niedziela, 3 lutego 2013

"Zabawowo"

             Izerek kończy dziś 10 miesięcy. Życzymy mu zdrówka, bo to teraz najważniejsze. Mam nadzieję, że dalej będzie rósł zdrowo, bez żadnych problemów, będzie cieszył się życiem, a nas swą obecnością. Jest kochanym psinkiem, wesołą mordką, zachwyca wszystkich swą urodą. Dzieciuch jeszcze, bo nadal sika po damsku. W tym miejscu całujemy też braci, Izercia i Kaizerka.


           Mimo skończonych 10 miesięcy nasz wielki, 35 - kilogramowy piesek pozostaje szczeniaczkiem. Wątpią w to czasem spotkani na spacerach ludzie, ale Izerek szybko daje poznać, że jest rzeczywiście głuptaskiem, skorym do igraszek, pieszczot, wciąż uległym w zetknięciu z innymi pieskami.
            Zabawy to to, co oprócz jedzenia siedzi mu w łepetynce. Preferuje kumpli, to najlepszy sposób spędzenia czasu. Wszelkie spacery również są atrakcyjne, a takie, kiedy można biegać i wąchać bez smyczy to najlepsza frajda.
           Czasami Izerek przypomina sobie, że można pogonić Puśkę, ale od dawna już jej nie dręczy. Raczej obserwuje, gdy ta wybiera się czasem na wędrówki po mieszkaniu, czatuje na jej drewnianą zabawkę i czujnie patrzy w stronę miski, szczególnie, gdy królik dostaje jedzenie w innej porze niż hrabia. Sprawdza, czy nie jest smaczniejsze, albo czy ilość nie jest większa od jego przydziału. Od czasu do czasu musi, po prostu musi dać Pusince buziaka, na co ta najczęściej nie reaguje. No, chyba, że ma gorszy dzień, to wtedy podskoczy i zwiewa. Niestety nie wie, że takie zachowanie wyzwala w Izerku nowe pokłady miłości i czułości, zatem olbrzym puszcza się w pogoń za królaskiem.



            Jedną z ulubionych rozrywek jest gryzienie badylków wszelkiego rodzaju. Jesienią po drugiej stronie uliczki obcięto krzaczory i wystają takie badyle na 20-30 centymetrów. Jest to cel pielgrzymek pieska, skubie je z wielką zaciętością. Pozwolenie, by przyniósł sobie do domu jakiś patyk, to wielkie szczęście. Gdy mały znajdzie sobie coś i usłyszy "możesz zabrać" czy "weź" wprawia ogon w stan podwyższonej aktywności obrotowej,  wypręża się dumnie i idąc sprężystym krokiem niesie w pysku zdobycz. Sprawia wrażenie, jakby chciał wszystkim obwieścić "Widzicie? Mogę to sobie zabrać do domku, to moje!". W domu również znalazł sobie coś, co uznał za badylkowe szczęście i rozpracował w drobnych szczegółach:) Ta mata, oprócz kobiałki, to dwie rzeczy, które zniszczył. A zniszczył dlatego, że to badylki były i tyle.

 
          W domu ma kilka zabawek. Uwielbia piłki, małe, duże, skórzane, gumowe, plastikowe, tenisowe, wszystkie. Gryzie je, popycha nosem, łapką, podrzuca. Niestety większość z nich ma żywot bardzo krótki. Skórzane piłki siatkowe zostały rozprute, wybebeszone, częściowo przeżute i nadawały się do wyrzucenia.




          Jednak wszystkie te gryzanki sprawiają, że (oby nie zapeszyć) nie bierze się za nic innego. Uwielbia też prostą zabawkę wymyśloną przez Alę. Do zwykłej, starej podkolanówki wkłada mu piłkę i zawiązuje na supeł, aby ta nie wypadła. Co ten pies wyprawia!!! Szarpie, podrzuca, łapie za koniec podkolanówy i trzepie na wszystkie strony, obijając sobie łepetynę. Uwielbia takie rozrywki. Równie mocno cieszą go piłki ze sznurkami.



            Bardzo atrakcyjne są same skarpetki. Bawiliśmy się z nim tak, że zakładaliśmy mu taką na łapę, a on sobie zdejmował. Okazało się, że przy problemach z pazurkiem miał nosić skarpetę w celach leczniczych i wtedy dziwił się, gdy mówiliśmy "zostaw" i mocowaliśmy skarpetę plastrem.



             Chętnie bawi się też szmatkami, zdarza mu się czasem porwać ręcznik kuchenny, dlatego zapewniamy mu inne, bardziej odpowiednie gałganki.  
           Nie mniej radości sprawiają mu pluszaki. Niestety powoli zapas się wyczerpuje. Oto fotka przestawiająca kolekcję ostatnich maskotek Izerka. Jaka jest ich wspólna cecha, poza tym, że są oślinione i wymymlane? Kto z Was zgadnie? O, widzę las rąk:)


         Oczywiście to są maskotki z horroru pod tytułem "Oko za okiem". Tak, zabawę z pluszakiem Izerek rozpoczyna od wygryzienia oczu. Tak długo skubie, tak długo męczy, aż wyrwie plastik. Czasem zajmuje mu to chwilkę, a czasem kilka dni. Oczywiście zaraz mu paskudztwo zabiaramy, aby czasem nie połknął. Te kilkudniowe maskotki są cenniejsze, bo na dłużej starczają.



              Ala mówi, że po bliższym zapoznaniu z naszym pieskiem wszystkie zabawki wyglądają jak Zombie. Coś w tym jest, nie można opisać ich mianem "ładne", czy "atrakcyjne", za to określenie "paskudne" lub "koszmarne" pasują znakomicie. Po dokonaniu takiego mordu pies wypruwa flaki. Zatem oślepione i wychudzone maskoty trafiają do domowej szwalni, gdzie dziury po oczach i wnętrznościach zostają zaszyte. Taka paskuda wytrzymuje jeszcze czas jakiś, zwykle krótki i wędruje na śmietnik.

       
             Wszelkiego rodzaju linki i sznury też mu się podobają. Czasem je odkładamy do pudła (bo co jakiś czas zamieniamy mu zabawki, aby się nie znudził) i zapomnimy, a wtedy są atrakcją na nowo. Izercio lubi je podrzucać. Taki sznur jest dość ciężki, zatem na noc mu go zabieramy, bo gdy rano przyjdzie mu do głowy pobrykać, to budzi wszystkich, łącznie z sąsiadami mieszkającymi piętro niżej.


           Plastikowe butelki kocha od momentu, gdy zawitał w nasze progi. Rozpracowanie korka zajmuje mu nie dłużej niż minutę. Zmiażdżenie nieco dłużej. Odgryzienie dna to naprawdę drobiazg. Pilnujemy go również przy tej zabawie, ale nie zjada plastiku, tylko wypluwa.





          Kiedyś, gdy Adam przyniósł i postawił w przedpokoju butlę 5-litrową z wodą, mały szybciutko się zawinął i poniósł ją do siebie. Ma siłę, nie powiem. Taka butla stoi zawsze w kuchni, ale tej nie bierze. Widocznie uznał, że pan przyniósł prezent dla swojego pieska.
          Jak psinek był młodszy uwielbiał zabawę z układanką edukacyjną. Polecam dla młodziutkich szczeniaczków. Teraz też zabawka mieści się w kategorii ulubionych, ale Izerek w ciągu paru sekund wygrzebuje ukryte przysmaki.

     
          Różnego rodzaju zabawki do rzucania na dworze i w wodzie to coś fantastycznego. Jednak w domowym zaciszu służą jako gryzaki i bywają rozpracowane doszczętnie. Wydają mi się zawsze takie solidne i nie do zniszczenia, ale jak się okazuje to zmyłka i dla naszego pieska nie ma rzeczy niemożliwych.



              Mój tata wypróbował zabawę z cytrusem. Dawał Izerkowi pomarańczkę. Mały turlał ją, ale co chwilę prychał, odpychał. A gdy nadgryzł, to w ogóle otrząsał się, ale go intrygowało dziwne zjawisko. Ustawiał się do niej bokiem, poszczekiwał nawet. Komedia. Piesek cytrusów nie lubi. Tak samo reaguje na cytryny.


           Muszę też powiedzieć, że nasz piesek jest bardzo zaradny i ma cechy zdobywcy. Otóż w czasie pobytu nad morzem zauważył w wodzie gumowe kółka. Nie byłby sobą, gdyby po nie nie zanurkował. Zwyczajnie wchodzi do wody, wkłada nos pionowo w dół i szuka zdobyczy. Znalazł dwie, które z dumą przyniósł do domu. Te dziurki to ślady ząbków:)


          Nie można wymienić wszystkich zabaw. Fajne jest to, że Izerek jest przeważnie samowystarczalny. Zawsze znajdzie coś ciekawego, potrafi zająć się sam sobą. Oczywiście gdy jest zbyt cicho, a mały nie śpi w przedpokoju należy sprawdzić, jak psoci. Najczęściej jest to zabawa w chirurga, czyli wypruwanie wnętrzności maskotki. Może to też być zabawa skarpetą lub orzeszkiem.
           Na spacerach uwielbia rzucanie patyków Pięknie siada, prosi i znakomicie je znajduje, ale za nic na świecie nie chce ich przynosić. Znaleziony patyk jest zdobyczą, która trzeba natychmiast poznać, co oznacza, że bez względu na warunki pogodowe Izerek kładzie się w miejscu znaleziska i dziumdzia. Potrafi rozgryźć gruby konar.
            I tu może powiem o czymś, czego doświadczyłam tuż przed świętami, a co jest dla mnie nauczką. Izer bawił się w pokoju Ali, gdzie różne rzeczy można wyszperać, i nagle wyskoczył z czymś w pysku. Przestraszyłam się, że to coś, co mu zaszkodzi i w biegu zatrzymałam go, wkładając rękę do paszczy. Mały próbował wypluć, przełknąć, nie wiem i zacisnął szczęki. Mój kciuk znajdował się między tylnymi zębami. Wrzasnęłam tak, że się przestraszył i puścił. Okazało się, że miał w pysku klocek drewniany. Może, gdy otworzyłam mu paszczę klocek się przesunął i bał się, że się udusi? Robiłam tak wiele razy, wyjmując mu różne rzeczy na spacerze i nigdy nic się nie stało, bo spolegliwie oddaje, w domu też zawsze można mu wszystko wyjąć z pyska, nawet największe przysmaki. Można z nim zrobić dosłownie wszystko, przy podawaniu tabletek mogę wkładać mu rękę prawie do gardła.
          Przygryzł mi kciuk tak, że bolało bardzo długo. Okładałam lodem chyba godzinę i mogłam zginać. Palec spuchł. Wyczuwam po miesiącu zgrubienie na kości. Pomyślalam, że przecież mógł mi odgryźć palec, przecież te tylne zęby są jak gilotyna, miażdżą grube gnatki, a co dopiero taki ludzki kciuk. To nie jest absolutnie wina Izerka, on nigdy nie zrobiłby krzywdy. To nauczka, aby zawsze uważać na tylne zęby psa i nie reagować gwałtownie, bo nawet spokojny piesek może się przestraszyć.






            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz