wtorek, 11 września 2012

"Jak to w Warszawce było..."


                 Ten post będzie długi, obszerny, zatem herbatka, kawka,
           a jak ktoś przeleci bez czytania, to też zroumiem:)

                Wczoraj byliśmy po raz drugi na wystawie. Tym razem była to Klubowa Wystawa Retrieverów, która odbywała się na Hipodromie w Starej Miłosnej, inaczej Wesoła. Po doświadczeniach z Włocławka wiedzieliśmy, że tu wyzwanie będzie większe. Nie dla nas, dla Alusi i Izerka.
                Gdy wydrukowałam sobie wyciąg psów zgłoszonych na wystawę (w klasie baby i szczeniąt nie otrzymuje się katalogu) dowiedziałam się ciekawej rzeczy. Otóż miałam świadomość, że do retriwverów zalicza się labradory i flaty, ale inne. A na wystawę zgłoszono 227 piesków, w tym:
* Golden Retrievery
* Labrador Retrievery
* Flat Coated Retrievery
* Chesapeake Bay Retrievery
* Nova Scotia Duck Tolling Retrievery
* Curly Coated  Retrievery
 
                Pierwsze trzy rasy znam, a z resztą nie mam skojarzeń więc musiałam sięgnąć do zasobów Internetu.
                                          źródło: Internet
                                       źródło: Internet
 
 Curly Coated Retriever.jpg
                                       źródło: Internet
 
              No cóż, obiektywnie rzecz biorąc, najładniejsze są goldenki:) Tu wszyscy wielbiciele goldenów pewnie mi przytakną:) Ich zgłoszono na wystawę 107 sztuk. Gdy zobaczyłam tę liczbę, od razu skojarzyłam z filmem "101 dalmatyńczyków" i wyobraziłam sobie tę goldenkową inwazję. Miałam nadzieję, że nie pojawi się Cruella de Mon.
               Piesków zgłoszono 49, a więc delikatnie mniej niż suczek, a w klasie Izerka był jego znajomy z Sopotu - Franek. W klasie baby było też 8 dziewczynek. Tak więc już tu konkurencja się zwiększyła.            
              Alusia zdawała sobie sprawę, że poprzeczka została podniesiona wysoko, ale podchodziła do tego nad wyraz spokojnie. Twierdziła, że jest ciekawa osceny irlandzkiej sędziny, Emmy Archibald, ale nie liczy na nagrody. Zdajemy sobie sprawę, pisała o tym w komentarzach Riannon, że Izerek jest już za duży do klasy baby, bo to przecież Pan Szczeniak, a nie słodka kluseczka, niemowlaczek. Oczywiście nieprawdą byłoby mówić, że nie czekamy na wyróżnienia, bo każdy jest żądny pochwały i uznania. Jednak dla nas ważnym wyróżnieniem jest pozytywna ocena sędziny. Nie odczuwamy ciśnienia, nie kręci nas niezdrowa rywaliacja, nie odczuwamy presji, by zgarniać tytuły, a to wszystko daje nam  przewagę nad pozostałymi, głównie nad hodowcami, oraz pozwala na wyluzowanie.  Nam tak, ale Alusi....

Ale od początku:)
 
                Wstaliśy o 3.00. Jestem rannym ptaszkiem, ale nawet dla mnie nie był to poranek, lecz środek nocy. Wyjechaliśmy tuż po 4.00, czwartej, 04.00 (jakkolwiek zapisać oznacza to samo), czyli przed wschodem słońca. Izerek wcale nie miał ochoty na wstawanie, szybko załatwił więc na trawniku, co trzeba, wskoczył do auta, umościł się wygodnie i zanim zdążyliśmy ruszyć, już drzemał. Cudny pies, prawdziwy wzorowy pasażer. Wyjechaliśmy, gdy na niebie i wokół gościły szarości, czernie i granaty, stopniowo rozświetlane przez róże, pomarańcze i błękity za sprawą wschodzącego słonka. Cudne widoki:) Polecam wszystkim, ha ha ha!
               Po drodze zrobiliśmy przerwę na śniadanko, bo o tej chorej godzinie nawet psina nie chciał jeść w domu.


