środa, 27 sierpnia 2014

"We Wrocławiu"

          We Wrocławiu byłam jakiś czas temu przelotem, kiedy to podczas wycieczki zwiedzaliśmy Panoramę Racławicką. Teraz też pobyt był krótki, ale miasto bardzo mi się spodobało. Mam plan tu wrócić, aby poznać więcej ciekawych miejsc, na spokojnie, bez pośpiechu. To, co liznęłam uświadomiło mi, że prawdziwe są opinie tych, którzy zachwycają się miastem. Oczywiście są miejsca bardziej i mniej ciekawe, jak wszędzie, jak zawsze.
         W hotelu Izerek jak zwykle wpadł do pokoju i zajął łóżko. Rozbawił nas tym niezmiernie, nie umiemy wytłumaczyć takiego zachowania. Dobrze, że nie było czterech łóżek, bo rzeczywiście miałby wtedy swoje.

 
         Zwiedzanie nie bardzo pieska zainteresowało. Raczej unikamy takich tłocznych miejsc, ale z drugiej strony on też czegoś się uczył, oswajał swe lęki i strachy.
         Poniższe fotki to prezent dla sympatycznych ludzi związanych z Wrocławiem, dla Riannon, Bemalg, Agi... Jak widzicie pochodzący z niedalekiej okolicy goldenek, mieszkający nad morzem, przejechał cała Polskę, by poznać to piękne miasto:)





 






       We Wrocławiu Izerek znów spotkał koniki. Tym razem ciężko pracowały. Piesek był zainteresowany tymi poznanymi niedawno stworzeniami.



        Zobaczył też jakieś dziwne krasnale. Podszedł powąchał i zrozumiał, że nie są to zabawki. Swoją drogą zaintrygowały mnie te krasnale, widziałam je kiedyś na blogu niedoszuflady u Agi. Muszę poczytać skąd się wzięły.





Izerek, jak na melomana przystało, słuchał rozbrzmiewającej na Rynku muzyki.






         Rozglądał się uważnie i wreszcie wypatrzył towarzystwo dla siebie, labradorkę. Zabawa była krótka, ale uszczęśliwiła pieska.

 
        Znów rozglądaliśmy się za jakąś restauracją. Spodobała się nam pierogarnia, ale niestety nie pozwolono nam tam wejść z psem. Nie to nie. W końcu trafiliśmy do Restauracji Lwowskiej. Cóż, Izerek nie załapał się tu na nic, wody też nie dostał. W drodze powrotnej kupiliśmy mu bułki. Niech też ma coś z życia. Jedzenie dość dobre, choć bez szału, ceny wygórowane, jak na tak małe porcje. Moje 3 małe naleśniki kosztowały 29 zł. Przesada. Żeby chociaż jakieś wyjątkowe były.
         Ale Wrocław wywarł na nas wrażenie. Niestety wieczór był chłodny i szybko wróciliśmy do hotelu. Pozostał niedosyt i chęć powrotu.  

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

"W Poznaniu"

          Gdy tylko dotarliśmy do hotelu, po zameldowaniu, Izerek wkroczył do szklanej windy. Mimo, że w domu każdy spacerek wiąże się z windą, nie robi ona na Izerku żadnego wrażenia, a tu się zadziwił, nawet lekko zdenerwował. Nie było zamkniętej, zabudowanej przestrzeni. Chłopak ze zdziwieniem patrzył na pozostające w dole auta, ludzi, trawkę. Wprawdzie jechał tylko na drugie piętro, ale coś mu w tym szklanym pudełku nie pasowało.
      Po wejściu do pokoju piesek całkowicie nas rozbroił. Wpadł pierwszy, obejrzał apartament i ... wskoczył na łóżko. Jak dziecko na koloniach, które od razu wpada i zajmuje miejsce do spania, najlepsze, najwygodniejsze. Bardzo nas to zdziwiło, ponieważ w domu nie śpi w łóżku. Czasem w nocy zdarzy się, że wskoczy do Ali, ale tu od razu do łóżeczka. Zrzuciliśmy cwaniaczka, ale coś sobie ubzdurał i gdy tylko nie patrzyliśmy zajmował wypatrzone miejsce i potem udawał, że nie słyszy.
 


        Niedaleko hotelu był park i tam piesek mógł wreszcie pobiegać. Jednak gdy poszedł na dodatkowy spacerek z Alą uznał, że może to być jakaś zmyłka, że może znów chcą go zostawić i wziął sprawy w swoje łapy, a dokładnie smycz do pyska i powrót. Pozostawienie go na wakacje, mimo, że miał super, wyczuliło go i teraz bardzo pilnuje, gdy ktoś się oddala, wsiada do auta bez niego. Mądrala.


 
       W Poznaniu poszliśmy na krótki spacer na Rynek. Znamy go więc tak dla przypomnienia. Chyba tu niewiele się zmieniło, choć okolica bardzo.





