środa, 3 kwietnia 2013

"Roczek"

           Właśnie dziś Izerek kończy roczek. Czas minął tak szybko, za szybko. Nie wiadomo kiedy z malutkiego szczeniaczka zrobił się dorosły Pan Pies. Tyle wydarzyło się przez ten rok, trudno spamiętać i właśnie dlatego dobrze, że jest blog:)
          Roczek to czas na wspominki, na przypominki, na spojrzenie wstecz, podsumowanie, westchnienie i roztkliwienie, ale też punkt wyjścia do tego, by patrzeć przed siebie. Częściowo materiał zdjęciowy mógł być już publikowany na blogu, zatem za powtórki przepraszam:), to z sentymentu do niektórych fotek:)
           Pamiętam moment, gdy dostaliśmy wiadomość z hodowli Tuskulum, że Mantrusia urodziła 3 synków. Było to właśnie 3 kwietnia 2012 roku.
 
źródło: Tuskulum    "Mantra i jej chłopcy"
 
             Od tej pory codziennie kilka razy, w wielkiej tajemnicy przed Alą, śledziliśmy losy maluszków. Czytaliśmy wpisy wielokrotnie, z zapartym tchem oglądaliśmy fotki. Aneta pięknie opisywała każdy dzień, każdą zmianę w wyglądzie i zachowaniu piesków, zatem czuliśmy się tak, jakbyśmy widzieli to na żywo.
 
1 MIESIĄC
 
źródło: Tuskulum   
 
          Było tyle emocji i wrażeń, a jedynym cieniem było to, że nie wiedziała o niczym Ala, jednak nie żałujemy, bo niespodzianka była taka, jaka zdarza się tylko raz w życiu. Pokochaliśmy wszystkie szczeniaczki, ale gdy już dokonaliśmy wyboru z zapartym tchem patrzyliśmy na naszego niebieskiego.
 
 źródło: Tuskulum "Niebieski - 1 miesiąc. Na świeżym powietrzu"
 
źródło: Tuskulum "Niebieski uczy się czytać. 1 miesiąc"
 
2 MIESIĄC
 
źródło: Tuskulum "Izer Song w kojczyku zewnętrznym. 2 miesiące"
 
źródło: Tuskulum "Niebieski pierwszy raz na smyczy. 2 miesiące"
 
3 MIESIĄC
 
          Kolejny ważny etap, to dzień, gdy go pierwszy raz zobaczyliśmy. Nie wspominam o tym, że droga nigdy nam się tak nie dłużyła, ale też przebyliśmy ją w rekordowym tempie. Wszak nasz psiaczek został sam, bez braci i może myślał, że nikt go nie chce? Nie, przecież mieszkańcy Tuskulum dawali mu tak wiele miłości.
          Konspiracja, do ostatniej chwili, kiedy wysłałam SMS-a, że się zbliżamy, a Aneta przyczepiła małemu pamiętną karteczkę z informacją, że to prezent dla Alusi.


                 Łzy wzruszenia i ściśnięte gardło, to chyba najkrótsze określenie naszego stanu. Mimo, że Aneta cały czas na blogu umieszczała fotki i filmy, to rzeczywistość powaliła nas na kolana. Ala była tak zaskoczona, iż nie mogła wydobyć głosu.


               Warto było czekać na tę chwilę! Musieliśmy siłą woli powstrzymywać się, aby nie przytulać malucha cały czas, rozsądek kazał stopniować przyjemności i wrażenia, oczywiście dla dobra maluszka.
 
 
Ten błysk w oku, szelmowski błysk, pozostał do dziś i pewnie (liczę na to) będzie nam towarzyszył przez kolejne lata, jako jedno ze spojrzeń naszego chłopaczka.
 
          Potem moment, gdy zapakowaliśmy go do samochodu i odjechaliśmy w nieznane. Nie mówię już o tym, w jakim smutku zostawiliśmy Tuskulum, gdy wyjechał ostatni szczeniaczek. My byliśmy szczęśliwi, bo mieliśmy tego wymarzonego, wyczekanego, trzymanego w tajemnicy przed Alusią słodziaka, ale w Tuskulum została pustka. Ale gdyby tak wczuć się w sytuację Izerka...
          Przyjechali obcy ludzie, obce głosy i zapachy. Włożyli do auta i wywieźli, odizolowali od tego, co piesek znał: od mamy, od opiekunów, od kojczyka, od własnego podwórka, znanych zapachów, dźwięków, smaków. Niełatwe do udźwignięcia dla takiego maluszka, a jednak okazał się bohaterem. 
         Piesek przejechał całą Polskę, był cudownie grzeczny, chociaż byliśmy przygotowani na wszystko. Spał smacznie, nie płakał, chyba wiedział, że kochamy go tak mocno, jak tylko można kochać nowego członka rodziny. Zaufał nam i oddał się całkowicie pod naszą opiekę. To była najbardziej radosna podróż, jaką zdarzyło się nam odbyć.
 

           Potem wszedł do nowego domu i musiał rozpocząć zbieranie doświadczeń. Już pierwszego wieczora zobaczył dziwne stworzenie, Puśkę, którą z czasem pokochał i w pełni zaakceptował.
 
 
           Od początku był bardzo otwarty, ostrożnie, ale z radością poznawał nowe rzeczy. Okazał się bardzo pojętny, szybko zrozumiał podstawowe komendy, nauczył się kilku sztuczek. Nie sprawdziły się przepowiednie wielu ludzi o tym, jak to trudno psa nauczyć załatwiania się na dworze i ile zniszczeń przed nami. Izerek od razu wiedział, że swe potrzeby należy załatwiać na podwórku, bardzo szybko zrozumiał, w jaki sposób dać znać, iż musi wyjść. Nie było żadnych gazet, mat i innych wynalazków. Załatwił się w domu tylko pierwszej nocy, czemu trudno się dziwić i potem 2-3 razy, gdy był chory brzuszkowo, a nas nie było w domu. Zatem cudowny pies, niektórzy nie mogą uwierzyć, że taki maluch zachowywał się tak wzorowo. Niczego nie zniszczył, bo miał wiele wrażeń i rekwizytów przeznaczonych tylko dla niego.

 
          W trzecim miesiącu swojego psiejskiego życia wszystko, co widział i robił było po raz pierwszy, było nowe, ciekawe, czasem miłe, czasem straszne. Bywał na działce i nad morzem, w lesie, poznawał osiedlowych kumpli, zaprzyjaźniał się z Puśką. Drżał przed stukotem damskich obcasów, z niepewnością śledził śmieciarkę i dziecięce wózki, ale z zaciekawieniem patrzył na koparkę i latające ptaki. Był ufny wobec większości ludzi, kładł się w uległej pozycji przed każdym pieskiem. Opanował komendy: siad, łapa, piątka, zostaw, leżeć, czołgaj się, buziaczek.


              Ze szkoły i pracy gnaliśmy jak na skrzydłach, aby tylko jak najszybciej przytulić malucha. A on witał nas codziennie radośnie, całym sobą pokazując, jak bardzo nas kocha.
 
 
Pierwszy kontakt z morzem, bez zamaczania:) Jednak zabawa na piasku przednia!
 

Prawdziwy chłopak ma swoje rekwizyty.

 
                 Spotkanie z przedstawicielem rasy. To co robił jest nie do opisania. Skakał, podgryzał, fikał koziołki, a straszy kumpel nic. Widział, że to mały szkrab i pozwalał mu na wszystko.
 
 
Zabawa w chowanego.
 
 
Testowanie różnych technik opróżniania miski.
 
 
                 Izerek zaprzyjaźniał się z Puśką i odkrywał, że to nie jest zabawka. Oj, przeżyła biedna sporo, gdy mały tykał ją łapką, lizał, skubał ząbkami.
 
 
                       Szalał na osiedlowych trawnikach. Konsumował i wąchał koniczynki i inne kwiatki:) Nic mu po tych przysmakach nie było, całe szczęście.
 

                 Pierwszy raz kąpał się w jeziorze, co wcale go nie zachwyciło. Wolał obserwować sytuację z brzegu, tu było zdecydowanie bezpieczniej.
 
 
                   Również po raz pierwszy wszedł do morza, ale bez entuzjazmu, raczej ostrożnie. Zadziwiła go ta wielka woda.
 

Natomiast wizyty na działce były fantastyczne. Tyle tu było ciekawych rzeczy.

4 MIESIĄC

              To również czas nowości i wielu doświadczeń. Czas wakacji, a zatem uważnej, codziennej obserwacji malucha i spędzania z nim każdej chwili, poznawania go.
 
 
               Izerek szybko nauczył się czytać. Najpierw przewertował poradnik i uznał, że sam powie nam, czego oczekuje. I tak też robi do dziś, świetnie się z nami komunikuje.
 
 
             Opanował podstawy obsługi komputera. Musiał przecież wiedzieć, co u braciszków. Cóż, trzeba też kontrolować, co pańcia na blogu pisze, prawda?
 

                    Bawił się w modela. Pozwalał ubierać się i przebierać, przyjmował to ze spokojem.  Czyż nie był słodki? Szkoda, że dorósł tak szybko:(


                 Pomagał w pracach domowych. Odkurzał wspólnie z nami przez wiele dni, ale potem inny odkurzacz zawarczał i dmuchnął okropnie i do tej pory Izerek woli to urządzenie omijać z daleka. Wieszał, a raczej zdejmował pranie, pracował jako froterka podczas mycia podłóg.


                A po ciężkiej pracy odpoczywał na tarasie. Przybierał pozy zadziwiające, które dla nas były teatrem na żywo, teatrem jednego aktora, zupełnie nieświadomego swej roli.

 
                    Przeżył swoją pierwszą w życiu burzę, która nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Deszcz przyjął jako coś oczywistego. My z kolei z miłym zaskoczeniem zauważyliśmy, że golden ma wspaniałą sierść, która wystarczy przetrzeć wilgotną szmatką, nie trzeba go kąpać, chyba, że jest totalnie umorusany. To było odkrycie, bo spodziewaliśmy się, że białe futerko naszego owieczka będzie trudne do pielęgnacji, szczególnie podczas błotnych spacerów.


                 Zaczął spotykać się z kumplami na boisku, co sprawiało mu ogromną radość. Szybko zaczął odczytywać wskazania zegara i tuż po godz. 18.00 codziennie zaczyna koncercik, aby dać nam znać, że pora na spotkanie z kumplami. Jest w tym tak skuteczny, że zawsze dopnie swego.


                 Niestety zdarzało się, że wracał umorusany, tak od czubka nos, do końca ogona, ot uboczny efekt radości boiskowej. Był niesamowicie szczęśliwy, chociaż wypompowany. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Tu już żadna szmatka nie miała szans.


               Smak radości zmąciło doznanie pierwszej kąpieli pod prysznicem. Nie było miło, pierwszy raz był trudny, ale potem poszło z górki, bez protestów. 


                Na działce prowadził prace wydobywczo - odkrywkowe, zmieniając przy tym umaszczenie. A czego tam nie jadł i nie smakował....
 

                  Po raz pierwszy zobaczył fontannę i łabędzie. To było coś nowego, ale większą uwagę skierował na jedzenie, które ludzie wysypywali dla ptaków, czyli uwielbiany przez Izerka chlebek.


              Spotkał się ze swoim kuzynem Homerem i nie ustępował mu kroku, choć różnica wieku i masy widoczna. Maluch nie dał sobie w kaszę dmuchać!


             Odbywał kolejne wizyty nad morze, bywało, że nad otwarte. Był coraz śmielszy  i próbował zgłębić tajemnice tej wielkiej kałuży. Zdecydowanie bardziej podobało mu się kopanie w piasku  i burzenie zbudowanych na plaży zamków.


              Najbardziej kochał właśnie bieganie i kopanie. Sądziliśmy, że będzie się bał wody, bo nie podejmował prób pływania, chociaż wszyscy wokół mówili, że goldenki kochają wodę.
 

               Nasze obawy były bezzasadne. Pierwsze pływanie było wielkim sukcesem. Zaczął więc bywać na psich plażach, gdzie wypływał razem z obecnymi tam pieskami, po strachu i obawach nie pozostał ślad. My z kolei martwiliśmy się, że nam piesek popłynie do Szwecji.

 
                Na wsi brykał radośnie i był szczęśliwy w towarzystwie ciotek Luśki i Laby. Zdobywał kolejne doświadczenia i poznawał tajemnice otaczającego świata. Dobrze, że nie brał przykładu z Laby i nie polował na nornice, myszy i inne zjawiska:)
 

                Do tej pory jego przysmaki były niewielkie, a tu nagle taka olbrzymia kość.  Długo zastanawiał się, jak się do niej dobrać. Oczyska wielkie ze zdziwienia:)


             Doskonalił swe umiejętności. W czwartym miesiącu życia zaczęły mu wypadać ząbki i wyglądał zabawnie. Czasem po powrocie z boiska, gdzie wszystkie maluchy zaczynały być szczerbate, pies wracał okrwawiony, jak z pola walki. Sierść malucha była gładka jak u kaczuszki, łapy się wydłużyły, ogon również, bo prawie dotykał ziemi, urosły uszy. Nadal pozostawały ciemniejsze, a reszta kremowa.
 
5 MIESIĄC

            To nadal miesiąc wakacyjny, zatem wszyscy poddawaliśmy się beztroskiemu lenistwu. Powoli przygotowywaliśmy Izerka do tego, że wkrótce zostanie w domu sam, bo zacznie się praca i szkoła. Mały przyjmował nasze wyjścia bez protestów, nie było zniszczeń i a sąsiedzi nie skarżyli się na ujadanie, piszczenie, czy jakikolwiek niepokój. Tak jest do dnia dzisiejszego.
             Izerek coraz chętniej pływał, a okazji nie brakowało. Wzrastał beztrosko, a nasz świat kręcił się wokół niego. Cóż, tak już nam zostanie:)
 
 
                Dziecięce ubranko okazało się przyciasne, bo piesek rósł jak na drożdżach. Widać, że zmieniał się bardzo. Stał się młodzieniaszkiem, którego trudno już było podnieść, niestety. W związku z tym nauczyliśmy go dawania buziaczków, aby zrekompensować sobie niemożność brania go w ramiona:)
 

               Dostał nowe szelki, aby podróż w samochodzie była bezpieczniejsza. Uwielbia do dziś jeździć autem. Od razu kładzie się i zasypia, od czasu do czasu zmienia pozycję i spogląda przez szybę. Nie lubi jeździć w bagażniku, co zdarza się sporadycznie, chociaż właśnie tam miejsca ma o wiele więcej. Zadziwiające jest to, że rozpoznaje nasze auta na parkingu i w garażu, dokładnie wie, którym pojedzie.

 
                Jako gość był na wystawie psów w Sopocie, gdzie poznał Franka. To właśnie wtedy uzgodnili z Alą, że takie wystawy mogą być czymś dla nich. Złożyliśmy więc dokumenty, aby uzyskać rodowód i móc wystawiać pieska.
 

                Mały żył sobie dalej w błogiej nieświadomości, a jego największą przyjemnością było skubanie patyków. To zostało mu do dziś.


              Nie przegapił żadnej wizyty na działce. Gdy zaczęły spadać jabłka, czuł się jak ryba w wodzie, gryzł i smakował, podrzucał, bez ograniczeń. Spacerki osiedlowe nadal trwały krótko, bo Izercio przy pierwszej lampie załatwiał, co miał do załatwienia.


                 Po raz pierwszy był na polu. Dziwnie chodziło się po czymś, co kłuło w łapki, ale małego to nie przerażało. Lubił nowe doznania, a gdy my byliśmy w pobliżu, nic nie było straszne. To fajne uczucie, dawać komuś takie poczucie bezpieczeństwa  i być obdarzanym tak bezgranicznym zaufaniem.


                 Rozpoczął się też nowy etap w życiu pieska i naszym - wystawy. Ala obejrzała filmy, poczytała i rozpoczęli treningi. Najpierw było ciężko, ale potem Izerek robił coraz większe postępy.  Tu widać, że w tym okresie krótka sierść sprawiała, że niektórzy mówili "jaki piękny labradorek", na co my odpowiadaliśmy "goldenek".


                 Wystawa we Włocławku była przeżyciem dla nas wszystkich, tylko Izerek okazywał spokój i najbardziej interesowały go inne pieski. Oceniony został najwyżej, jak to było możliwe.


              Po wizycie na ringu odbyła się sesja fotograficzna. Izercio już się przyzwyczaił, że beztroskie spacerki są zakłócane prośbą o pozowanie.


               Inne pole z czymś ogromnym zaskoczyło malucha.  Jednak jak to on, z nochalem przy ziemi, zgłębiał nową przestrzeń.
 


                Najbardziej zakumplował się z bokserką Fazą. Teraz sądzimy, że to pieskowa miłość od pierwszego wejrzenia, nie mogą wprost bez siebie żyć. Trudno opisać to, co razem wyprawiają na boisku. Inne pieski się nie liczą, bo oni brykają radośnie, nie zważając na to, co dzieje się dookoła i smucąc, gdy któreś z nich opuści spotkanie. Różnią się od siebie jak ogień i woda. Izerek spokojny, dość jeszcze powolny, uległy, a Faza zadziorna, żywa jak iskra, zwrotna, zaczepna. Czyżby tak jak u ludzi przeciwieństwa się przyciągały?
              W tym miesiącu życia okazało się, że Izerek jest amatorem tortów, a na dodatek złodziejaszkiem. Jednak słodką minką potrafił zatuszować złe wrażenie, nawet specjalnie nie musiał prosić o wybaczenie. Interesował się naszymi ubraniami i butami, wąchając je i oglądając, ale nigdy niczego nie pogryzł. Potem odpuścił, nie było to na tyle intersujące, by tracić czas. Taka sytuacja trwa nieprzerwanie. Coraz częściej też widzieliśmy u pieska ślinotok. Gdy uprawiał żebractwo dwie smużki śliny ciągnęły się do podłogi. Niestety, wraz z wiekiem ilość śliny stawała się proporcjonalnie większa.
 
6 MIESIĄC

 
               Klubowa Wystawa retrieverów w Warszawie. Izerek zdobył pierwsze miejsce w klasie baby. Rywalizował między innymi z Frankiem, którego kiedyś spotkał w Sopocie. W tym czasie wszyscy mówili, że jest wielki jak na swój wiek. Martwili się, że wyrośnie z niego olbrzym. Sędzina określiła go, jako dobrze zbudowanego, opisując w samych superlatywach. Stali bywalcy, których już zaczęliśmy rozpoznawać, patrzyli z pewnym niepokojem na Izerka, który pojawił się znikąd, a wzbudzał zachwyt, czytaj zazdrość, był konkurencją. I chociaż był zwichrzony po kąpieli, każdy włos sterczał mu w inną stronę to i tak był najpiękniejszy.
 

                 Dostał rozetę i był bardzo dumny, no może  my byliśmy dumni:) Dla Izercia bardziej liczyły się przysmaki, które dostał w nagrodę.
 
 
             Zwiedzał stolicę, która jednak nie przypadła mu do gustu. Nasz chłopak, wie, co dobre:) i piękne:), wszak w rodzinie trzeba myśleć podobnie:)
 

                 Brykał po parku. Zjadał wszystko, co dało się zjeść i co się do tego celu nie nadawało. Pędził jak dzikus na spotkanie każdego pieska. Niestety trwa to nieprzerwanie.


            Obżarstwo zostało ukarane i musiał zapoznać się z kantarem, co absolutnie mu się nie spodobało. Niestety musiał pogodzić się z pomysłami swych państwa.


              Zwiedzał nowe miejsca, świetnie czuł się w Mikoszewie, zbierał bursztyny i szalał na wyludnionej plaży.