                 I tu muszę przyznać się bez bicia, jaki błąd zrobiliśmy, jako nieświadomi wystawcy (widać na fotce poniżej). Otóż wieczorkiem wykąpaliśmy pieska, aby był czyściutki i puszysty, lśniący i pachnący. Kiedy wstaliśmy zauważyliśmy, że nasz cudny przyszły champion:) wygląda jak wypłoch. Ponieważ spał częściowo na grzbiecie, rozwalony na szerokość i długość legowiska, każdy włos sterczał mu w inną stronę. Nie było czasu na powtórną kąpiel, więc po drodze gładziliśmy go mokrą szmatką, aby przyklepać niesfore kędziory. Ale nie zdało się to na zbyt wiele. Mogliśmy tylko zaakceptować i uznać, że taki jego szczenięcy urok. Ot, brak doświadczenia i wniosek na przyszłość. Już na samej wystawie zobaczyłam, jak inni wystawcy mają jakieś siatki, dziwne koszulki, prawie zbroje pancerne oraz prostownice i wszelkiego rodzaju sprzęt podejrzany i upiększają pieski. A my? Luzik, nasz wicher poszedł taki naturalny:)


             Dotarliśmy do stolicy bez przeszkód, chociaż musieliśmy przejechać przez całą Warszawę, która jest rozkopana makabrycznie. Obejrzałam stolicę bez sentymentu, z bladym cieniem zainteresowania, raczej wyłapując rzeczy na minus, niż na plus. Jedną z nich niewątpliwie był stadion. Nie jestem fanką, raczej zatwardziałą przeciwnikiczką tych budowli powstałych na EURO, ale gdański wygląda ładniej.

 
           Wystawa zorganizowana była na hipodromie. Organizacja wspaniała, nie było do czego się przyczepić. Harcerze, ustawieni co kawałek, wskazywali drogę, pomagali. Mnóstwo miejsca, parking tuż obok, a nie o kilometry od celu. Trochę cienia, bo kilka drzwew było, duża polana na wybieg w celu uspokojenia, zrelaksowania psiaków, czyściutko. Ringi duże, pięknie zaznaczone linie, poza które nie moża wkroczyć z namiotem, aby było miejsce do przejścia i dla publiczności. Naprawdę byliśmy pod wrażeniem, bo po Włocławku mieliśmy pewien niesmak. Tu było podobnie jak w Sopocie, z rozmachem, przemyślane, super!
           A zewsząd otoczyły nas goldenki. Otwieraliśmy dzioby z zachwytu, mieliśmy przyklejone uśmiechy na widok tych najwspanialszych i najpiękniejszych piesków i od razu poczuliśmy się dobrze. Można było spacerujące pieski głaskać i podziwiać. Niektóre jednak ukryte były w namiotach, zamknięte w klatkach, czy kojcach. Czasami miały tam naprawdę ciasno, bo siedziało ich kilka, żal mi ich było. Uważnie też słuchaliśmy szeptów i głośnych rozmów wystawców, z których chyba wszyscy byli bardziej doświadczeni niż my. Widzieliśmy, jak konkurnci witają się wylewnie, uśmiechają do siebie, prawią sobie komplementy, życzą wygranej, a potem za plecami cięte komentarze wymieniają w mniejszym gronie i zerkają z zawiścią. A my luzacko: kocyk, miseczka z wodą, kanapeczka, aparaty fotograficzne i dobry humor, wszak pogoda dopisała i szczęśliwie dotarliśmy z naszą parą bohaterów:)
           Zanim opowiem o wystawie, kilka słów na temat klas wystawowych (ale jestem mądra, na stronie Związku Kynologicznego wyczytałam, zapoznając się z regulaminem), bo nie wszyscy wiedzą, ja też zgłębiłam temat niedawno. Jest ich kilka, z czego dwie pierwsze dają tylko radość, oswojenie z ringiem, a kolejne, to już jakieś tytuły, nagrody itp. Klasy przedstawiają się następująco:
  • baby - od 3 do 6 miesięcy
  • szczeniąt - 6-9 miesięcy
  • młodzieży - 9 -18 miesięcy
  • pośrednia - 15-24 miesiące
  • otwarta - powyżej 15 miesięcy
  • użytkowa
  • championów
  • weteranów - po 8 r.ż.
Zwykle chyba najmniej jest zwierząt w klasie baby i weteranów:)

           A teraz jak to było w Warszawce. Przybyliśmy na tyle wcześnie, aby Ala weszła z Izerkiem na ring poćwiczyć.
          

 
 
 
              Gdy wybiła godzina 10.00, nastąpiło otwarcie Wystawy Klubowej Retrieverów. Najpierw gospodarz imprezy przedstawił sędziów. Obok "naszego" ringu oceniano labradory, a zaraz za ścieżką goldenki - suczki. Kawałek dalej odbywała się wystawa molosów, o tym później.
 

                  Przy każdym stoisku sędziowskim postawiono mnóstwo pucharów. Miałam wrażenie, że jest ich tyle, że wystarczy dla każdego psa. Lśniły w słońcu i kusiły wystawców. Oprócz tego były nagrody rzeczowe, a na stolikach wyłożono medale i rozety.
           

           Ucieszyliśmy się, gdy zobaczyliśmy znajomka z Sopotu - Franka. Tam był sam na ringu, a tu Izerek zrobił mu konkurencję. Piesek urósł, jest wesoły i radosny, ma przesympatyczny pyszczek i mnóstwo energii. Jednak chyba troszkę brakuje mu masy mięśniowej, jest drobniuteńki. Ale są różne pieski, różny jest czas ich dorastania, kształtowania się. Między chłopakami jest dokładnie 20 dni różnicy, Izerek jest starszy.
         Tym razem otrzymaliśmy numer startowy 36, zatem nasz mistrz wkraczał na ring jako drugi, bo drogę torował Franciszek.
 




                Gospodarzem ringu i tłumaczem w jednej osobie była bardzo sympatyczna pani, która pomagała, szczególnie tym niewprawionym w bojach. Cmokała na pieski, aby popatrzyły na sędzinę, wołała, dokładnie mówiła co i jak, szeptała wskazówki. Zresztą sędzina też była uśmiechnięta, miła,  życzliwa. Bardzo długo i uważnie oglądała każdego psa. Tak, jak poprzednio miałam wrażenie pośpiechu i braku zaangażowania, tak tu byłam pod wrażeniem. Ocenianie 49 piesków zakończyło się po godz. 15.00, bez porównania w klasach.
 

               Podczas prezentacji Izerek ustawiał się raz lepiej, raz gorzej, w końcu to jeszcze młody psinek, w dodatku wyrwany ze snu w środku nocy i przywieziony w dziwne miejsce, gdzie wokół tyle braci i sióstr:) Jednak nie było sytuacji, aby uciekł, położył się, lękał, złościł, szarpał.
 

                Mimo, że psów było więcej niż na poprzedniej wystawie, to mały zachowywał się zdecydowanie spokojniej. Ala też skorygowala wiele błędów, które widać na filmie i zdjęciach dopiero po czasie. Oczywiście nie ma mowy o porównaniu do zawodwowców, ale ich podpatrywaliśmy, bo coraz lepiej wiemy, na co patrzeć. Tu też na spokojnie zwróciliśmy uwagę na to, co trzeba zmienić, nad czym pracować. Okazało się, że emocje są tak wielkie, że 13 - letnie dziecko, ( ale i wielu dorosłych) nie wszystko jest w stanie ogarnąć, chociaż treningi były pod kontrolą. Uważam, że córcia wykazała się wielką odwagą i jestem z niej bardzo, bardzo dumna. Ala chciała, aby wszystko było idealnie, tak, jak widziała na filmikach z wystaw, ale łatwiej chcieć, a trudniej zrobić. Jak ktoś nie wierzy, to powinien spróbować!
 

                 Piesek pozwolił się obejrzeć, pokazał ząbki, bez kąsania i zabawy. Raz ogonkiem machał, raz się zamyślił, patrzył w lewo i w prawo. A wicherki na grzbiecie radośnie sterczały na wszystkie strony świata:)
     

                       Wreszcie sędzina przyznała lokaty. Izerek dostał pierwszą i ocenę wybitnie obiecującą. Szczęście Ali było wielkie, gdy zaproszono ich do zajęcia zwycięskiego miejsca, a sędzina uścisnęła jej dłoń i wręczyła rozetę. Taki drobiazg, taki mały gadżecik, a tyle szczęścia.
 






 
 
   FILM:        IZER W WARSZAWIE              
 
 
                 Ala założyła Izerkowi nagrodę. Prezentował się wspaniale, rozeta była nawet pod kolor jego tuskulańskiego imienia - niebieska:)

 

 
                     Po zejściu z ringu zniknęła konkurencja i chłopaki mogli wreszcie poszaleć. Śmiałam się, że powinno być tak, iż maluchy wpuszcza się na ring i obserwuje podczas beztroskiej zabawy. Wtedy są radosne i pogodne, pełne życia i zwyczajnie szczęśliwe.
 
