niedziela, 24 czerwca 2012

"Izer morski"

                Korzystając z ładnej pogody przed południem postanowiliśmy zabrać Izerka na plażę. Sami nie jesteśmy amatorami tłumów i w ogóle statycznego opalania się, więc przeważnie jest tak, że jedziemy wcześnie rano, a gdy się zbieramy do odwrotu, większość śpiochów przybywa. Latem nigdy nie korzystamy z plaży trójmiejskich z wielu powodów, ale to osobny temat. Aby korzystać z kąpieli jeździemy nad otwarte morze, ale spacerowo lubimy też okolice Mikoszewa, tam gdzie w pobliżu Wisła wpada do Zatoki. Jeździmy tam zwłaszcza jesienią na zbieranie bursztynu.


               Droga od parkingu prowadzi przez las. Nie pozwoliliśmy psiakowi wąchać i biegać, bo mimo wszystko jego odporność jeszcze nie jest wystarczająca. Mały jednak niezmiernie dziwował się, co to za dziwne miejsce. Co chwilę przystawał, rozglądał się, wszystko go interesowało:)


                  Dzisiaj plaża była pusta i szeroka. Jak okiem sięgnąć ani ludka, ani żywej duszy - to lubię!!!. Przy wejściu powitały nas zamki z piasku, stworzone pewnie wczoraj. Izer został spuszczony ze smyczy i natychmiast zaczął szaleć w piasku. Ogon kiwał mu się na wszystkie możliwe strony. Najpierw obejrzał budowle, obszedł je dookoła. Okiem inżynierskim ocenił, że fosa wokół zamków jest zbyt płytka i z zapałem zabrał się do pogłębiania.



Po ostatnich burzach na plaży pełno było różnego rodzaju patyków.


          Izer miał więc do dyspozycji wielką piaskownicę z mnóstwem badylków, których nikt mu nie odbierał. Przewróciło mu się w łepetynie, sam nie wiedział, w którą stronę uderzyć.

                
                Dobrze, że nie było tam śmieci, które niestety po sztormach i wiatrach są wyrzucane w ilościach hurtowych.
                Gdy dotarliśmy do brzegu, rzuciliśmy torby, koce i cały ten majdan, aby razem wejść do wody. Izerek podbiegł, cofnął się, potem było drugie podejście i odważył się. Nie był przerażony, ale też nie wykazywał entuzjazmu. Fala była chwilami dość mocna, więc mały napił się nieco wody. Zniósł to po męsku. Zachęaliśmy wołaniem i gestami, ale bez zmuszania. Biegał za nami, gdy skakaliśmy, był chwalony. Nie uciekał. Dla nas było płytko, ale dla niego było to coś bardzo dziwnego, nowego i pewnie strasznego. Przytulaliśmy go, ale bez wyjmowania z wody. Świetnie radził sobie, jak na pierwszy raz. Gdy wyszedł z wody wygladał jak półtora nieszczęścia.


Jednak fotki te pokazują, jak szczupły i zgrabny jest nasz Izerek.


              Mądry szczeniaczek wie, że po kąpieli trzeba się wysuszyć, a to najlepiej wychodzi w czasie biagania. Nieograniczona przestrzeń zachwyciła pieska, ale nie oddalał się od nas.


          Znakomicie też sprawdza się gra w piłkę. Piłka może być duża lub mała, aby tylko toczyła się, uciekała.


           Zresztą nie od dziś wiadomo, że początki sportowej kariery Izerka sięgają wczesnego dzieciństwa w Tuskulum, gdzie odbywał pierwsze treningi. Teraz tylko doskonali formę:)


Po treningu piesek postanowił pobrykać z patykami, wszak zalegały na całej plaży i bardzo kusiły.


                 Nie tylko znosił badylki, ale też gdy wyczerpany rozłożył się pod parasolem, ćwiczył zębiska na leżąco. Chwyt łapek bardzo profesjonalny:)


A teraz zagadka. Co przedstawia to zdjęcie?


Z pewnością się nie domyślacie:) Zatem podpowiedź znajdziecie na kolejnej fotce:)


Tak, to praktykant, szlifujący swój talent górniczy. Izer będzie kopaczem numer jeden:)


               Bez pamięci poświęcił się temu, co wszystkie pieski uwielbiają, czyli kopaniu norek. No, muszę przyznać, że ma potencjał w tych łapkach. Gdy na słonku było zbyt gorąco, robił podkopy w cieniu parasola.


            Nie reagował na nic, żaden przysmak nie był w stanie oderwać go od nowej zabawy. Od czasu do czasu wystawiał z nory łepetynę z umorusanym piaskiem nochalem, aby zaczerpnąć powietrza.



            Przed drugim wejściem do wody Izerek poważnie zastanawiał się, czy gra jest warta świeczki. Usiadł na brzegu, zapatrzył się w morze i konteplował.



            Widocznie morze zachęciło go swym szumem, zahipnotyzowało go więc dał się przekonać. Ale gdy wyszedł z wody, wyrwał do przodu i pierwszy położył się na ręczniku. No bo przecież nie będzie się brudził w piasku, prawda? Państwo postali, a Izerek udawał, że nie rozumie, iż młodsi ustępują miejsca starszym, a już z pewnością nie docierał argument, że pieski ustępują państwu:)

Po jakimś czasie na plaży pojawiły się tłumy - sztuk 8 turystów. Zauważyliśmy w pobliżu młodego goldenka i postanowiliśmy zapoznac pieski. Psina miał rok i bardzo chętnie zaczął się bawic z Izerkiem. Niestety mały nie nadążył za swym dużym kolegą, ale nie poddawał się.


Nawet skoczył jak wojownik ze Wschodu:)


Oczywiście w ramach urwalania nawyków i umiejętności Izerek ćwiczył. Podawanie łapki to już standard:)
Aby nie męczyć pieska, który przez trzy godziny brykał i był tak podniecony, że nawet nie myślał o spanku, postanowiliśmy wrócić do domu. Nastąpiłą ceremonia pożegnania z morzem do...nastęnego razu:)

4 komentarze:

  1. Ach, wyszkolcie młodego do poszukiwania bursztynu, ma chłopak talent :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację, utalentowany kopaczo - poszukiwacz:) Połowa skarbu bursztynowego dla Ciebie, reszta dla nas:)

      Usuń
  2. Wasz Izerek niebieski :-* szukał niebieskiej odmiany bursztynu :)
    Niebieski bursztyn w waszych okolicach, to niezła gratka, wiec będzie kopał i szukał do skutku :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tylko on wiedział, czego z takim zapałem poszukuje:)

      Usuń