poniedziałek, 29 lutego 2016

"Trudna miłość"

       Izerek cieszył się zimą, która niestety trwała aż ... 3 dni. Zatem była to radość krótkotrwała, nie zaspokoiła pieskowego apetytu na szaleństwa. Potem wydawało się, że nadchodzi wiosna, bo zrobiło się cieplej. Prawdziwy jej podmuch przyszedł w okolicy Walentynek, kiedy to piesek oszalał (nie wiem, czy można bardziej) na punkcie swojej dziewczyny - Abi. Oczywiście jest jej wierny i uwielbia ją z wzajemnością. Jednak Abinka dostała cieczkę, a biedny piesek świrował na spacerkach. Naprawdę żal było na niego patrzeć. Gdy jeszcze byłam nieświadoma tego stanu rzeczy szłam z małym na spacerek poranny, dając mu możliwosc chodzenia luźno. Do pewnego momentu był grzeczny, szedł blisko, pilnował się. Nagle stanął, wyprostował się i ruszył jak przecinak. Nie reagował na wołania, krzyki, na nic. Biegłam za nim, ale nie sposób dogonić szaleńca. Pocieszała mnie tylko myśl, że w okolicy nie ma ulic. 
        Okazało się, że szliśmy po śladach Abi. Izercio trafił bezbłędnie. Właściciel Abi trzymał narwańca i wystawiającą się dla niego dziewczynę. Widok niezły, a potomstwo byłoby cudne. Niestety nic z tego nie wyszło i używając maksimum sił ciągnęliśmy pieski w przeciwne strony, odbywając poranny spacer z opornymi stworzeniami. Od tego dnia dla Izercia nastały trudne dni. Tęsknił, marzył, był obecny ciałem, ale nie duchem. Ja przez kolejne dwa dni odczuwałam w mięśniach skutki szaleńczego biegu z zimowych ciuchach za napaleńcem. 


Cierpiał w swoim legowisku i nawet promienie słonka nie ożywiały zakochanego. 


Próbował znaleźć ukojenie na kanapie u Ali, ale nic to nie dało. 



Łóżko państwa też nie pomogło na smutki.

 
W czasie ferii u dziadków tęsknił nie tylko za Abi, ale i za panem. 


          Ale gdy wrócił do domu najpierw oszalał widząc pana. Potem okazało się, że cieczka Abi się skończyła i może z nią pofiglować. Figle okazały się tak wyczerpujące, że psina ledwo dowlókł się do domu. Dyszał jak lokomotywa. Ale potem zapadł w spokojny sen, sen pełen ciekawych wyobrażeń, bo popiskiwał, wzdychał, ciamkał. Wreszcie nasz Romeo odetchnął, spacerki staną się przyjemniejsze, ręce mniej obciążone, choć już myślałam, że wydłużą się do kolan przez to ciągnięcie. Mam nadzieję, ze kolejne cieczki koleżanek nie będą już tak mocno wpływały na Izercia i wszyscy zaznamy nieco spokoju podczas spacerków. 



Tu już przeszedł samego siebie.  


5 komentarzy:

  1. W takich sytuacjach w psa, który i tak dużo waży wstępują jakieś nadprzyrodzone siły i moc a uchodzi całkowity rozum 😊 Pamiętam jak nasz Jasper próbował się włamać do mieszkania, w ktorym była Diunka z cieczką, niewiele brakowało, a wykopałby dziurę w betonie.... Ostatnie zdjęcie na kanapie wcale nie jest przesadą a oznaką szczęśliwego psa 😉 pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. Utrzymanie psa na smyczy przy spotkaniu z suczką graniczy z cudem i jest wielkim ryzykiem dla rąk właściciela. Bywało, że lądowałam na kolanach.
      Ta kanapa jest w salonie, najlepsza w domu i hrabia właśnie tę sobie upatrzył. Musi być przykrywana grubą frotą, bo młody drapie skórę. Ale tylko tam ma widok na powracającego z pracy pana i nie chcemy mu tej radości odbierać:)Jednak tak rozłożony jeszcze tam nie leżał.
      Gdzieś, chyba w jakimś programie usłyszałam, że taka pozycja psa świadczy o chorobie, jakiejś przypadłości, niepewności, niepokoju. Nie trzeba być jednak specjalistą, aby wiedzieć, że żadne zwierzę w obliczu zagrożenia czy w przypadku cierpienia nie rozłoży się "kołami do góry". Tak zachowuje się zwierzę tylko wtedy, gdy czuje się bezpiecznie. Uwielbiam Izercia, gdy jest taki wyluzowany, choć przyznam, że ściany mam podrapane wszędzie, bo podczas przeciągania psina "ostrzy" sobie pazurki.
      Pozdrawiam cieplutko. Mizianki dla goldenkowej gromadki:)

      Usuń
  2. nasz szczęśliwy goldenek często leżakuje tak samo :) dopiero niedawno zdobył kanapę i jest już wtedy po stokroć szczęśliwy leżąc na miejscu pana. podrapane ściany to tylko drobna niedogodność przy takim psie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy drobna niedogodność pojawia się w kilka dni po remoncie to staje się ... cóż, problem do zaakceptowania. Bo czyż można gniewać się na tego pięknotka? Czy można nie ulec temu spojrzeniu? Nie wybaczyć? Nie da rady, człowiek kocha tego przyjaciela całym sercem i z bólem tego serca akceptuje "straty".

      Usuń
  3. Nie pocieszę Cię, bo kolejne cieczki będą równie mocno wpływały na zachowanie psiaka. To niestety jedna z bardzo niewielu uciążliwości w opiece na psiakami. Najlepiej wiedzą o tym właściciele, którzy mają w jednym domu parkę zwierząt. Ale cóż to jest w obliczu tych pieknych chwil z naszymi pupilami ;-) Pozrawiamy Was wszystkich gorąco!

    OdpowiedzUsuń