 
                    Byliśmy tak zaabsorbowani oglądaniem piesków, że nawet nie wiedzieliśmy, jaka suczka wygrała w klasie baby i z kim Izerek spotka się na ringu. Okazało się, że jest to powtórka z rozrywki i zwyciężyła maleńka kuleczka, na oko 3-miesięczna. W porównaniu z nią Izerek to "stary facet". Takie małe dzieciątko rozbraja i jest oczywiste, że "baby" to klasa dla niej. Tak więc Izerek z honorem oddał palmę pierwszeństwa młodszej koleżance.
 
 
 

                   Alusia była troszeczkę rozczarowana, ale jest mądrą dziewczynką i rozumie. Już dzisiaj ćwiczyła z małym dalej, elimunując błędy, ponieważ ma zamiar uczestniczyć dalej w wystawach. No cóż, rzekło się "a", trzeba powiedzieć "b". W listopadzie planujemy zatem wystawić Izerka w klasie szczeniąt na dwóch wystawach krajowych, bliżej domu, aby podróżowanie późną jesienią, gdy aura nie sprzyja, ograniczyć do minimum. Będą to wystawy halowe, to kolejne nasze doświadczenie.
                Jesteśmy dumni z Alusi i bardzo zadowoleni z Izerka. Wspaniale zniósł podróż, mimo, że miał dzień wywrócony do góry nogami, to był grzeczny i spokojny, nie szalał, nie wyrywał się, leżał sobie na kocyku. Pod koniec był już zmęczony, bo nie było czasu na przedpołudniową drzemkę, godziny jedzenia też się przesunęły. Tego dnia było bardzo gorąco, taki prawdziwie letni dzień. Musieliśmy czekać na porównanie w klasie do około 15.30. Gdy Izerek wyszedł na ring, był zwyczajnie zmęczony, miał dość. Tak więc wystawa nie jest dla zwierząt żadną przyjemnością. Dla nas owszem, był to naprawdę fajnie spędzony dzień i warto było. Taki piknik na świeżym powietrzu.
            Siedząc przy ringu uważnie obserwowaliśmy wchodzące pieski i między sobą typowaliśmy zwycięzców. Czasem zgadzaliśmy się z sędziną, a czasem byliśmy rozczarowani, gdy nasze typy odpadały. Ale my patrzyliśmy bardzo subiektywnie, tak "podoba mi się bardzo", "podoba mi sie troszeczkę mniej". Czasem współczułam sędzinie, bo ja nie umiałabym wybrać, tak piękne były psy. Zwróciliśmy uwagę na to, że tak jak Izerek nie pasuje do klasy baby, tak bardzo pasowałby do klasy szczeniąt, gdzie zgłoszono 4 pieski. Spójrzcie sami:





               W klasie młodzieży, a więc pierwszej "tytularnej", zgłoszono 10 psów. One też wygladały pięknie, były uważnie oceniane:





                  Klasa pośrednia liczyła na tej wystawie 8 zwierząt:



                Kolejna klasa, otwarta to 7 psiaków. Właścicielka zwycięzcy tak się cieszyła, że biegnąc do odebrania gratulacji potknęła się i skręciła nogę. Przykry wypadek, ale laur pieska pewnie nieco złagodził ból.




W klasie użytkowej były tylko 3 pieski:
 

           W klasie chamionów konkurencja była największa, startowało aż 13 psów. Oj, nie wiem, który był najładniejszy, pewnie każdy nieźle już utytuowany:
 
 
 
 
 
 
 
                     Na wystawie były też inne pieski z grupy retrieverów. Nie wszystkie zdążyłam obfotografowac, bo skupiłam się na goldenkach.
 
 
 
                Obok wystawy retrieverów była też wystawa molosów, o których wspomniałam wcześniej. Określenie molos, jest mi obce, zatem przeszukałam znów zasoby netu. W skrócie to ogromne psy myśliwskie, róznych ras, nie tych określanych przez klasyfikację FCI. Ja określiłabym je racezj kolosami, bo większość tak wygladała.
 
 
 
 
 
 
 
             Podsumowując oceniamy wszystko na plus:) i mamy zamiar dalej kontynuować to, co zaczęliśmy. Każda wystawa to nowe doświadczenie, nowe spostrzeżenia, ale też przyjemne spędzenie czasu. I tak właśnie to traktujemy. Oczywiście Ala, jako dziecko potrzebuje choćby jednego lauru, jednego zwycięstwa, bo to najlepsza mobilizacja, zachęta. mam nadzieję, że może kiedyś wysiłek dziecka zostanie nagrodzony malutkim pucharem. I nie chodzi o tytuł, tylko o takie symboliczne docenienie jej zaangażowania, dowartościowanie.
            W drodze powrotnej nie mogliśmy odmówić sobie okazji wykonania pamiątkowej fotki naszego pieska, który do stolicy przybył po raz pierwszy. Rozkopana Warszawka nie sprzyja spacerom, zatem odpuściliśmy Zamek i Pałac Prezydencki (ha ha ha) i zrobiliśmy foto przy uważanym za szpecący, ale jednak zabytku, wizytówce miasta, Pałacu Kultury i Nauki.
 
 
 
Izerkowi zdecydowanie stolica nie przypadła do gustu, no może fontanna była ciekawostką:)
 
 
 
               Podczas postoju na parkingu, tuż pod Mławą, na spokojnie sfotografowaliśmy naszego mistrza. Wreszcie mógł sobie pobrykać:)
 
 
 
 
 
 
                    To był męczący dzień, ale warto było. Taki długi, intensywny dzień od wschodu do zachodu słońca.
 
 

                Bardzo, bardzo mocno dziękuję wszystkim naszym
fanom, kibicom, obserwatorom, przyjaciołom...
Wspieracie nas dzielnie i trzymacie kciuki, odczuwamy mnóstwo pozytywnej energii.
Ala czyta komentarze i też jest wzruszona tak dużym odzewem:)
 
 
Ps. Nie wiem, czy nie ma błędów, literówek, czy gdzieś nie pomyliłam zdjęć, ale czas przecieka przez palce, a chciałam zaspokoić ciekawość tych, którzy czekają na relację:) Zatem wybaczcie, w wolnej chwili poprawię błędy:)
              

15 komentarzy:

  1. Czy ktoś tam :) może w moim imieniu uściskać mocno Alusię i szepnąć jej do ucha , że ja też
    jestem z niej dumna :-*
    Najfajniejszy jest fakt , że Ala robi to wszystko nie dlatego, że musi, tylko ... już musi - bo bardzo chce :-*
    a Izerkowi proszę przypomnieć, że w każdym współzawodnictwie i tak zawsze jest na pierwszym miejscu ;)
    Anita jestem pełna podziwu dla waszego rozsądnego podejścia do wystawowych rywalizacji.
    Dzięki Izerkowi odkryliście nową pasję i robicie coś z potrzeby serca, a to jest super fajna rzecz.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uściski przekazałam, szepnęłam, co trzeba:)
      To jest właśnie ten komfort i ta przewaga, robimy coś bo chcemy, a nie dlatego, że powinniśmy, czy też musimy:)
      Nawet nie zależy nam na szczególnie zażyłych stosunkach z innymi wystawcami,ot takie pogawędki z kocykowymi laikami:)
      A Izerek zawsze jest i będzie dla nas powyżej pierwszego miejsca, bo to członek naszej rodziny, a tego nie da się zamknąć w jakichkolwiek ramach, taki KTOŚ jest zawsze najlepszy, najcudowniejszy, najwspanialszy, naj naj naj.....
      Buziaki:)

      Usuń
  2. Alicjo,wielkie BRAWA!
    Dopiero,jak obejrzałam film,dotarło do mnie,że to wcale nie taka prosta sprawa taka prezentacja.
    Jestem pod wrażeniem tego przedsięwzięcia.Życzę dalszych sukcesów.Zawsze będę trzymać kciuki za powodzenie:)
    Dla Izerka również brawa,spisał się świetnie.Fakt,goldenki to piękne psy.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film pokazuje też to, jak dużo pracy jeszcze przed Alusią i Izerkiem. Prowadzenie szczeniaczka, który ma inny plan niż właściciel, jest trudne. Widać, że mały ciągnie w jedną stronę, a córcia prowadzi go w inną. Inaczej jest, gdy ćwiczą na boisku w samotności, a inaczej na ringu. Ale nic to, cieszymy się z każdej nowej umiejętności naszych bohaterów, z każdej pokonanej trudności.
      :)

      Usuń
  3. Wspaniała relacja! Jak na początkujących wyłuskaliście wielecech charakterystycznych dla takich imprez . Np to, że za plecami można się wielu rzeczy nasłuchać o innych wystawcach, hi hi... :-) A czasem o sobie samym, co mnie się przydarzyło już kilkakrotnie :-)
    Izerkowi jest bardzo do twarzy w tej niebieskiej rozetce :-) Więcej napiszę wkrótce na maila ;-)
    Uściski dla Ali za profesjonalne podejście do tematu i umiejętność radzenia sobie w stresującej, jeszcze nowej sytuacji. Jeszcze ze dwa występy i wejście na ring będzie dla niej rutyną :-) Było naprawdę super, jak na początek :-) Ściskamy całą tuskulańską gromadą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izerkowi jest do twarzy we wszystkim, bo to przecudny piesek:)
      Mam nadzieję, że wielkiego wstydu Ci nie przynieślismy? :)
      Postaramy się godnie reprezentować hodowlę:)
      Buziaki dla tuskulańskiej gromady:)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam Alę, zwłaszcza, że jestem starsza od niej o rok, a nie wiem, czy miałabym tyle chęci
    i cierpliwości, żeby codziennie ćwiczyć z Bosmanem. A Izerek jest bardzo mądry, mam nadzieję, że mój piesek w przyszłości weźmie z niego przykład. Gratuluję i życzę kolejnych wygranych :) I wierzę, że kiedyś Wasz psinek na pewno zostanie championem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy pies ma duży potencjał, ogromne możliwości i tylko od właściciela zalezy, jak je wykorzysta. A wystawianie pieska to fajna przygoda, zwłaszcza, gdy nie walczy się o tytuły, ale czerpie z tego przyjemność. Alusi też czasami brak cierpliwości, bo chciałaby, aby pies od razu wszystko umiał i wiedział, a tak niestety się nie da. Zatem te treningi to praca nad psem, ale też nad sobą:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  6. GRATULACJE !!!! :):):) Alu, zaprezentowałaś Izerka rewelacyjnie :) Jesteśmy pod wielkim wrażeniem :) Relacja jak zwykle fantastyczna, a zdjęcia przepiękne!!! Dziękujemy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alusia bardzo dziękuje za ciepłe słowa. Czytam jej te komentarze i jest szczęśliwa, że tylu ludzi o niej myśli i dobrze jej życzy.
      Nam tak się podobało w Warszawie, że rozpędziliśmy się w marzeniach i pomyślelismy, jak by to było, gdyby wszystkie Izerki spotkały się w Tuskulum i razem z Mantrą pojechały na ring do Wrocławia na przykład. Zakasowalibyśmy wszystkich, a sława Tuskulum przeszłaby do historii:)
      No cóz, nigdy nie mów nigdy, prawda?
      Buziaczki dla Waszej Trójeczki:)
      Nasz chłopaczek troszkę chory, ale już czuje się lepiej, zatem też mokry całus od niego:)

      Usuń
  7. Bardzo się cieszę, że chłopaczek już czuję się lepiej :):):) A co się stało?
    Oj tak - 3 Tuskulaki z mamą zrobiłyby furorę na ringu ;) Hihihi :)
    Któż to wie, co przyniesie przyszłość, więc... nigdy nie mów nigdy ;) Hihihi :***

    Ściskamy mocno, a Izerkowi życzymy dużo zdrówka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mały poślizgnąła się na trawie i kulał. Kości w porządku, dziś jest lepiej. Poza tym miał biegunkę, nie wiemy z jakiego powodu. Stres wystawowy:) Pewnie znalazł coś, gdy nie widzieliśmy lub jakś wirus. Mam nadzieję, ze to pierwsza i ostatnia choroba naszego słodziaka.
      Buziaki:)

      Usuń
    2. Ojojoj :( Wyobrażam sobie ile stresu musiało Cię to kosztować :( Ale najważniejsze, że Izerek czuje się już lepiej :)
      Buziaczki od całej naszej trójcy ;)

      Usuń
  8. W takiej "kupie"- czyli wszyscy krewni na raz, pieski startują do konkurencji "najlepsza hodowla" :-)
    Nie, na pewno nie przynieśliście nam wstydu, raczej wręcz odwrotnie :-)
    Zdrówka życzymy dla małego, buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń