niedziela, 4 grudnia 2016

"W Sanoku"

   Do Sanoka mieliśmy parę kilometrów wiec pewnego razu wybraliśmy się tam na obiad. Piesek oczywiście dostał miskę z wodą. Trzeba przyznać, ze nie było w Bieszczadach problemu z tym, aby nawet do środka wejść z psem. Zupełnie inaczej było we Wrocławiu, gdzie w wielu miejscach odmówiono nam możliwości zjedzenia posiłku z uwagi na psa. A przecież Izerek jest bardzo grzeczny, kładzie się i nikomu nie przeszkadza. Pewnie wiem że i tak coś mu skapnie:)

 Tak było i tym razem, chlebek smakował pieskowi bardzo.




        Niestety zapach jedzonka, a zwłaszcza pełen jeszcze talerz pana był czynnikiem, który uniemożliwiał Izerkowi pozowanie. Cały czas odwracał łepetynę w stronę knajpki, smycz miał w pysku i czekał na dogodny moment, aby zwiać. Nie doceniał uroków sennego miasteczka, nie uśmiechał się do komplementujących go ludzi tylko patrzył z żalem, że okazja do smakowitego kąska tak bardzo się oddaliła.













        Zamek też nie wzbudził zainteresowania, bo po jedzonku warto by wybrać się nad rzeczkę. Takie plany wakacyjne miał chłopak. Czasami były one skrajnie różne od naszych, trzeba było się dogadać, co z uparciuchem nie zawsze było łatwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz