sobota, 23 marca 2013

"Zdrówko"

               Przez pierwsze 6 miesięcy swojego życia Izerek był okazem zdrowia, nic go nie łapało, nic mu nie dokuczało, nic nas nie niepokoiło. A potem bywało różnie jeśli chodzi o zdrówko. W tym poście powiem, jak radzimy sobie w różnych sytuacjach, ale nie stwierdzę, że jest dobrze, czy lepiej, bo potem zawsze problemy powracają. Nie chcę zatem zapeszać. Trzymajcie kciuki, aby choróbstwa Izercia odeszły w zapomnienie.

 
               Problemy zaczęły się pod koniec września. Trwały z różnym nasileniem. Koniec starego i początek nowego Roku obfitowały w różne dolegliwości u pieska. W połowie stycznia sytuacja sięgnęła zenitu i zrozpaczona Alusia była na granicy wytrzymałości, ze łazami w oczach mówiła, że Izeruś jest pechowy. Trudno się nie zgodzić, ciągle coś mu się przydarzało. Nie jesteśmy przewrażliwieni, ale kochamy małego z całego serca, opiekujemy się nim najlepiej, jak potrafimy, co nie znaczy, że trzymamy go w sterylnych warunkach, wręcz przeciwnie, choć z rozsądkiem. Niestety w wieku szczenięcym różne rzeczy się zdarzają. Już za tydzień ze szczeniaka wyrośnie i choć żal nam utraconego malucha, to wierzymy, że dorosłość przyniesie zdrówko.
 
Ale po kolei.
Dla potrzeb posta weterynarzy, z którymi się zetknęliśmy, nazwę:
  • wet 1 - Przesympatyczne panie, jeździmy tam z królikiem, szczepiliśmy Izerka, jednak okazało się, że po skalpel sięgają bardzo szybko. W sprawach króliczych byliśmy zadowoleni, w pieskowych nie. (Osowa)
  • wet 2 - Polecany, ale jak się okazuje w miarę rozrostu gabinetu i otwierania filii często nieobecny, leczący  lekko na oślep. Właściwie pozostawiający na stanowisku młodą dziewczynę, chyba z małym jeszcze doświadczeniem. (Zaspa)
  • wet 3 - Wyszukany w necie w desperacji na podstawie tylko pozytywnych opinii, do których dołączyła nasza i oceny znajomych. (Oliwa)
 
 KULAWIZNA  
 
             Pod koniec września Izercio poślizgnął się. Zwyczajnie biegł po boisku, nagle przewrócił się i nie mógł wstać. Nic złamanego nie było, mógł ruszać przednią łapką. Jednak nie mógł chodzić, a przy takiej masie znoszenie pieska na dwór w ogóle nie wchodziło w grę. Dobrze, że jest winda, to jakoś na pobliski trawnik docieraliśmy.
            Leczyło go dwóch weterynarzy, z różnym skutkiem, a właściwie z takim, że zadziałały leki przeciwbólowe od weta 1, podane na drugi dzień po urazie, a reszta sama się wyklarowała, z czasem. Oczywiście wet 1 już po tygodniu bez wyraźniej poprawy kierował nas do ortopedy i pod skalpel. 
           Zmieniliśmy lekarza. Wet 2, do którego tarfiliśmy na podstawie dobrych opinii psiarzy i w związku z bliskością gabinetu, odcinał się od tego rodzaju działań i zaproponował nowoczesny lek Cartophren vet, który nie zaszkodzi, ale też i nie pomaga, jak się doczytałam na forach. Chyba w naszym przypadku tak było. Na plus temu wetowi zaliczyć trzeba to, że rozsądnie twierdził, że jeśli pies chodzi, nie piszczy z bólu, kulawizna nie utrudnia mu życia, to należy poczekać do końca 15 miesiąca, aby stawy się w pełni rozwinęły. Z innej przyczyny, o której przy kolejnej dolegliwości, z usług zrezygnowaliśmy.
         Wet 3 potwierdził zdanie 2, dodając, że u psów ras dużych w wieku szczenięcym tego typu dolegliwości zdarzają się dość często. Są to różnego rodzaju urazy, takie jak naciągnięcia, naderwania, nadwyrężenia, lub inne, jak na przykład młodzieńcze zapalenie stawów. Większość z nich mija bezpowrotnie, są to choroby, czy urazy typowe dla wieku. Poprosił, abyśmy poczekali do osiagnięcia przez psa pełnej dojrzałości. Zwrócił uwagę na ograniczenie spacerów, a szczególnie zabaw polegających na skakaniu, ponieważ wtedy cały ciężar ciała przenosi się na przednie łapy i stawy, niepotrzebnie je obciążając. Nie jest też wskazane stawanie pieska na tylnych łapach, proszenie itp.
         Nasz Izerek jest szczuplutki, ale lekarz mówił, że często przyczyną jest masa psa, zbyt duża. Lepiej zatem, aby pies w okresie wzrostu był szczuplejszy (co nie znaczy niedożywiony) niż grubszy. O tych wszystkich zaleceniach trzeba pamiętać, szczególnie dotyczy to psów dużych ras, gdzie szczenięta rosną bardzo szybko, szybko nabierają masy, a mają niestety skłonności do chorób stawów, które rozwijają się zbyt wolno w stosunku do przyrostu masy.
          Po zastrzykach przeciwbólowych, które dostał zaraz po poślizgu, kiedy rzeczywiście go bolało, kulawizna nie przeszkadzała mu w bieganiu, skakaniu, brykaniu z pieskami. Chętnie chodził na spacery, był radosny, zatem nie dokuczało mu to, raczej nas niepokoiło. 
         Od grudnia jest tak, że zdecydowanie objawy są słabsze i rzadsze. Od czasu do czasu, sporadycznie, zdarza się, iż mały po przespanej nocy nieco kuleje wstając, ale już po kilku krokach jest w porządku. Nie panikujemy, zachowujemy dystans.

 
       
 
BIEGUNKA
 
             Drugi problem to biegunki. Przez pierwsze 4 miesiące pobytu u nas mały jadł wszystko, co było można i czego zabranialiśmy i nic mu nie było. Pod koniec września zaczęły pojawiać się biegunki. Wet 1 dał tablety, ale przeszło chwilowo. Trafiliśmy do weta 2, ale też niczego nie osiagnął. Biegunka raz była, raz nie. Na moją prośbę odrobaczyliśmy małego, bo nikt o tym nie pomyślał. Poprawa była krótkotrwała. Proponował nam różne kuracje antybiotykowe, sterydowe, generalnie sterydy są w tym gabinecie stosowane tak jak witaminy.
         Kiedy w grudniu wstawaliśmy co półtorej godziny, mały się męczył straszliwie poszukałam innego weta, 3,  w necie. Okazało się, że to rozsądny, naszym zdaniem człowiek. Po pierwsze poświęcił nam dużo czasu, nie była to taśma do kasowania należności za usługę i serwowania silnych leków. Uważnie zbadał Izerka, wypytał nas o wszystko. Uznał, że najpierw należy zrobić podstawowe badania krwi łącznie z badaniom trzustki. Kiedy wyniki okazały się książkowe, zaproponował na początek zmianę karmy na weterynaryjną, dla psów o wrażliwym układzie pokarmowym. Izerek rzeczywiście poczuł się lepiej, biegunki na pewien czas ustąpiły, ale w czasie świąt, kiedy skubnął to i owo, znów biegaliśmy przez nocki. W czasie poświątecznej wizyty wet dał mu zastrzyk na zmniejszenie pracy jelit, kazał podać 15 tabletek węgla i antybiotyk na bakterie w przewodzie pokarmowym. Ponadto kaganiec i absolutny zakaz dawania czegokolwiek. Już po pierwszej dawce antybiotyku było super, stolec normalny, 2-3 razy dziennie.
           Niestety Izerek jest pieskiem wybrednym i po 2 tygodniach nowa karma przestaje być atrakcyjna, trzeba mu dawać jakieś ulepszacze, na przykład ryż, łyżka rosołku. Było już tak dobrze, że i jakieś smakołyki dostawał: mięso gotowane, zupkę, kawałek serka. I znów biegunki. Tym razem miał zrobione specjalistyczne badania trzustki. Wyszły ujemne, zatem pies zdrowy. Wprowadziliśmy rygor i pilnowaliśmy małpiszona, aby niczego nie tykał.
           Możliwe jest też, że tym razem piesek coś znalazł w czasie boiskowych igraszek i zjadł, bo przez jeden dzień był osowiały, spał prawie cały czas, nie chciał nic jeść, a nawet pić, co mnie bardzo niepokoiło. Jako, że jest wybredny miał dostawać dwa rodzaje karmy na zmianę.


 
           Gdy analizowaliśmy te biegunki przychodziły nam do głowy różne rzeczy:
  • Jedzenie bobków królika, który wprawdzie jest odrobaczony, ale może? - wet 3 wykluczył, chociaż i tak daliśmy jej lek na lamblie.
  • We wrześniu na wystawie na hipodromie mały zjadł kawałek...końskiej kupy. Sądziłam że może tam były jakieś bakterie, czy inne tam świństwa. - powinny ustąpić po leczeniu.
  • Zjadał różności trawnikowe i pił wodę z kałuży, jeziora, morza. Jeśli miałby lamblie to był w tym kierunku przeleczony.
  • Nasilenie biegunek zaczęło się po zjedzeniu przez Izerka ugotowanej dla niego galaretki z nóżek, ale to przecież nie mogło mu zaszkodzić.
  • Zmienialiśmy karmę, ale w obrębie tej samej firmy, na taką dla psów alergicznych. Na karmie tej firmy chowany był od małego i wszystko było dobrze, jednak nie chciał jej jeść. Może więc jakiś konkretny składnik karmy?

         Niestety biegunki raz były raz nie, a potem znów się nasiliły. Zrobiliśmy badanie kału na pasożyty. Wyszły...ujemne, a problem nadal był. Wet kazał naprawdę ograniczyć się do suchej karmy, podawać ją w małych porcjach, ale częściej, nie pozwalać na jedzenie na trawniku, myć łapy po każdym spacerze, aby nie lizał soli, dawać więcej leku typu Lacidofil. Powiedział też, że po tak długim czasie biegunek układ pokarmowy jest rozregulowany i upłynąć musi wiele czasu, nawet do kilku miesięcy, aby wszystko wróciło do normy.
       Jednak kiedy zarwaliśmy kolejną nockę chodząc na rzęsach, a mały męczył się bardzo, postanowiliśmy zareagować. Adam w czasie nocnego dyżuru spacerowego poczytał w necie i stwierdził, że mały może mieć lamblie. Pojechał do weta z taką diagnozą i zażądał leków, to była taka desperacja. Wet mówił o tym, ale kazał jeszcze poczekać i poobserwować. Nie chcieliśmy już czekać tych kilku dni. Na dyżurze niedzielnym był inny lekarz, który przyznał, że tak może być, bo nawet wypiciem wody z kałuży można się zarazić. Powiedział też, że jednorazowe odrobaczenie, takie tradycyjne, jakie się robi co pół roku na lamblie nie działa, zatem przepisał kurację. Obserwowaliśmy i rygorystycznie pilnowaliśmy diety. Po odstawieniu leków znów wróciła biegunka. Bezsilność, oto co czuliśmy.
         Pewnego dnia, o czwartej nad ranem byłam tak wykończona i zdesperowana, że wyjęłam z zamrażarki pierś kurczaka, obrałam marchew i ugotowałam razem z ryżem. Po jednej porcji jak ręką odjął. Zaczęło się zatem gotowanie. Po około 3 tygodniach spróbowaliśmy karmy, w maleńkich ilościach, podobno jednej z lepszych, znów to samo ( Royal). Po jakimś czasie innej, dla wrażliwców - ale tu oprócz biegunek, małemu wyskoczyły czerwone krostki na uszach (Bosch). Masakra! Wet stwierdził, że skoro gotowane nie szkodzi, to trzeba mu dawać takie jedzenie przez przynajmniej 2 miesiące, a potem stopniowe wprowadzanie karmy, po jednym ziarnku. Zwrócił tez uwagę na to, ze z reguły karmy z kurczakiem maja więcej konserwantów, zatem proponował z jagnięciną. Postanowiłam wrócić do tej, którą jadł jako maluch - Dog Chow. Dostaje karmę dla dorosłych psów, zatem może będzie zmiana na lepsze? Gotowanie jest lekko uciążliwe, zwłaszcza, gdy się chce gdzieś jechać. Trzeba też zawsze myśleć o kupnie przede wszystkim mięsa. Wet polecił wołowinę, mogły to być serca wołowe, do tego kupuję pierś kurczaka, serca kurczakowe, marchewkę i kaszę z ryżem. Marchew i ryż muszą być rozgotowane, taka paćka.
          Ostatnio, gdy kroiłam to serce wołowe, ważące około 1,8 kg myślałam sobie: ciekawe, ile ty krówko pożyłaś? ciekawe, czy krówki miewają zawał? czy ty byczku byłeś zakochany? i takie tam. Dodam, że jestem mięsożercą i nigdy nie miałam dylematów przy krojeniu mięsa. Ale serce, to serce, w dodatku zajmujące całą dechę do krojenia.
         Oby mały załapał z tą karmą! Dodam tu, że diety oparte na mięsie surowym nie wchodzą w grę, przynajmniej na razie, bo też bywa po nim różnie. Ot, hrabia się nam trafił i tyle. Najlepsze jest to, że ostatnie biegunki nocne wydawały się być dokładnie przez pieska zaplanowane, tylko wtedy, gdy jego pan był w domu, gdy nigdzie nie wyjeżdżał. Kochany Izercio:)
          Od tygodnia do gotowanego dodajemy karmę i ...nic nie powiem. Śpimy w nocy i nie panikujemy w dzień:)

Sprawdzone sposoby na radzenie sobie z biegunkami:
  • 15 tabletek węgla leczniczego. U nas zadziałało kilka razy. Początkowo dawałam 1-2 tabletki i guzik pomagało. Ale trzeba czytać ulotkę i słuchać weta. 15 tabletek w ciągu pół godziny przy ostrych biegunkach. Węgiel jest słodki, Izerek mlaskał z radości. Można też stosować smectę, ale raczej marne szanse na pozytywną reakcję. Pytałam weta o stoperan i też można dawać. Jednak węgiel pochłania, działa jak filtr, a stoperan zatrzymuje bakterie w środku. Przy krótkotrwałym leczeniu z pewnością nie zaszkodzi.
  • Skutecznym sposobem karmienia, a jednocześnie działania na biegunki jest podanie marchwianki: rozgotowanej marchewki z ryżem. Wyczytałam to na jakimś forum i rzeczywiście zadziałało super. Biegunka ustąpiła, a Izerek miał coś w brzuszku.
  • Podawanie specyfików na wyrównanie flory bakteryjnej: Lakcid, Lacidofil, Trilac itp.
  • O weta dowiedzieliśmy się, że przy problemach żołądkowych znakomicie sprawdzają się gotowane czerwone buraczki. Dlaczego? Ponieważ są zasadotwórcze i doprowadzają do równowagi kwasowo - zasadowej w żołądku. Ułatwiają przyswajanie białek z pożywienia, obniżają ciśnienie, pozwalają na lepsze funkcjonowanie wątroby. Wet polecił 1 buraczka w dwóch porcjach w ciągu dnia. Izerek zjadłby pewnie całą miskę. Gdy wyjmuję pojemnik z lodówki, to jest dziki, buraczki są więc lepsze niż mięso. Nawiasem mówiąc też powinniśmy je jeść.
  • Podobno czasem działa siemię lniane, a właściwie ten klej, który ziarna wydzielą po zaparzeniu. Pomaga też przy wymiotach. Nie ryzykowałam, bo wiem, że siemię pomaga też przy wypróżnieniach.
 
KROSTKI
          
          Gdzieś chyba na początku października na szyjce pojawiły się u małego krostki. Najpierw były czerwono - różowe, a potem robiły się brązowe, ciemne. Adam pojechał z małym do weta 2, gdzie stwierdzono, że to hot-spot i dostał serię 3 zastrzyków. Niestety nikt nie poinformował nas, że to sterydy. Miały pomóc rewelacyjnie i pomogły...na cały długi tydzień.
          Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Najpierw zmieniliśmy mu obrożę, bo gdzieś na wystawie usłyszeliśmy, że taśmowe, ze sztucznych materiałów mogą uczulać. Zatem mały chodził w szelkach lub skórzanej obróżce. Krostki znikały i pojawiały się. Zaczęłam smarować je maścią cynkową i było zdecydowanie lepiej. Śmialiśmy się nawet, że Ala i Izerek używają tej samej maści. Czyżby okres dorastania?



         Brak reakcji, właściewj reakcji weta 2 na krostki i biegunki, propozycja kolejnych sterydów sprawiły, że nie chcieliśmy już leczyć tu pieska. Nikt tu Izerka nigdy nie zbadał słuchawkami, nie pomacał brzuszka, narządów, nie zaproponował badania krwi.
           Wet 3 uznał, że może to być reakcja alergiczna, i jeśli maść cynkowa działa to stosować jeszcze przez jakiś czas i obserwować. Powiedział, że z pewnością nie jest to gronkowiec, czego się obawiałam. Mówił też, że reakcje alergiczne leczy się długo. Powiedział, że antybiotyk, który Izerek dostał na biegunkę niszczy bakterie, zatem możliwe, że tu też będzie efekt. Dlatego kazał obserwować przez dłuższy czas, już po odstawieniu antybiotyku.
           Trudno powiedzieć, czy to krostki były po kąpieli w morzu, obroży, a może to reakcja na jakiś składnik poprzedniej karmy? A może antybiotyk podany przy biegunce zadział i na to? Obserwujemy, bo znów zaczyna dostawać karmę.

STAN ZAPALNY PAZURKA
         
          Pewnego grudniowego dnia Izerek, podczas biegania na boisku uderzył się, czy stanął na coś. Trudno powiedzieć, bo nie płakał:) W każdym razie, gdy przyszedł do domu zauważyliśmy krwawienie z okolic pazurka zewnętrznego na prawej tylnej łapie. Polaliśmy wodą utlenioną i wydawało się, że jest w porządku.
          Po dwóch dniach mały biegł za Alą i uderzył łapą o betonowy śmietnik na chodniku. Nie wiem, jak to zrobił, ale trafił po pierwsze w śmietnik, a po drugie w to chore miejsce. Trudno nie nazwać tego pechem, prawda? W każdym razie zabolało go, bo aż pisnął i przysiadł, ale po sekundzie pędził dalej. Następnego dnia zaczął sobie lizać łapkę, chociaż nie kulał, chodził chętnie na spacerki. Niestety pojawiła się opuchlizna i zaczerwienienie.
          Wet 3 obejrzał dokładnie i stwierdził, że wywiązał się wokół pazurka stan zapalny. Dał maść i leki. Kazał moczyć łapkę w mydlinach - Izerek poddawał się bez problemu. W domu i na dwór miał chodzić w skarpetce. Na początku było trudno, bo do tej pory zdejmowanie skarpetki z łapy było dla pieska świetną zabawą. Na spacer na skarpetę zakładaliśmy worek. Początkowo wkurzał się, bo mu szeleściło, ale spacer był ważniejszy i trzeba było czerpać z niego radość. Wet dał na wyraźną zmianę na lepsze 5-6 dni, a potem zdjęcie i ewentualne usunięcie pazurka.


         Całe szczęście obyło się bez takich drastycznych interwencji, paluch się zagoił. Uśmialiśmy się maścią, ponieważ na opakowaniu zapisano, że jest ona do wymion dla bydła. Z niepokojem więc patrzyliśmy na łapkę Izerka, martwiąc się, czy po tej kuracji zamiast pazurka nie będzie wymionka:) Nie wiem, jak smakuje psie mleko:), a tym bardziej mleko od samca:)
         Po prawie dwóch miesiącach ten stłuczony pazurek podczas boiskowego brykania rozwarstwił się i odpadł. Okazało się, że na wierzchu pozostał nerw, no to różowe, co widać w środku pazura. Troszkę krwawiło, przemywaliśmy woda utlenioną i pazurek już odrasta.
 
ZGRUBIENIE
 
            Jakiś czas temu Adam zauważył na prawym boku Izerka, gdzieś tak za linią żeber, poniżej kręgosłupa zgrubienie. Pierwszego dnia wydawało mi się, że przesadza, drugiego czułam coś tylko, gdy piesek się odpowiednio ustawił. Trzeciego zgrubienie było wyraźnie wyczuwalne, a czwartego widoczne gołym okiem, miało wielkość połowy bułki, a nawet pomarańczy, tak mniej więcej.
           Do weta 3 jechałam z duszą na ramieniu, bo to był czas, gdy nałożyły się: biegunka, pazur i to zgrubienie. Ala prawie płakała, mając najgorsze wizje. Długo opowiadałam wetowi o dolegliwościach, najbardziej przejmując się tym guzem. Wyglądał mniej więcej tak, jak u tego pieska. (U Izerka, przez dłuższą sierść, zdjęcie trudne do zrobienia).
 
 
           Weterynarz wysłuchał, ze spokojem obejrzał pieska i powiedział, że to zgrubienie od zastrzyku. Jakieś 2 tygodnie wcześniej Izer dostał zastrzyk i taka reakcja jest możliwa. Nie jest to żaden narząd, wykluczył też guza, bo mówi, że nie urósłby tak w ciągu 2 dni. Kazał masować to i obserwować. Jeśli w ciągu tygodnia nie zauważymy wyraźniej poprawy, mamy przyjść na kontrolę. Poprawa była już po jednym dniu. Masowaliśmy dalej. Na wchłonięcie potrzeba było około 1,5 miesiąca. Teraz nie pozostał żaden ślad. Czytałam, że tak bywa. Ale ile nas to kosztowało nerwów, to tylko my wiemy.

KLESZCZE

          W okresie wiosenno - letnio - jesiennym aplikujemy na sierść kropelki na kleszcze i pchły. Ilość preparatu zależy od masy ciała pieska. Można go kupić u weterynarza, w sklepie zoologicznym, przez Internet. W naszym przypadku bardzo skuteczny, znajomi też chwalą. Do tej pory stosowaliśmy flevox.

 

 

 
            
            Przy kleszczach polecam też taką łapkę do wyjmowania paskudy. Nie zawsze pod ręką jest weterynarz, a to proste urządzenie, kosztujące 5-9zł. Jest bardzo przydatne. Izerkowi wyjmowałam kleszczora raz, ale innym pieskom częściej i wychodzi super. Mam to ostanie cudo:)

 
Kleszczolapki_tick_twister802.jpg
 
 
 
 
PODUSZKI

           Każdy właściciel pieska zauważa, że po niemowlęcych poduszeczkach szybko ślad zanika i łapki psa stają się szorstkie. Jednak w niczym to pieskowi nie przeszkadza. Problem pojawia się zimą, szczególnie u piesków miejskich, które narażone są na chodzenie po chodnikach posypanych piaskiem i piaskiem z solą. Chyba nie ma lepszego specyfiku od wazeliny.



              Trzeba smarować poduszeczki, aby chronić je i ulżyć psiakowi. Polecam jeszcze inny specyfik, który kupiłam do rąk, a tu spisał się znakomicie. Lubię tę firmę, a maść leczy różne stany zapalne, spierzchnięte dłonie, jakieś uczulenia. Tak więc kolejny specyfik, oprócz maści na trądzik, który używany jest w mojej rodzinie przez "człowieków i psów".

Oprócz smarowania należy też zimą pamiętać o myciu lub wycieraniu łap psa, ponieważ sól i sól z piaskiem są nie tylko niewskazane na łapki, ale liżąc je, pies połyka świństwa, co z kolei może odbić się na jego narządach wewnętrznych i układzie pokarmowym.

USZY

             Pieski, których uszy zwisają, mają tendencję do zapaleń i różnego rodzaju chorób uszu, rozwijają się tam grzyby i inne paskudztwa. Dlatego o uszy pieska trzeba dbać. Prostym sposobem, wygodnym i skutecznym jest żel do czyszczenia uszu. Używamy polecanego przez Anetę, ale w sklepach jest szeroki wybór. Odrobinę żelu wlewa się do uszu i masuje. Izerek jest niezmiernie zadziwiony dźwiękiem chlupania dochodzącym z uszatków. Nadmiar płynu trzeba usunąć wacikiem, czy chusteczką. Nasz psinek ma uszka czyste, nie ma zaczerwienionych, zatem wszystko jest w porządku.








 ZĘBY

            O czyszczeniu piłeczką już pisałam. Pieski lubią te zabawki. Wybór i smak ogromny. Nigdy bym nie pomyślała, że psa zainteresują zapachy/smaki miętowe, a jednak.


 

 

 

 
             Są oczywiście pasty do zębów, gryzaki naturalne i sztuczne. Wet powiedział, że świetnie sprawdza się gryzienie przez psa patyków - o nasz Izercio to uwielbia. Można też psiakowi czyścić ząbki zwykłą szczoteczką lub taką dla piesków, jak ktoś ma ochotę wydawać kasę. Moim zdaniem gryzaki wystarczą, bo to i zabawa, i masowanie i czyszczenie.
             Chciałam tu jeszcze wspomnieć o innej rzeczy. Zauważyliśmy, gdzieś tam w październiku, że dziąsła pieska są lekko zaczerwienione, tuż nad linią zębów i czasami czuliśmy średni zapach z pyska. Nie umiem powiedzieć, na ile nałożyły się na to wszystkie choroby i podawane pieskowi leki, a na ile była to zmiana karmy. W każdym razie dziąsła są teraz różowe, blade, zapach żaden, a sierść nabrała blasku.

Tu widać zaczerwienione dziąsła, a teraz są różowiutkie.
          
          Sucha karma ma mieć też takie działanie, że przy gryzieniu granulek pies czyści sobie zęby. Nasz bohater raczej karmę połyka, gryzie co któryś groszek, zatem trudno mi coś na ten temat powiedzieć. Może ma coś z indyka i dlatego połyka?

WYMIOTY

            Tu nie mamy wielkich doświadczeń, i całe szczęście. Izerek wymiotował tylko dwa razy i to po zjedzeniu badyli i chusteczek.
            Natomiast nie dalej jak wczoraj testowaliśmy sposób znajomych. Ich piesek ciągle zjada jakieś części garderoby: majtki, skarpetki, rajstopy, kawałki koszulek itp. Potem cierpi, bo boli go brzuszek. Mówili, że znajomy wet polecił im wodę utlenioną do wypicia w proporcji dla dużego psa: 1 łyżka wody utlenionej i 2 łyżki wody. Wczoraj Izer połknął na spacerze wieczornym coś, co z daleka przypominało ogon kota.  Oczywiście nie mogło to być takie znalezisko, choć kto wie, co w czasie budowy robotnicy wydobyli. Podaliśmy mu miksturę i po około 5 minutach wszystko zwymiotował. Oczywiście to metoda tylko w sytuacji awaryjnej, gdy wiemy, że zwierzak coś połknął, że coś mu zagraża.


OKO

           Postanowiłam uzupełnić wpis, bo zapomniałam o kolejnej dolegliwości Izerka z tego tygodnia. Otóż w poniedziałek zauważyliśmy, ze ma zaczerwienione oko, zamyka je, trzecia powieka jakby zachodziła. Dawałam mu krople ze świetlikiem, które dostaje też Pusia, ale poprawa była niewielka. Napisałam do Anety, a ona poradziła najszybszą wizytę u weta, ponieważ może dojść do zapalenia powieki i wtedy pozostanie zabieg chirurgiczny.
            Do weta piesek wszedł odważnie. Lekarz sprawdził drożność oka, to, czy nie jest uszkodzone mechanicznie. Wpuścił mu krople z zielonym barwnikiem, które wyleciały mu nosem w postaci zielonego.... Izercio wyglądał jak ufoludek/ ufopiesek:)
            Dostał kropelki z antybiotykiem i już jest w porządku.

***************************
         Tak więc widzicie, że doświadczeń mamy sporo, szkoda, że i tych negatywnych. Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda? Mam nadzieję, iż będzie już tylko lepiej, bo przede wszystkim żal nam malutkiego. Nie wyobrażacie sobie, jaki kochany był w czasie biegunek. On sygnalizuje swe potrzeby, nie robi w domu. Gdy kolejny raz wstawałam (Adama w tym czasie nie było) mały patrzył mi żałośnie w oczy i podawał łapkę, jakby chciał przeprosić, że taki kłopot w nocy. Aż sobie popłakałam, tak mnie wzruszał. Po drugie nie możemy tak do końca cieszyć się z posiadania psa, ponieważ ciągle martwimy się o jego zdrowie. A po trzecie weterynarz tak nas szarpnął po kieszeni, że głowa mała. Ale cóż, kochamy małego najmocniej na świecie i zrobimy wszystko, aby był zdrowy.
            Sami też nabieramy doświadczenia i pewnego dystansu. Inaczej będzie też z dorosłym psem, niż było ze szczeniakiem. Nie chodzi o to, że będziemy się mniej przejmować (mam nadzieję, że nie będziemy musieli), ale zagrożenie życia i zdrowia u szczeniąt, tak jak i u dzieci, jest większe. Moim zdaniem limit wyczerpaliśmy.
            Przy tych wszystkich problemach Izercio jest bardzo pogodny i wesoły. Z pokorą poddaje się wszelkim zabiegom. Zaczęłam też podejrzewać, że ma skłonności ku temu, by być lekomanem. Gdy dostawał lacidofil, musiałam mu wysypywać proszek bezpośrednio do pyska. Wołałam więc "Izerek tableta" i mały przychodził, siadał na zadku, opierał przednie łapy na moich kolanach i prosił. Niemożliwy, słowo daję! Wszelkie masowania, smarowania i "skarpetowania" znosił bez protestu.
           Do weta podchodzi z dystansem, powiedziałabym raczej niechętnie. Ten jednak szepcze mu do ucha jakieś czarodziejskie słowa i daje sobie zrobić wszystko. Był bardzo zdziwiony i z uwagą obserwował pobieranie krwi, ale nie szarpał, nie wyrywał się. Mierzenie temperatury w kuperku nas niezmiennie rozśmiesza z uwagi na wyraz pyska naszego pieszczocha, taki w stylu "Ej, co jest? O co chodzi?".
          Mam nadzieję, że teraz będą to tylko szczepienia i okresowe odrobaczanie. Tego nam życzcie:)


               
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz