sobota, 15 września 2012

"Przyjaciel na dobre i na złe"


                  Przyjaciel to wielkie słowo. Gdy się nad tym zastanowić, niewielu z nas ma to szczęście i tę radość, że ma wokół siebie przyjaciół. Przyjaciel to nie kolega, nie znajomy, to ktoś więcej. Natomiast przyjacielem może być człowiek i zwierzę. Jakże często ten ostatni okazuje się bardziej wyrozumiały, wierny, niezawodny.
                 O przyjaźń trzeba dbać, pielęgnować ją, zabiegać o nią. Izerek dobrze o tym wie i stara się czynić postępy w tej dziedzinie. Gdy nie może spotkać się z kumplami, ukochanym Brusem, czy Fazą, musi odnaleźć szczęście w bliskim otoczeniu. My stanowimy jego oparcie (mam nadzieję), ale konieczne są też relacje rówieśnicze, zwierzyńskie:) Poza tym wróciliśmy do pracy i szkoły, a przecież piesek musi z kimś pogadać, pobawić się, zwierzyć....
               Oprócz sympatii do Pusi,  Izerek zaprzyjaźnił się z Azorkiem. Azor ma lat przynajmniej 9 i bardzo przypominał kiedyś właśnie goldenka. Ząb czasu zmienił nieco jego wygląd, ale i tak jest cudny, a co najważniejsze, cenny dla Ali (emocjonalnie).


                   Izer został pouczony, że Azorek jest najwspanialszą maskotką Ali z dzieciństwa, przybył z dalekiej Szwecji i był przez te wszystkie lata przytulany, mymlany i nic mu się nie stało!!!! Dlatego teraz należy obchodzić się z nim bardzo ostrożnie, co też czasami psina czyni. Alusia, mimo szczerej i wielkiej miłości do Izerka, nie jest w stanie poświęcić Azora i bardzo słusznie:) Pluszak zostaje mu pożyczany, ale gdy piesek przesadza, przyjaciel wraca do właścicielki.






                  Odebranie przyjaciela skutkuje natychmiastową rozpaczą i smutkiem wyzierającym z psich oczu. Ale wiemy, że Izerek to mały cwaniaczek i właśnie takim spojrzeniem wymusza, manipuluje nami lub udaje, że nie wie, o co chodzi:)



             Potem Pan Pies szepcze małemu Azorkowi z wyrzutem i obrażoną miną "Jak mogłeś mnie opuścić? Ja bym cię nigdy nie zostawił! Przecież to była zabawa, a ty od razu poleciałaeś na skargę!". Ciekawe, czy Azor przyjmuje to do wiadomości? W każdym razie chwilę się na siebie boczą, a potem zabawa zaczyna się od nowa.


     
FILM: Izer i Azor
 
               Przyjacielskie stosunki z Pusią zostają czasami nieco rozluźnione zazdrością małego łobuza Izerka. Potrafi okazać swoje niezadowolenie z niesprawiedliwości, jaka go spotyka. I nie chodzi tylko o jedzonko!


Pusia relaksuje się wygodnie w łóżku Alusi, leżąc w pościeli w pieski:) i woła:
Izerek piesku, szukaj mnie!
 
 
Hej, a co ty tu robisz?! Nie za dobrze ci? Przecież nie wolno wchodzić na kanapy i do łóżka!
 
 
Mały, tobie nie wolno, ale ja to co innego!
 
 
Ej, to niesprawiedliwe! Ona może być w łóżku, a ja nie!

                Tak właśnie wygladają niektóre scenki z życia naszych sierściuchów. Zwierzaczki rozbrajają nas, są cudowne. Każde ma swoje miejsce, swoje racje i przyzwyczajenia. Sądzę, że każdemu dajemy dużą dawkę miłości, a gdy czasem okażemy mniej zainteresownia, to każde umie się domówić o porcję pieszczot.
                