       Szukaliśmy też jakiejś knajpki, by coś zjeść. Dobrze, że latem są ogródki, gdzie w większości można wejść z psem. Obeszliśmy cały Rynek, wypatrzyliśmy kilka potencjalnych miejsc,  zatrzymaliśmy się przy kolejnym. Pod jednym ze stołów leżał goldenek. Zatem i my usiedliśmy w tej restauracji. I tak oto golden zadecydował o wyborze miejsca posiłku. Psiaki były spokojne, kumpel leżał pod jednym stolikiem, Izerek pod drugim. Grzeczne, zrównoważone, opanowane. Kelner przyniósł picie dla nas i miskę z wodą dla Izerka.




        Psina strajkował nadal jeśli chodzi o jedzenie. Wyjazd dodatkowo go stresuje, zatem pozwoliliśmy mu na marudzenie. Pan zjadł żurek w chlebie. To znaczy pan zjadł żurek, a Izerek chlebek. Był zadowolony.
          W nocy kręcił się między pokojami, trochę przebywał na płytkach w łazience, wreszcie wskoczył na łóżko i próbował zająć moją przestrzeń do spania. Potem wczołgał się pod łóżko i tak dotrwał do rana. Na śniadanie musieliśmy iść oddzielnie, bo pozostawienie małego w pokoju było niemożliwe. Płakałby strasznie. Wyruszyliśmy w drogę do Wrocławia ....
 

sobota, 23 sierpnia 2014

"Podróżnik"

         W mijającym tygodniu Izerek stał się Wielkim Podróżnikiem i wybrał się z nami na wycieczkę do Poznania, Wrocławia i ...
        Po pozostawieniu go przez 2 tygodnie u dziadków piesek wsiada do auta i nie chce go opuszczać. Dziadek wprawdzie tak go pokochał, że martwił się, że to męczące, że lepiej, aby piesek został z nim. Ale tym razem zabraliśmy chłopaka z sobą, mając w tym określony cel.
        Największym problemem było znalezienie hotelu, gdzie przyjmują pieski. Okazało się, że wcale nie jest to takie proste. Do tego sezon nadal trwa, miejsc było mniej. Gdy już coś znaleźliśmy patrzyliśmy na mapie, czy są w pobliżu jakieś miejsca spacerowe, aby psina mógł się wybiegać. W sumie dziwię się i nie dziwię sytuacji hotelowej. Dziwię się, ponieważ coraz więcej osób podróżuje ze swoimi pupilami i hotel może zyskać lub stracić klienta. Nie dziwię się, bowiem wiele osób nie dba o dobra hotelowe, a pies, jakby nie patrzeć, brudzi. Ale udało się nam coś wyszperać, warunki przyzwoite, teren zielony okazał się idealny.
      Izercio jest wymarzonym psem w czasie drogi. Kładzie się i śpi, czasem przekręci, zmieni pozycję. Ideał. Oczywiście robiliśmy częste przystanki dla rozprostowania łapek, na picie i poznawanie świata.




 


          Lubi zajmować dużo miejsca. Gdy jeździ w bagażniku, to ma go mnóstwo. Ale woli na siedzeniu, jak pasażer. Wtedy ktoś, kto siedzi z nim z tyłu musi liczyć się z bardzo ograniczonym miejscem, bo chłopak niby się przytula, niby mizianki mu w głowie i małymi kroczkami zajmuje prawie całe siedzenie. Czasem coś go zainteresuje i patrzy przez okno.


          Na jednym z przystanków, na dużym parkingu przy stacji, bo tak wypadło tankowanie, psina doświadczył wielu wrażeń. Po pierwsze spotkał plastikowe, wielkie żubry, których oczywiście się bał. Przyglądał się fontannie, bo przecież to woda, którą uwielbia.

 
          Potem zaprzyjaźniał się z rybkami pływającymi w strumyku, co zaowocowało łapami czarnymi od szlamu do kolan. Miał też ochotę zapoznać się bliżej z żabami skaczącymi na jego widok do stawu, ale zdołaliśmy go utrzymać.
          A potem zauważył wielkie stworzenia, większe od niego, których było sporo. To konie. Dopóki były daleko, piesek był bardzo zainteresowany, ciekawy. Ale zainteresowane tym dziwnym zjawiskiem były też konie, które przyszły i wyciągały szyje w kierunku Izercia.



 


Mały był ... hm, bardzo odważny. Szczekał i szczekał, ale z pewnej odległości. Konie w ogóle nie przejęły się tym hałasem, wyciągały w jego stronę szyje. Jeden go powąchał i Izerek odskoczył jak oparzony krzycząc jeszcze bardziej. Oczywiście dla bezpieczeństwa był na smyczy.

 



 
 
 


       
FILM "SPOTKANIE Z KONIKAMI"

        Fotki z komórki, bo z zaskoczenia. To był dla nas niezły ubaw i ciekawe doświadczenie dla Izercia. Dotarliśmy do hotelu w Poznaniu ... to w następnym poście.