poniedziałek, 25 sierpnia 2014

"W Poznaniu"

          Gdy tylko dotarliśmy do hotelu, po zameldowaniu, Izerek wkroczył do szklanej windy. Mimo, że w domu każdy spacerek wiąże się z windą, nie robi ona na Izerku żadnego wrażenia, a tu się zadziwił, nawet lekko zdenerwował. Nie było zamkniętej, zabudowanej przestrzeni. Chłopak ze zdziwieniem patrzył na pozostające w dole auta, ludzi, trawkę. Wprawdzie jechał tylko na drugie piętro, ale coś mu w tym szklanym pudełku nie pasowało.
      Po wejściu do pokoju piesek całkowicie nas rozbroił. Wpadł pierwszy, obejrzał apartament i ... wskoczył na łóżko. Jak dziecko na koloniach, które od razu wpada i zajmuje miejsce do spania, najlepsze, najwygodniejsze. Bardzo nas to zdziwiło, ponieważ w domu nie śpi w łóżku. Czasem w nocy zdarzy się, że wskoczy do Ali, ale tu od razu do łóżeczka. Zrzuciliśmy cwaniaczka, ale coś sobie ubzdurał i gdy tylko nie patrzyliśmy zajmował wypatrzone miejsce i potem udawał, że nie słyszy.
 


        Niedaleko hotelu był park i tam piesek mógł wreszcie pobiegać. Jednak gdy poszedł na dodatkowy spacerek z Alą uznał, że może to być jakaś zmyłka, że może znów chcą go zostawić i wziął sprawy w swoje łapy, a dokładnie smycz do pyska i powrót. Pozostawienie go na wakacje, mimo, że miał super, wyczuliło go i teraz bardzo pilnuje, gdy ktoś się oddala, wsiada do auta bez niego. Mądrala.


 
       W Poznaniu poszliśmy na krótki spacer na Rynek. Znamy go więc tak dla przypomnienia. Chyba tu niewiele się zmieniło, choć okolica bardzo.





       Szukaliśmy też jakiejś knajpki, by coś zjeść. Dobrze, że latem są ogródki, gdzie w większości można wejść z psem. Obeszliśmy cały Rynek, wypatrzyliśmy kilka potencjalnych miejsc,  zatrzymaliśmy się przy kolejnym. Pod jednym ze stołów leżał goldenek. Zatem i my usiedliśmy w tej restauracji. I tak oto golden zadecydował o wyborze miejsca posiłku. Psiaki były spokojne, kumpel leżał pod jednym stolikiem, Izerek pod drugim. Grzeczne, zrównoważone, opanowane. Kelner przyniósł picie dla nas i miskę z wodą dla Izerka.




        Psina strajkował nadal jeśli chodzi o jedzenie. Wyjazd dodatkowo go stresuje, zatem pozwoliliśmy mu na marudzenie. Pan zjadł żurek w chlebie. To znaczy pan zjadł żurek, a Izerek chlebek. Był zadowolony.
          W nocy kręcił się między pokojami, trochę przebywał na płytkach w łazience, wreszcie wskoczył na łóżko i próbował zająć moją przestrzeń do spania. Potem wczołgał się pod łóżko i tak dotrwał do rana. Na śniadanie musieliśmy iść oddzielnie, bo pozostawienie małego w pokoju było niemożliwe. Płakałby strasznie. Wyruszyliśmy w drogę do Wrocławia ....
 

3 komentarze:

  1. O jak miło poczytać takiego bloga ;D
    Moja to nauczona na łóżku spać i teraz nie bardzo chce się tego od uczyć, ale lubi pospać sobie na korytarzu cała noc ;p
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Szklana winda? Aaaaa... ja bym się ze strachu posiusiała!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niebieski Podróżnik :-)
    Musicie trochę wynagrodzić Mu toskańska rozłąkę :-)

    OdpowiedzUsuń