poniedziałek, 5 stycznia 2015

"Wreszcie poprawa pogody"

              Niedziela poświąteczna przyniosła prawdziwą zimę, taką ze śniegiem i mrozem. Na Kaszubach podobno było minus 20 stopni i śniegu po kolana, w Gdańsku do 10 na minusie i śniegu nieco mniej.  Ale ten przypływ zimy mnie zachwycił, bo tak lubię i do tego tęsknię. Było czysto i jasno, zniknęła wszechogarniająca nas szarość. Wokół zapanowało ożywienie. Wreszcie rodzice byli zmuszeni poświęcić swoim dzieciom czas, bo osiedlowe górki rozbrzmiewały okrzykami maluchów zjeżdżających na saneczkach i innych sprzętach. Wszyscy ruszyli się z domów, sprzed telewizorów i komputerów, łyknęli powietrza.
               Izerek też był szczęśliwy. Biegał jak szalony, szukał znajomych zapachów, smakował białego śniegu, tarzał się, łapał w locie śnieżki. Wracał po spacerkach mokry, ale czysty i szczęśliwy. Niestety zimowy podmuch był krótki, już w Sylwestra zaczął padać deszcz, ale jeszcze było delikatnie białawo. Poranek w pierwszym dniu Nowego Roku przyniósł niespodziankę, niezbyt miłą: śnieg stopniał błyskawicznie, rozpoczęły się silne wiatry, niebo było ponure i cały świat też taki. To pogoda, kiedy z domu wychodzą tylko twardziele, tylko ci, co muszą. Ludzie walczyli z wiatrem na chodnikach, nawet Izerek musiał się zapierać, aby iść.
            Trzy dni takiej pogody mnie wykończyły. I gdy w niedzielę wiatr ucichł i wyjrzało słońce od razu wybraliśmy się na długi spacer, tym razem do Oliwy. Piesek wreszcie pobrykał, wiatrzysko nie było nierównym przeciwnikiem. Biegł przed siebie za nic mając nasze nawoływania, ale zawsze okazywało się, że za zakrętem czekał i sprawdzał, czy podążamy za nim.
 


               Pierwszy wbiegł na Pachołek - wzgórze położone około 100 m.n.p.m. Znajduje się tam wieża  widokowa o wysokości 15 m. Rozpościera się stąd piękny widok na okolicę i Zatokę Gdańską.


             Piesek jak szalony wdrapywał się po schodach, ale na tarasie lekko się denerwował. Czuł wysokość, i mimo, że wszedł tu z własnej woli, to nie bardzo mu się to miejsce spodobało.



Widoczne w oddali dźwigi skojarzyły mi się z monstrualnych wymiarów żyrafami.


Izercio szybko zszedł na dół i odreagował partyjką szachów. 





          Potem wszedł na stół, uważnie rozejrzał się dokoła i stwierdził, że państwo mają różne pomysły i może przyjdzie im do głowy po raz drugi wdrapywać się na górę. Dla pewności i bezpieczeństwa postanowił wziąć sprawy w .... swój pyszczek i wyraźnie nadał kierunek wycieczce.





            Na chwilę przystawał i potem znów pędził przed siebie. Czasem wydawało się, jakby chciał powiedzieć "Człapiecie i człapiecie. Może tak szybciej! Cienko z waszą kondycją!".



           W lesie zbudowane było coś na kształt szałasu. Bardzo zaintrygowało Izerka to dziwo. Zbadał je dokładnie, obejrzał z każdej strony.




          W lesie można znaleźć skarby w postaci patyków, ale jak się Ala postara to i piłeczka się znajdzie. Można tez spotkać nowych kumpli.

 
 

A to już szopka z piasku zbudowana w Oliwie. To był udany dzień.



5 komentarzy:

  1. Łatwo nie było, ale jakoś doczłapaliście na tego Pachołka ;)
    czyli, krótko mówiąc, wspinaczkę średniogórską macie zaliczoną :)
    Anito, ciekawa jestem, co będzie dalej i czy podołacie... O Izerka się nie boję, jego kondycja do pozazdroszczenia,
    chociaż i Wam, przy takich treningach, zastój mięśni raczej nie grozi :))
    Trzymajcie się zdrowo! Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, może w przyszłości zdobędziemy wyższe szczyty. Ale właśnie mam wątpliwości, czy podołamy. Plany wiosenne dotyczące ruchu już są, zatem wszystko jest możliwe:) Izerek daje nam przykład, zatem nie pozostaje nic innego jak się ruszać. A może nauczę chłopaka jeździć na rowerze? To jest myśl, wtedy cała rodziną, wzbudzając ogólna sensację wybierzemy się na wycieczki rowerowe.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Niestety, wietrzna pogoda i we mnie wywołuje uczucie wykończenia, przygnębienia i ogólnie zyciową rozpacz. A pizga u nas już 5 dzień, jak w kileckim za rogiem. Do tego to wszechogarniające świat błoto, a przecież nie można psiakom nawet w taką pogodę ograniczyć spacerów. Nasze wracają umorusane do granic niemożliwości z lasu. Też wolałam śnieg i nawet leciutki mróz. Wtedy i poszaleć można i mniej w domu sprzątania.
    Szachy macie odfajkowane, liczę zatem, że na wiosnę nauczycie Izerka grać w golfa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas wieje i pada, niestety poprawa pogody była krótkotrwała. Nie cierpię chlapy i tego błota, o którym mówisz. Jesień nas rozpieściła, było słonecznie, a teraz proszę, listopadowa plucha, zamiast mrozu i śniegu. Izercio też wraca umorusany, zwłaszcza po zabawach z pieskami. To całe jego szczęście, cała radość, a moje sprzątanie.
      Co tam golf, Izerek od razu zagra w polo. Nie będzie się rozdrabniał:)
      Pozdrówka:)

      Usuń
  3. Witam! Pozwoliliśmy sobie nominować Wasz blog do Liebster Blog Award, zapraszamy na http://www.marley-i-my.ownlog.com/2559730,komentarze.html i pozdrawiamy serdecznie!

    OdpowiedzUsuń