poniedziałek, 21 października 2013

Karmienie Izerka

                 Czas wakacji, urlopu to możliwość lepszego obserwowania pieska w różnych sytuacjach, częstszego z nim kontaktu. Wakacje minęły 100 lat temu, urlop dawno zapomniany, ale wnioski zostały wyciągnięte.
                   Jakiś czas temu pisałam o problemach brzuszkowych Izercia, które ciągnęły się z przerwami od listopada chyba, bywało lepiej lub gorzej, były zmiany weterynarzy, zmiany sposobu żywienia i leczenia.
                  Właściwie Izercio mógłby pracować jako tester. Oczywiście nigdy w życiu nie zrobilibyśmy z niego królika doświadczalnego, ale kto musiał gotować dla tak dużego psa to rozumie, że po pierwsze jest to kłopotliwe, bo kilogram mięska znika błyskawicznie, męczące, kosztowne, a poza tym nigdy nie wiedziałam, czy dostarczam mu właściwej ilości pożywienia i witamin. Zatem bez dwóch zdań podawanie suchej karmy jest prostsze i wygodniejsze. Dlatego gdy dochodził do siebie to próbowaliśmy wyszukać karmę, która będzie mu służyć. Gdy zauważyłam, że może jeść daną karmę bez rewolucji jelitowych, postanowiłam go przetrzymać, ale o tym za chwilę.
                 Izer jest typkiem wrażliwym, któremu nie każde jedzenie odpowiada. Przy wyborze kierujemy się  przede wszystkim składem, proporcjami, opiniami (wiarygodnymi) oraz ceną, aby nie dać się zwariować. Oczekujemy od karmy tolerancji, czyli braku biegunki, normalnego stolca, dobrej kondycji psa, energii i zadowolenia, lśniącej sierści, braku reakcji alergicznych typu krosty, wypryski, plamy, drapania, braku gazów i przykrego zapachu z pyska. Oto nasze uwagi:
  • Purina Dog Chow - zjadał bez entuzjazmu, kiepska sierść, niemiły zapach z pyska, potem biegunki, wypryski skórne

  • Purina ProPlan - początkowo z apetytem, potem kiepsko, lepsza sierść, średni zapach, zmiany skórne, przeciętny zapach z pyska, biegunki


  • Royal Canin Maxi Junior - średni apetyt, ooooookropne biegunki, nieustanne gazy, reszty nie dało się sprawdzić,

  • Royal Canin Intestinal Gastro - jadł, bo jadł, przez pierwszy tydzień nieźle potem średnio, stolec raz lepszy, raz gorszy, cena wysoka, sierść w porządku, zapach z pyszczuli też, dużo gazów,

  • Bosch - średnio mu smakowała, za to biegunki jak stąd do Zakopanego, a do tego wysypka na uszach, na wewnętrznej stronie, karma odstawiona błyskawicznie

  • Britt - początkowo jadł z apetytem, po dwóch tygodniach znudziła mu się, za to stolec dobry, cena do przyjęcia, sierść niezła, zapach z pyska do zniesienia

BRIT Care Junior Large Breed Lamb & Rice 1kgBrit Premium Junior L (Large) 3kg

  • Canidae - z apetytem jak wyżej, reszta bez zarzutu, oprócz ceny, która jest wysoka, ale od czasu do czasu są promocje. Niestety karma sprowadzana tylko przez jedną firmę, stąd cena. 
CANIDAE Chicken & Rice Formula 13,61kg

  • Hills - tak jak wyżej, póki co tego się trzymamy (dzięki Alciu)

             Oczywiście wprowadzanie karmy było stopniowe, rozważne. Problem z Izerciem jest taki, że karma smakuje mu przez 2 tygodnie (to tak w najlepszym układzie), a potem ma przy misce fochy. Dodatkową trudnością jest znalezienie takiej karmy, która nie spowoduje biegunek u tego kochanego wrażliwca. Gdy w maju/czerwcu dawaliśmy mu Britta wydawało się, że problemy biegunkowe za nami. Tuż przed początkiem wakacji nastąpił nawrót, koszmarne wstawanie co godzinę w nocy i strach w pracy, gdy on zostawał sam. Gdy zdarzyły się do tego wymioty pognaliśmy do weta. Po opisie stwierdził, że to nabyte paskudztwo, gdzieś z podwórka lub od innego psa. Izerek dostał antybiotyk i znów zaczęło się gotowanie, ale tylko 2 dni. Rzeczywiście na osiedlu pieski chorowały, zatem nie była to wina karmy. Tym razem utrzymaliśmy suchą karmę w czasie kuracji, tylko pierwszy dzień to dieta, a drugi łagodne jedzonko.
           Skoro karma Britt się skończyła wyszukaliśmy Canidae. Rozprowadza ją w Polsce tylko jedna firma, trzeba trafić na promocje. Na początku jadł, a potem zaczęły się humorki. Ale bez sensacji, zatem karma w porządku. Hrabia wymyślił sobie, że w ogóle jeść suchego nie będzie. Apetyt był coraz gorszy, liniał strasznie, był zasmucony. Pomyśleliśmy, że się chłopak zakochał, bo ciągle prosił o wyjście na dwór i wąchał każde źdźbło trawy. Psiarze twierdzili, że tak bywa z chłopakami, potrafią nie jeść nawet 2 tygodnie. To chyba ma po ojcu, bo wiadomo, że Jaskierek też humorki miewa, prawda Riannon?
        Potem, gdy ta karma się kończyła, za radą Alci domówiliśmy Hillsa, skoro Izerek Czerwony je z apetytem. Nasz łobuz nawet nie chciał powąchać, ale przy odpowiednim dosmaczaniu jadł i je, bez apetytu, ale też i nie ma biegunek. Zatem uznaliśmy, że mamy dwie, może trzy karmy, które pieskowi służą i trzeba podawać mu je na zmianę.
         Stawałam na głowie, aby jadł cokolwiek, ale on tylko ludzkie tolerował. Karma mogła stać i stać, a on nic. Gdy  słyszał, że wsypuję samo suche, to nawet nie wstawał z legowiska i nie zbliżał się do kuchni, nawet nie spojrzał w tę stronę, udawał obojętność, był mistrzem ignorancji. Natomiast gdy kroiłam coś, wyjmowałam z lodówki, to pojawiał się błyskawicznie.
        Mimo względnego spokoju brzuszkowego i cyrków przy misce, mieliśmy wrażenie, że piesek strasznie schudł, iż ma zapadnięte boczki. Nawet znajomi pytali co się dzieje, że on taki chudy. Energii mu oczywiście nie brakowało, ale widywaliśmy takie obrazki, które chwytały nas za serce.
  
           
             Dodatkowo przyplątało się zapalenie ucha, zatem wylądowaliśmy u weta pod koniec sierpnia. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam w poczekalni, było ważenie. Okazało się, że psina waży 36,2 kg zatem tyle samo, co 2 miesiące temu. To oznaczało, że nie schudł, a jego waga jest, można powiedzieć idealna. W poczekalni był też 4-letni goldenek, śliczny, wesoły, ale zaniedbany: skudłacony, sfilcowany,  śmierdzący i utuczony. Weszliśmy do dwóch sąsiadujących gabinetów.
         Nasz wet zaczął oczywiście od miziania, przytulania, szeptania Izerkowi na uszko - jest w tym obłędny:) Powiedział, że chłopak nam zwyczajnie urósł i zmężniał, że ma taki piękny, szlachetny wygląd, jest proporcjonalny, piękny. Zlecieli się wszyscy pracownicy lecznicy i każdy cmokał z uznaniem i miział Izercia. Miłe to było. Wet roześmiał się przy moich opowieściach o miseczkowych wyczynach, o zmartwieniach dotyczących jedzenia. Stwierdził, że powinniśmy się cieszyć, że mamy takiego psa, bo golden, który nie jest żarłokiem to wyjątek. Mówił, że do niego przychodzą właściciele goldenów i labradorów z problemem nadwagi i stawami, sercem (w wyniku otyłości), ale nie z niedowagą.  Na to jeszcze wszedł ten drugi wet z właścicielem goldenka i zwrócił się do faceta słowami "Tak powinien wyglądać idealny golden, taką ma mieć sierść, wagę i sylwetkę". Nie powiem, urosłyśmy z Alą z dumy, ale facetowi nie było do śmiechu. Ale może się otrząśnie, może zrozumie. Bo przecież za chwilę zjawi się z problemem dużo poważniejszym.
        Wet zalecił przetrzymanie gamonia, nawet kilka dni. Przy okazji okazało się, że ma bardzo delikatne, prawie niewyczuwalne szmery w serduchu. Wet powiedział, że pies jest jeszcze w okresie wzrostu i to może zaniknąć. Mówił również, że wady serca w postaci niegroźnych szmerów ma co drugi duży pies. Polecił obserwować, czy mały się szybko nie męczy, czy nie jest ospały, nie ma zadyszki, a przy każdej wizycie będzie kontrolował. Zupełnie się tym nie przejęłam, odsunęłam głęboko, bo Izercio nie zdradza żadnych oznak słabości.

 
        A karmienie? W czasie lata byłam mistrzynią smaku i aromatu w psiej misce, gdyby były jakieś zawody w tej dziedzinie, jakiś konkurs, to mogłabym startować z gwarancją sukcesu. Kroiłam plasterek wędzonego boczku i zjadał z karmą 1/3 zawartości miski. Potem kabnosik pokrojony na milimetry i znów część znikała, na koniec starty serek. Dlaczego nie kawałki? Bo wtedy piesek wyjadał znakomite kąski, a kulki karmy wypluwał - o, w tym jest mistrzem!!! Niestety następnego dnia ten zestaw dosmaczania odpadał i testowaliśmy inny: kawałeczki surowego kurczaka, pokruszone sucharki, wędzona rybka. Kolejnego dnia znów coś innego. W ten sposób, na raty, powoli pies zjadał dzienny przydział karmy, czasami śniadanie w porze obiadu, a obiad bliżej kolacji, ale cóż, arystokratyczny gust.
       Ostatnio, odpukać, dość długo służy mu starty serek, czy pokruszony chlebek. Czasem przypadnie mu do gustu łyżka zupy, plaster wędliny, odrobina twarogu, ba, nawet gotowane buraki i zielony groszek:) Pory posiłków w miarę regularne. Cóż, gimnastyka i kreatywna postawa, choćby przy misce mają pewnie swoje uzasadnienie:)
       Stwierdziliśmy zatem, że latem rzeczywiście był zakochany, a brzydka sierść była efektem linienia. Teraz ma cudną sierść, wygląda jak król lew, normalne wypróżnienia, jest wesoły i chętny do zabaw i spacerków. Jest też z nim tak, że wszystko jest super, dostaje suchą karmę i różne ludzkie przysmaki i nic. A nagle pojawia się biegunka. Zatem trzeba być czujnym, mieć zapas węgla i leków typu lacidofil czy lakcid. W czasie spacerów nad morzem pozwalamy mu na jedzenie.... kawałków zwęglonego drewna, które wyciąga z morza lub odkrywa na plaży. Działa na niego wspaniale:) Ot, naturalny specyfik na izerkowy brzuszek.

 
           Zdecydowanie nie służą mu wszelkiego rodzaju sztuczne przysmaki dla piesków typu ciasteczka, gryzaki sztucznie preparowane itp. Za to bez problemów pochłania łapki, uszy, żwacze, ogony, gryzaki naturalne. Oczywiście z umiarem.
            I co jeszcze? Jest najpiękniejszym i najukochańszym pieskiem na świecie:)


niedziela, 13 października 2013

"Ratunku, nie mam siły!"

              Morze, plaża i woda są atrakcyjne dla Izercia o każdej porze roku, o każdej porze dnia, niezależnie od pogody. Mimo, ze nad otwarte morze mamy około godzinki jazdy, to w weekendy często korzystamy z tej możliwości, głównie dla pieska. Ale dla nas takie pobycie razem i zaczerpnięcie tlenu ma również wartość ogromną.
 

Piesek nawet na nas nie czeka, gdy wchodzimy na plażę jest już po pierwszej kąpieli.


              Potem tradycyjnie kopanie, turlanie i wszelkiego rodzaju psie przyjemności. Oczywiście rzucanie patyków jest naszym obowiązkiem, a pieskową przyjemnością ich wyławianie.  



            
                 Czasem można spotkać psich kumpli, a nawet przedstawicieli rasy. 


                Takie znaleziska interesują Izercia, próbuje je ciągnąć, szarpać, podgryzać. Oczywiście zawsze zasapie się i szuka ochłody w wodzie.


 
                           Nie bardzo podoba mu się propozycja opuszczenia plaży i powrotu lasem. Las jest fajny, owszem, ale gdy piesek ma wybór zawsze woda jest na pierwszym miejscu. 
 

                       Próbowaliśmy szukać grzybów, co oznaczało, że Izerek biegał od jednego członka rodziny do drugiego, miał tyle spraw do załatwienia, tyle kilometrów do przebiegnięcia, że w pewnym momencie położył się na środku ścieżki i manifestował swoje zmęczenie. 




                         Zupełnie nie rozumiał, po co wspinamy się na kolejną górkę, dlaczego nikt nie przychodzi do niego, nie próbuje pocieszyć, pożałować. 


                            Nie mając wyboru musiał ruszyć za swoim stadkiem. Jeszcze próbował się ociągać, jeszcze uśmieszki i słodkie miny serwował, ale nic nie skutkowało.





                    Usiłował też udawać, że nie słyszy nawoływań, obrażał się, ale gdy zobaczył, że auto jest w zasięgu wzroku zebrał resztki sił i w samochodzie był pierwszy, na siedzeniu oczywiście:)
  


                W domu nawet się nie napił, tylko zasnął na podłodze w kuchni. Słodziak:)



piątek, 4 października 2013

"Ostatnie takie zabawy"

             Gdy jeszcze bywa ciepło korzystamy z uroków bliższej i dalszej okolicy. Izerek zawsze jest gotowy do drogi, gotowy do podejmowania wyzwań, poznawania świata, kontaktów z ludźmi i zwierzakami. Na hasło: "idziemy" lub "jedziemy" staje na równe łapki, puszcza ogon w ruch i wkurza się, że rodzina z takim ociąganiem zbiera się z domu, wszak on jest gotów w kilka sekund.
 

Każda woda to kąpiel.


Po kąpieli oczywiście turlanie w piasku....


A potem znów poławianie....


 Ba, nawet pływanie na tratwie, no prawie...
 


A potem kolejne wyzwanie...zabawa z Homerem.

  
  







 Chwila odpoczynku...


 I zabawa trwa dalej....czasem to walka nawet.