                Od czasu powrotu z wystawy w Warszawce zaliczyliśmy pierwszą chorobę Izerka. Od razu mówię, że mija i pies wraca do zdrówka:)
                Po pierwsze miał biegunkę, nie wiemy, czy wirus, czy też coś zjadł. W każdym razie budził nas w nocy kilka razy, lizał po twarzy, a potem piszczał cichutko przy drzwiach. Bardzo mnie tym wzruszył, że taki maluch, mimo poważnych dolegliwości, sygnalizuje swe potrzeby i nie załatwia ich w domu. Kochany, mądry pieseczek! Dosytał natybiotyk i minęło. A swoją drogą nikt mi nie powie, że nie można malutkiego psa nauczyć czystości. Moim zdaniem to lenistwo właścicieli. Izerek tylko pierwszej nocy po przybyciu do naszego domu zrobił w domu na dywanie to coś, a potem zaledwie kilka razy, można policzyć na palcach ręki znaczył mieszkanie moczem. Nie używaliśmy żadnych gazet, podkładów, dziwnych wynalazków. Wychodzilismy po spaniu, zabawie, jakiś czas po jedzeniu i za każdym razem chwaliliśmy. Do tej pory mały, gdy się załatwi, czeka na nagrodę, ale teraz otrzymuje pochwałę słowną, a nie przysmak.
                Po drugie w poniedziałek poślizgnął się na trawie i wstał z wysiłkiem, a potem kulał na przednią łapę. Przestraszyliśmy się nie na żarty. Jednak pani weterynarz stwierdziła, że kości i stawy są w porządku. Powyginała Izerkowi łapę na wszystkie strony, a on nie piszczał, nie wyrywał jej. Zatem pewnie coś naciągnął, nadwyrężył. Ograniczamy spacery do pobliskiego trawnika, jest już lepiej, ale nadal trochę kuśtyka. Wczoraj roznosiła go emergia, co świadczy o tym, że samopoczucie się polepsza. Zaczął biegać po mieszkaniu jak szalony, wskoczył na kanapę. Dla bezpieczeństwa musieliśmy psinę uziemić, wymyślać jakieś sposby zabicia czasu w miejsce zwykłej aktywności fizycznej. Miał więc układankę, uczyliśmy go szukania, sztuczek. Jednak widać, że mały jest z tego powodu bardzo nieszczęśliwy, potrzebuje ruchu i kumpli. Czeka wieczorem przy drzwiach i ma ogromną ochotę na spotkanie boiskowe, wszak koleżanki i koledzy radośnie tam brykają, a on kwitnie w domku.
               Choroba psa, to jak choroba członka rodziny. Człowiek martwi się, przejmuje, w nocy nie śpi, w pracy myśli i pędzi do domu na łeb na szyję. Niestety nie można brać zwolnienia na tego przyjaciela! Izerek był przez pierwszy dzień choróbstwa taki smutny, że aż nam się chciało płakać. Ale przy tym bardzo dzielny. Gdy tylko poczuł się troszkę lepiej, całym sobą zdawał się mówić: "Hej, nie martwcie się, już jestem prawie jak nowy!". Jego pyszczek znów był uśmiechnięty:) Mimo zmartwienia i troski, jedna sytuacja wywołuje u nas w histeryczny wybuch śmiechu. Chodzi o moment, gdy weterynarz wkłada pieskowi w tyłek termometr. Nie da się opisać zdziwienia, zaskoczenia i tego typu emocji malujących się na izerkowym pyszczku. Mały stoi sobie spokojnie, daje się oglądać i nagle odwraca głowę i pyta "Ale o co chodzi? Co się dzieje? Ej, co to za numery?!". Nie możemy wtedy powstrzymać ataku śmiechu.
               Mam nadzieję, że to pierwsza i ostatnia choroba. Teraz zbieramy siły do jesiennych często deszczowych i ciemnych spacerów, treningów i dwóch wystaw, na które zamierzamy się wybrać. Uczymy Izerka posłuszeństwa, bo nad tym trzeba jeszcze pracować. I rozpieszczamy go, cieszymy się, że jest z nami. Nie żałujemy ani jednej chwili, ani jednego dnia. Bo w końcu to nasz:

 PRZYJACIEL!!!

 
 



                 





            


2 komentarze:

  1. Ach, ale smutne oczka... Wprawdzie znam te numery, bo nawet radosny golden potrafi w mig strzelić smutasa, ale wciąż się na to nabieram :-) Mam nadzieję, że Izerek szybko wróci do swoich przyjaciół. A przyjaźń z Azorem i te fotki po prostu chwytają za serce :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Izerek ma smutny wzrok na zawołanie, to cwaniaczek i trzeba się uodpornić na te spojrzenia.
      Tez liczę na szybki powrót do zdrówka i pełnię formy pieska, bo go nosi, nie ma jak spożytkować energii. Już nawet Azor i Pusia nie wystarczają, on zwyczajnie potrzebuje biegania, ruchu, piesków na boisku.
      :)

      Usuń