            Biegał po lesie ciekawie chłonąc jesienne zapachy.  Odkrył przyjemność przebywania w leśnym  SPA, zafundował sobie okłady z błotka.



                Po raz pierwszy zwiedzał Starówkę i uznał, że Gdańsk, to piękne miasto. W końcu przejechał całą Polskę, był w stolicy, we Włocławku, w Grudziądzu. Coś wie już o świecie:)
 
 
            Gdziekolwiek się nie pokazał, wzbudzał zachwyt wszystkich. No bo jak taki pięknotek mógłby się nie podobać.
 
 
                 W czasie spacerków zawsze zażywał kąpieli, choćby łapy, ale musiał zanurzyć. Teraz już rozumieliśmy, co znaczyły słowa innych, że goldenki kochają wodę.
 

              Po raz pierwszy zobaczył kucyka i osiołka. Interesowały go te dziwne stworzenia, poszczekiwał na nie nawet, bohater zza płotu.
 
 
             Dopuścił się też pierwszego i właściwie jedynego (nie licząc drewnianej podkładki) zniszczenia. Kobiałkę po truskawkach rozpracował całkowicie, rozłożył ją na części setne. Napracował się chłopak, nie ma co mówić. W szóstym miesiącu swego życia zaliczył też pierwszą chorobę - biegunkę. Cieszyliśmy się, że została zaleczona, ale jak miało się okazać sprawa jest poważniejsza i ciągnie się do dziś. Drugi problem, który pojawił się jednocześnie z biegunką, to uraz przedniej łapy, na chwilę obecną raczej odszedł w zapomnienie.

W wieku pół roku ważył około 27 kilogramów.
 

7 MIESIĄC
 
        Izerek patrzył z zainteresowaniem na powoli nadciągające zmiany w przyrodzie, ale nie przeszkodziło mu to w niczym. Nadal, mimo pewnego ochłodzenia kąpał się w morzu, las był dla niego miejscem pełnym nowych możliwości i niezwykle ciekawym. To czas, kiedy zdecydowanie pokochał spacerki. Już nie ograniczały się one do krótkiego siknięcia przy pobliskiej lampie. Pewnie wynikało to z faktu, że spacerów było mniej, bo nie wychodziliśmy co godzinę czy dwie, jak to było w czasie wakacji.
         Wciąż był szczeniaczkiem, ale jego wygląd już o tym nie świadczył. Krótka do tej pory sierść urosła, ogonek stał się puszysty, pojawiły się zabawne kręciołki. Bardzo wydłużyły mu się łapki. Mężniał z każdym dniem, ale nadal uwielbiał beztroskie zabawy i wygłupy. Od tej pory jego wygląd już niespecjalnie się zmieniał, nabierał masy i rósł, ale radykalnych zmian nie było.
 

          Niestety z większą niż dotychczas zaciętością penetrował trawniki. Dziś już coraz częściej reaguje na komendę "zostaw", zatem kaganiec nie jest aż tak potrzebny.


                Edukacja Izerka trwała. Po nauce czytania przyszedł czas na matematykę i skomplikowane obliczenia. Bo oczywiście zegar opanowany został już dawno:)


               Jesień była dla pieska zaskakująca, na spacerach nieustannie przyglądał się spadającym listkom. Gonił je niezłomnie, a mu mieliśmy niezły ubaw. Wieczorne spacerki wydłużały się bardzo, ponieważ zmrok sprawiał, że każdy ruch, cień, szelest interesowały psinka. 



           Nie przyszło mu do głowy polowanie na morskie ptactwo, ale może zwyczajnie realnie ocenił swą sprawność, która w tym okresie rozwoju nie należała do szczytowej.



                Izerek od początku ma wspaniałą cechę - nie jest męczący i absorbujący. Potrafi bawić się sam, nie przeszkadza nam w zajęciach codziennych. Oczywiście my uwielbiamy się z nim bawić i często to robimy, ale umie sam zapewnić sobie rozrywkę. Preferuje maskotki i plastikowe butelki. Rozpracowanie butelki zaczyna od odgryzienia korka, a maskotki od wyprucia oczu. 


 
8 MIESIĄC


             Ogromna ilość liści bardzo podpasowała pieskowi. To znów było coś nowego. Musiał się zmierzyć z nowym wyzwaniem.
             Izerek miał już swoje przyzwyczajenia, swoje rytuały. Na przykład doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że rano wyjścia musi domagać się ode mnie, natomiast wieczorem jest Ala i pan. Nigdy nie przyszedł do mnie prosić o wyjście na boisko, no chyba, że Adama akurat nie było. Po porannym spacerze zawsze szedł witać buziakami pozostałych domowników, jakby chciał powiedzieć "Dzień dobry! Ja już jestem po spacerku, a ty śpiochu co?".
              Wiedział też, że pewne rzeczy można wymusić, na przykład dodatkowe wyjście, wycieczkę autem, smaczny kąsek, zabawę.
             Nie zwracał już uwagi na Puśkę, uznał, że dość dręczenia, dał jej spokój. Niezmiennie jednak interesował się jej miską, zdarzało się podkradanie jedzonka. Pilnował sprawiedliwości w obdzielaniu czułościami i smakołykami. Wystarczyło powiedzieć "moja Puśka" i od razu był obok, czekał na pieszczoty.
 

            Z konieczności spacery nad morze stały się częstsze, ponieważ tam nie było tyle pokus, co na trawnikach. Niestety pies nic nie robił sobie z ochłodzenia i postanowił zostać morsem. Jako, że urósł, miał większą powierzchnię ciała, to i piasku przynosił do domu więcej. Cóż, w końcu mieszkamy nad morzem, zatem piaskownica w domu nikogo dziwić nie powinna.
 

                  Wystawa w Bydgoszczy okazała się ostatnią z uwagi na zgryz naprzemienny, mieszany, który nie pozwala na uzyskiwanie wysokich lokat. Tu było jeszcze nieźle, otrzymał bardzo wysoką ocenę, ale potem w zębiska Izerka wkradł się wicherek. Nie zależało nam na tych wystawach aż tak bardzo, aby rozpaczać, Ala szybko pogodziła się z nową sytuacją, choć smutek był.
                 Trochę szkoda, bo sędzia w Związku Kynologicznym, gdy odbieraliśmy rodowód mówił, że budowa psa, kolor oczu, umaszczenie, proporcje, wszystko jest rewelacyjne, że to piękny, wzorcowy pies. Można by założyć mu aparat ortodontyczny, ale bez przesady. Jest to bolesne dla psa, a krzywdy nie zrobimy mu nigdy.
                 Teraz mamy inne plany, polegające bardziej na ruchu z psem. Nie mieliśmy założeń hodowlanych, raczej była to zabawa, chęć zainteresowania Ali czymś innym. Zatem nie płaczemy i nie rwiemy włosów z głowy, choć konkurencja pewnie ucieszona, bo upatrywali w małym poważnego rywala, niektórzy nawet już przestali się miło uśmiechać. Powodzenia:)
 


               Największą nagrodą dla pieska stała się możliwość przyniesienia ze spacerku patyka lub kamyka. Stało się to codziennym zamknięciem wyjścia. To było lepsze niż przysmak, to była zdobycz. Przy okazji odkryliśmy, jak świetną ma pamięć. Schowałam mu kiedyś badyl do rzucania. Następnego dnia pociągnął mnie dokładnie w to miejsce i czekał, aż ruszę się i rzucę. Bywało też, że w czasie wieczornego spaceru Adam pozwalał mu nieść coś z trawnika, a potem odkładał na murek przy wejściu do klatki. Gdy rano wychodziłam z Izerekiem, od razu znajdował skarb i machał ogoniastym z radością. Zaczęliśmy więc coraz częściej bawić się w zabawę "szukaj". Jest w tym świetny. Co jakiś czas bywa u moich rodziców i też doskonale pamięta, gdzie są zabawki, a gdzie micha.
             Trochę spoważniał, chociaż może wynikało to z brzuszkowych problemów? Spoważniał w takim sensie, że już nie biegał po mieszkaniu jak czubek i nie uderzał w ściany, że czasami miał poważną minę. Jest jednak oazą spokoju, pozwala sobie robić dosłownie wszystko:)
            
                
 
9 MIESIĄC 
 
            Wiele zmian w przyrodzie. Czekaliśmy na pierwszy śnieg, bo zastanawialiśmy się, jaka będzie reakcja pieska. Nie zawiódł nas, brykał jak dzikus. Najśmieszniejsze było to, że pod białą pierzynką nie czuł tak dobrze zapachów i pierwszy raz długo kręcił się, zanim załatwił swe potrzeby.
 

           Spotkał się ze swym kuzynem Homerem. Został napastowany, molestowany i choć nie poddawał się, to zmęczyło go towarzystwo dzikusa. On ma stały rytm dnia spacer, jedzenie, drzemka przedpołudniowa, spacer, jedzonko, zabawy, boisko, spanko, tak w skrócie. Widzimy, że wszelkie odstępstwa od normy toleruje w weekendy i w sobie znanym zakresie.
        Okazało się, że zapamiętał Homerowi to dręczenie dobrze i ćwiczył z kumplami na boisku, siłował się, wzmacniał kondycję i muskulaturę, by za jakieś 3 miesiące pokonać gościa i sprowadzić do parteru.
            Pierwszy raz przeskoczył przez płotek, a my sądziliśmy, że nie potrafi. Nadal spacery i aktywność miał ograniczone z uwagi na rozwijające się stawy, ale trudno go upilnować w każdej sytuacji. 

 
                  Izerek po raz pierwszy w swym krótkim życiu spotkał bałwana. Początkowo zadziwiony, szybko pokonał przeciwnika. Oczywiście jego celem nie był sam bałwan, ale jego "miotła". 
 
 
             Uzmysłowił nam, że na Mikołaja czekają również zwierzątka:) A Mikołaj nie zapomniał o pieseczku.

 
             Sądziłam, że choinka wywrze na nim wielkie wrażenie, a on jej nawet nie zauważył. Za to świąteczne smakołyki bardzo go nęciły. Przy okazji okazało się, że jest wyjątkowo cierpliwy, czujny i sprytny. Upatrzył sobie kąsek i długo czekał na okazję, ale zawsze zdobył, co chciał. Próbował tortu, smażonej rybki, sera i wędlinki. Nauczył się też nowej formy żebractwa, której sprzyjały niższe stoły u jednych dziadków i drugich - kładł łepetynę na blacie i łypał oczyskami. Oczywiście zdobył serce mojego taty i czatował przy nim, wiedząc, że dziadkowi zawsze coś "przypadkiem" spada.
            Niestety nie dotrwałam do północy i nie wiem, czy przemówił ludzkim głosem w Wigilię. Za to codziennie przemawia do nas w swoim języku, który my coraz lepiej rozumiemy. 
 

             Straszny wiatr i siarczysty mróz nie stanowiły dla  małego żadnej przeszkody. Nie było tak, aby z powodu zimna ciągnął do domu, wręcz przeciwnie. Zatem futerko sprawdzało się nawet w ekstremalnych warunkach.
            Z uwagi na problemy brzuszkowe w tym miesiącu swego życia Izerek doświadczył pierwszego poważnego badania i pobierania krwi. Zniósł to dzielnie, zupełnie nie jak facet:) Uważnie obserwował poczynania weterynarza, wkłuwającego się do pieskowej żyłki. Wyniki okazały się dobre, karma weterynaryjna zasmakowała. Myśleliśmy, że to kres problemów i znów okazało się, że to tylko zmyłka.
             Całe szczęście, że Izercio zachowywał się radośnie i codziennie z uśmiechem, dosłownie, witał nowy dzień. Niestety radość ta przekładała się na brak posłuszeństwa, gdy w zasięgu wzroku pojawiał się piesek. Nie każdy właściciel czworonoga życzy sobie, aby do jego pupila podbiegał inny przedstawiciel gatunku. Najbardziej histerycznie reagują właściciele Yorków:( W każdym razie Izerek miał instynkt, biegł w kierunku pieska jak szalony i potem, chyba siódmym zmysłem, wyczuwał, jak ma się zachować. Czasem podbiegał od razu i rozpoczynała się zabawa, ale równie często, jak to szczeniak, kładł się na pleckach w poddańczej pozycji. Ta postawa niezmiernie rozbrajała psiarzy, bo nie mieli wątpliwości, że to maluch. Taką metodę Izercio stosuje nadal, chociaż już szczeniakiem nie jest.
 

                 Obawialiśmy się sylwestrowych wystrzałów, ale psina wykazał tylko lekki niepokój, nie panikował, jednak spacerki załatwiał błyskawicznie. Dzielny chłopak. Właściwie to sprawiał wrażenie, jakby bardziej niż wystrzałów obawiał się tego, że Ali, która była na balkonie, coś może się stać. 

 

 10 MIESIĄC

             W dziesiątym miesiącu swego życia doświadczył, co to znaczy "zima po pachy". Izerek dosłownie tonął w śniegu, a przecież do malutkich piesków nie należy. Nie zauważyliśmy, do końca zimy zresztą, aby tarzał się w śniegu. Może jeszcze do tego nie dojrzał, może zostawił to na przyszłą zimę. Natomiast do łez rozbawiało nas rycie nochalem w śniegu. Dosłownie wyglądał jak pług, jak odśnieżarka. Psina wkładał pysk pod śnieg i biegł, zostawiając odśnieżony pas trawnika. Zdarzało mu się robić to nawet z górki na pazurki.
 

             Zima przeplatała się z wiosną, a Izercio rósł i korzystał z życia. Nic nie pozostało już ze szczeniaczka, oprócz rozumku. Prezentuje się dorodnie, wszyscy myślą, że to dojrzały pies.
 

         W tym miesiącu ze zdwojoną siłą powróciły biegunki. Izerek miał robione różne badania. Wszystko okazało się być w normie. Doznał też urazu pazurka. Zatem pod względem zdrowotnym był to naprawdę ciężki miesiąc. Izerek musiał mieć zakupiony prawdziwy kaganiec, kratownicę, aby ograniczyć jego poszukiwania trawnikowe. Jednak następnego dnia pogryzł paskudztwo, dając nam do zrozumienia, co myśli o tym wynalazku. Prawda, że komunikatywny psina?


         Zauważyłam parę razy, że mały ciągnie do dzieci, ale w przedziwny sposób się ich obawia. Chyba wynika to z pewnego doświadczenia, które przeżył, kiedy znajdujące się obok niego dziecko krzyczało, rzucało się na niego z radości. Na przyszłość musimy zagrożenie ograniczyć. Wierzę, że mały przekona się. Z drugiej jednak strony chyba nawet cieszy mnie ten jego dystans do dzieci, bo przynajmniej żadnego nie przewróci w przypływie radości.
 

                 Zwróciłam też uwagę na to, że piesek odróżnia kolory:) Żart oczywiście, ale na chodniku zawsze wypatrzy ciemniejszy lub jaśniejszy fragment, wśród kamyków, patyków itp., zwraca uwagę na takie rzeczy.
 
11 MIESIĄC

             Przejście na gotowane jedzenie pozwoliło odetchnąć małemu, a właściwie jego brzuszkowi i nam przespać noce. Liczyliśmy na to, że wkrótce wrócimy do karmy, choć eksperymenty póki co nie rokowały dobrze. Najbardziej zadziwiające było to, że przy takim jedzeniu Izerek zdecydowanie mniej pił, ale sikał tyle, że mógłby pożar ugasić. Sądzę, że jedzenie śniegu w istotny sposób przyczyniło się do takiego stanu rzeczy. Przez te jego problemy reagowaliśmy na każde piśnięcie i tak nas wychował, że teraz też biegamy z nim na każde zawołanie. Nigdy bowiem nie wiadomo, czego chce popiskując i kręcąc się przy wyjściu. Czasem było to siusiu, czasem kupa, ale często chęć biegania i przewietrzenia futerka.


           W jedenastym miesiącu po raz pierwszy stał się prawdziwym psem i na spacerze podniósł łapkę. To było wielkie wydarzenie, bo już trochę się martwiliśmy. Póki co, najczęściej sikał po damsku, ale od czasu do czasu próbował z podniesioną łapą.


           Izerek wreszcie pokazał Homerowi, kto tu rządzi. Stanął do zapasów, sprowadził gościa do parteru. Długo czekał na odwet i udało się. Byliśmy z niego tacy dumni! Oczywiście to była zabawa, pieskom nic się nie dzieje.

FILM: IZER POGROMCA

            W tym miesiącu zaczęliśmy wyraźnie dostrzegać objawy gubienia sierści. Już w poprzednim było jej więcej, ale teraz to już więcej niż dużo. Zbliżała się więc wiosna. Wszyscy straszyli, że Izerek będzie uganiał się za suczkami. Póki co, pozostaje wierny swojej Fazuli, która cieczki jeszcze nie miała. Spotkał już dwie sunie z cieczką i jakoś tak niespecjalnie był zainteresowany. A może przepowiednie ludzkie się nie sprawdzą i Izerek w tym względzie też będzie wyjątkowo grzeczny i ułożony?



12 MIESIĄC  
           
            Nagły powrót zimy piesek przywitał z pewnym zdziwieniem, chociaż popróbował znów białego smakołyku. Nie mniej jednak chyba też czeka na wiosenkę.


             Zrobił się niesamowitą przylepką. Pięknie reaguje na spacerze na komendy "czekaj" czy "stój". Zaczął sygnalizować głód, co wcześniej się nie zdarzało, dostawał więc większą porcję, gotowanego. Wiedział, że jego jedzenie mieściło się w lodówce, a nie w puszce. Zaczynał piszczeć, ale tak inaczej i od razu przychodził prosić. Gdy tylko wstawałam, pędził do kuchni i zatrzymywał się przy lodówce, spoglądając raz na mnie, raz na nią. Bardzo cieszyło mnie to, że pachnące gotowane jedzenie nie odbierało mu rozumku i pięknie stał przy misce, czekając na magiczne "możesz".
             Nauczył się na powitanie przynosić jakąś rzecz, maskotkę, szmatkę. Trzeba się wtedy z nim trochę poszarpać, uwielbia to. Przyswoił też sztukę wylewnego całowania, a mianowicie staje na tylnych łapkach, a przednie próbuje oprzeć na naszych ramionach i polizać nas. Nie uczyliśmy go tego i nie zachęcamy. Po pierwsze dlatego, że troszczymy się o jego stawy. Po drugie, nie chcemy, aby swoją masą, skacząc w ten sposób nam, czy komukolwiek zrobił kiedyś krzywdę. Dlatego przy wylewnym powitaniu pieska raczej schylamy się lub przyklękamy. Za to komendę "buziaczek" rozumie świetnie:) Czasem trąca wtedy nosem, a czasem liźnie jęzorkiem policzek.


             Wciąż przyjmował zadziwiające pozy leżeniowe, które nas rozbawiły za każdym razem. Oczywiście oczyska zachowywały czujność i łypały na prawo i lewo, bo nic o mnie beze mnie.


            Izerek od pierwszych dni marszczył nos. Robi tak nadal i wygląda jak strasznie groźny pies. Oddaje nam wszystko, bez problemu, nie robiąc krzywdy. Natomiast w kontaktach z pieskami, gdy ma swój patyk, potrafi warknąć, szczeknąć, czy pogonić rywali, ludziom oddając bez problemu. Nie jest już gamoniem,  ma charakter. Tak zachowuje się tylko i wyłącznie w opisanej sytuacji.


           Coraz częściej udawało się nam się odbywać spacery wokół osiedla bez smyczy. Oczywiście robiliśmy to w odpowiedniej porze, treningowo. Mały coraz lepiej słucha, ostatnio w ogóle, poza sytuacjami pieskowymi, jest naprawdę grzeczny.

              
                 Poznał również malutką sunię, goldenkę, Abi, która zamieszkała w naszym bloku. Mała ma 3 miesiące. Ogromnie intersujące było obserwowanie Izerka w nowej sytuacji. Stanął, pozwolił małej poskakać wokół niego, potem się z nią bawił. Był bardzo delikatny. Śmialiśmy się, że taki wujek Izer z niego. Ale zachowywał się tak, jak kiedyś inne pieski wobec niego, gdy był jeszcze maluchem. Cieszymy się, że nasz pieszczoch będzie miał sympatyczną koleżankę. Fajnie jest też obserwować psiejskie relacje, naprawdę wiele na ten temat można powiedzieć.

        
              W tym miesiącu, na tydzień przed urodzinami stracił swą przyjaciółkę Pusię:( Nadal nam smutno. Piesek chyba wyczuł, że coś się stało, bo tego dnia zachowywał się inaczej.
                              
 
 
                  Pierwsza Wielkanoc, mimo, że śnieżna, spodobała się Izerkowi zdecydowanie bardziej niż Boże Narodzenie. Dostał jajko, dostał białą kiełbaskę, a potem jeszcze kilka pisanek do zabawy. Gdy przyniosłam do domu gałązki brzozy i bazie myślał, że to badylki dla niego. Przez dłuższą chwilę stał zawiedziony przy stole i patrzył na przysmaki w wazonie. Lany Poniedziałek i zwyczaj dyngusowania na początku pieska lekko przeraził, bo nie rozumiał pisków, biegania i tryskającej wody. Wkrótce jednak włączył się do zabawy.
 
 
***************************
           Chłopak mieszka z nami już 10 miesięcy, a wydaje się, jakby był od zawsze. Skończył rok. Całe nasze życie kręci się wokół niego, bo jest naprawdę słodki. Zdarza się, że wszyscy siedzimy w jego legowisku i miziamy pieszczocha. Zebraliśmy mnóstwo doświadczeń, nauczyliśmy się rozpoznawać jego potrzeby i nastroje, a on uczy się tego, jak żyć z nami.

 
           Bywały chwile trudne, gdy mały chorował, gdy w nocy co pół godziny wychodziliśmy zimową porą na dwór, bo miał biegunki. Były i momenty swoistej rozpaczy, gdy wyskoczył mu na brzuszku wielki guz, gdy kulał, gdy miał obrzęk pazurka. Wydawało się, że psina ma zwyczajnie pecha, bo ciągle coś mu się przytrafia. Jednak nigdy, ani przez moment nie żałowaliśmy tego, że go mamy, bo odpłaca nam miłością, przywiązaniem, codzienną radością. Jest przepięknym psem.

 
         I mimo tych trudnych chwil, więcej jest szczęścia i radości, bo to pogodny piesek, mający w sobie wielki spokój, a jednocześnie zabawny i rozbrajający.

 
           W ostatnim czasie zauważamy, że staje się pieszczochem, ale nie takim nachalnym. Coraz częściej przychodzi na spacerkach, gdy go wołamy, zdarza mu się nawet nie reagować na jakiegoś pieska. Najczęściej podnosi już łapę jak prawdziwy chłopak, ale nadal nie zdecydował się, który sposób, damski, czy męski bardziej mu odpowiada, raczej zmierza zdecydowanie ku męskiemu. W domu przychodzi i łasi się, rozdaje swoje buziaki.

 
           Widzimy też, że czuje się pewny i silny, staje w zapasy ze starszymi pieskami i świetnie sobie radzi. Oczywiście to zabawa, ale nie jest już szczeniaczkiem, którego każdy pokona. Jest też szybszy, bardziej sprawny, biega prawie jak strzała, choć oczywiście małe, lekkie pieski nie dają mu szans. Jest wówczas zdziwiony, że takie coś dziwnego kręci mu się między łapkami. Izerek od początku był socjalizowany, najpierw w Tuskulum, potem na boisku. Dzięki temu w relacjach z pieskami jest wspaniały. Wie, kiedy i na co może sobie pozwolić.
            Jeśli chodzi o szczekanie, to robi to w trzech sytuacjach:
  • Gdy jest w domu i usłyszy dźwięk domofonu, znak, że wraca jego pan. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że szczeka wtedy, gdy ktoś z nas już jest w mieszkaniu.
  • Gdy piszczy i prosi o wyjście, a my zwlekamy. Dotyczy to zwłaszcza wieczornego spotkania z pieskami, gdzie wcale nie chodzi o siusianie, czy kupkanie, tylko o kumpli.
  • Czasami, gdy chce się pobawić, a my mamy inne sprawy.

I cóż jeszcze wiemy po roku?

             Widzimy bród, którego wcześniej nie było, straszny codzienny bród. Nie tylko piasek, ziemię, czy tony kudłów, ale brudne i porysowane ściany, wszędzie, nie tylko przy legowisku.




              Wiemy, o ile więcej czasu zajmuje sprzątanie, choćby takie pobieżne. Zdajemy sobie sprawę, że należy w niepamięć odegnać czasy, kiedy patrzyliśmy w wietrzny, deszczowy dzień przez okno na psiarzy i współczuliśmy im, że muszą się szwendać, gdy my siedzimy w ciepełku. Zrozumieliśmy, że nie ma miejsca na własne przyjemności, czy załatwianie różnych spraw zaraz po pracy, jeśli wcześniej nie wyprowadzimy psa, że nie wszędzie możemy pojechać, bo nie każdy toleruje rodzinę z takim "malutkim" psinkiem. Doświadczyliśmy, jak trudna jest choroba i niemoc, bezsilność, jak uciążliwe jest nieprzespanie kolejnych nocek z rzędu. Mamy świadomość, jak dużym wydatkiem jest pies, a szczególnie, gdy choruje, gdy człowiek robi wszystko, aby wyleczyć malucha, a do weta chodzi częściej niż do własnego lekarza.

 
              Ale czymże jest to wszystko wobec ogromnej, obustronnej miłości, wobec wirującego ogona i uśmiechniętego pyszczka. Co tam brud! Dobra miotła i odkurzacz, przymknięcie oka na pewne sprawy (dla mnie trudne) i da się żyć. Brud na ścianach...wszak po kilku latach i tak trzeba będzie pomalować, może coś zmienić na ładniejsze? Czym jest kiszenie się w chatce wobec ruchu i dbałości o kondycję. Co tam zakupy, czy przyjemności, skoro największą radością jest powitanie w iście szaleńczym stylu. Niech żyją sobie też ci, którzy nie kochają pieska, albo akceptują nas z nim, albo żegnajcie. Człowiek nabiera dystansu, na wiele spraw patrzy inaczej. Nie żałujemy decyzji, nigdy, nawet przez chwilę taka myśl nie powstała. Teraz jest w domu weselej, radośniej, milej.

 
             Widzimy też, jak wielki ma potencjał, jak mądrym jest psem. Trochę odpuściliśmy naukę z różnych powodów, uzasadnionych chorobą, ale też z lenistwa, czy wygodnictwa. Teraz zamierzamy to nadrobić. Robi się ciepło, zatem spacer bezie idealną okazją. Zauważyliśmy, że jest chętny do poznawania nowych rzeczy, wystarczy pokazać mu cos 2-3 razy i świetnie wie, o co chodzi. Nie możemy tego zmarnować, bo tylko od nas zależy, jaki to będzie pies. Wszyscy jesteśmy tu zgodni i działamy jednym frontem. Ustalamy sposób szkolenia danej umiejętności i każdy z nas to ćwiczy. Rezultaty są widoczne bardzo szybko. Wiemy, że już wkrótce będziemy mieć świetnie ułożonego pieska:)


              Izerek spełnia nasze oczekiwania w stu procentach, kocha nas, a my jego. Rozśmiesza nas, wzrusza, rozbraja. To są dobre emocje. Martwiliśmy się, że Ala będzie miała problem z wychodzeniem. Otóż nie było takiej sytuacji, by nie zabrała pieska na spacer.

 
              Staramy się kierować zdrowym rozsądkiem, pragniemy być zdyscyplinowani i konsekwentni w nauce i podejściu do pieska, co jest niezmiernie trudne. Nie ma co ukrywać, mały też nas wychował i sobie podporządkował:) Duże znaczenie miały tu jego choroby, kiedy nasze reakcje, czy działania były wymuszone stanem zdrowia pupilka. Liczymy na to, że problemy odchodzą w zapomnienie, że teraz zaczniemy naprawdę cieszyć się na tysiąc procent naszym milusińskim.
 
 
            W dniu swoich Urodzin mały/duży waży około 36 kilogramów. Jest wyższy od swoich boiskowych kumpli. Wszyscy zachwycają się nim, czemu trudno się dziwić. Jest piękny, przepiękny.


                Do tego kocha ludzi, wita ich radośnie. Nawet inni właściciele goldenków, których spotykamy przypadkowo, wychwalają jego proporcje, budowę, umaszczenie, wszystko. To miłe słowa, łechcą nas, nie powiem, ale sami widzimy, jakiego cudnego blondaska mamy.
 
To zdjęcie zrobione przez Alę telefonem:)
 
Podsumowując możemy powiedzieć, że jest to piesek:
  • najpiękniejszy,
  • najwspanialszy,
  • najmądrzejszy,
  • najcudowniejszy,
  • najlepszy,
  • naj......
                         W Dniu Urodzin nasz Izerek dostał nową smyczkę i obróżkę i zgodnie z obietnicą pierś z kurczaczka, tylko dla siebie, a także całą bułkę. Rekwizyty go nie wzruszyły, ale jedzonko owszem. Jadł jak dzikus, w końcu taka fura mięska nie zdarza się codziennie, bułki też w ostatnim czasie państwo żałowali.
FILM: ROCZEK


    Braciszkom Izerka,
    Izerkowi i Kaizerkowi,
    cudnym tuskulańskim Chłopakom, 
    życzymy, aby kolejne lata były równie szczęśliwe i beztroskie,
    by Państwo mieli dużo czasu i przysmaków w kieszeni,
    by Chłopcy byli zdrowi i rozmerdani.

13 komentarzy:

  1. Tradycyjnie u Anity :)
    Buziaki na pełniutki roczek dla całego Tryptyku Izerskiego :*
    Wiecznie uśmiechniętych pyszczków i zawsze słodkich oczek i szelmowskich minek i pomysłów do psot :)
    Buziaki głaskanko i przytulanko dla Czerwonego i Niebieskiego i Beżowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bemalg, Kochana!
      Ty zawsze czujna, na Ciebie zawsze można liczyć:)
      W imieniu Izercia dziękuję za życzonka. Mały miał już długi spacer, pyszności, teraz smacznie śpi. Chyba nie wie, że to taki ważny dla niego dzień, choć dziwił się tym smakołykom:)
      Buziaki i szczególnie ciepłe uściski dla Ciebie:)

      Usuń
  2. Dla wszystkich BRACI-PIESKÓW rodem z TUSKULUM samych pięknych dni,jeszcze więcej miłości od opiekunów ,a wchodzac w kolejny roczek niech nie chorują,niech sprawiają radość tym,ze po prostu są.
    Szczególne życzenia dla naszego "niebieskiego"CHLOPAKA.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ relacja. Na początku się spłakałam, bo przypomniałam sobie te chwile spędzone w kojczyku :-) Mnóstwo całusów dla Izerków. Roczek, to już poważny wiek. Tak szybko zleciało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, to pozytywne łzy, oczyszczające. Popłacz sobie i podziwiaj, jakie cudo wychowałaś:)

      Usuń
  4. Kolejna piękna kartka z pamiętnika:)
    Dla Izerka
    mizianko i wszystkiego najlePSIEGO :) i oczywiście najsmaczniejszego!
    A te wszystkie zawirowania, brzuszkowe sensacje niech miną bezpowrotnie,
    teraz tylko zdrówko ma być i radość beztroskich zabaw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ksanthippe, witaj, witaj:)
      Gdzie Ty byłaś, jak Cię nie było????
      Brakuje mi tu Waszych pogawędek:)
      Izercio dziękuje za życzonka, macha ogoniastym i uśmiecha się do swoich wielbicieli:)

      Usuń
    2. :)
      ...a brnęłam w tym śniegu po kolana,
      więc trwało to trochę...
      Dziś słoneczko przygrzało
      i jest nadzieja na lepsze jutro ^-^
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
    3. To tym bardziej życzę Ci wiosny, abyś nie musiała już walczyć z tym śniegiem:)

      Usuń
  5. Przepiekny wpis :)))) Wszystkiego najlepszego Izercio i Kaizerku!!! Dziekujemy za zyczonka dla naszego Szkrabka :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy!
      Przytulamy cieplutko Izercia - Szkrabka:) Szkrabka? Cóż, jak mówię maluszek, to ludzie na spacerze patrzą na mnie dziwnie:)
      Buziaki:)

      Usuń
  6. Super notka, choć nie powiem, bardzo długa, ale czytałam z przyjemnością :)
    To jest cudowne, ze tak kochacie Waszego psiaka! Zasługuje na to :) Piękny jest :D
    Wszystkiego najlepszego, Izerku, choć to życzenia spóźnione, ale zawsze :)

    OdpowiedzUsuń