piaskiem nochalem, aby zaczerpnąć powietrza.



            Przed drugim wejściem do wody Izerek poważnie zastanawiał się, czy gra jest warta świeczki. Usiadł na brzegu, zapatrzył się w morze i konteplował.



            Widocznie morze zachęciło go swym szumem, zahipnotyzowało go więc dał się przekonać. Ale gdy wyszedł z wody, wyrwał do przodu i pierwszy położył się na ręczniku. No bo przecież nie będzie się brudził w piasku, prawda? Państwo postali, a Izerek udawał, że nie rozumie, iż młodsi ustępują miejsca starszym, a już z pewnością nie docierał argument, że pieski ustępują państwu:)

Po jakimś czasie na plaży pojawiły się tłumy - sztuk 8 turystów. Zauważyliśmy w pobliżu młodego goldenka i postanowiliśmy zapoznac pieski. Psina miał rok i bardzo chętnie zaczął się bawic z Izerkiem. Niestety mały nie nadążył za swym dużym kolegą, ale nie poddawał się.


Nawet skoczył jak wojownik ze Wschodu:)


Oczywiście w ramach urwalania nawyków i umiejętności Izerek ćwiczył. Podawanie łapki to już standard:)
Aby nie męczyć pieska, który przez trzy godziny brykał i był tak podniecony, że nawet nie myślał o spanku, postanowiliśmy wrócić do domu. Nastąpiłą ceremonia pożegnania z morzem do...nastęnego razu:)