środa, 8 sierpnia 2012

"Wakacyjny tydzień Izerka"


                  Przez ostatnie półtora tygodnia byłyśmy z Alą i Izerkiem u rodziców. Zaległości na blogu spowodowane są wyższością techniki nad moimi umiejętnościami, może to wina oprogramowania. Notebook okazał się niechętny do współpracy i nie pozwalał na wstawianie zdjęć. Zatem dziś nadrabiam:)
               Upały towarzyszące nam w ciągu pobytu w Grudziądzu sprawiły, że większość czasu spędzałyśmy na działce. Po pierwsze przyjemniej, po drugie na powietrzu, ale był powód jeszcze inny. Otóż rodzice mieszkają na trzecim piętrze, a Izerek waży już około 20kg. Tak więc znoszenie pieska kilka razy dziennie było wyczynem i pod koniec już musiał radzić sobie sam. Zainteresowani wiedzą, że z uwagi na choroby stawów u goldenów chodzenie po schodach, skakanie i długie spacery do ukończenia przynajmniej 12 miesięcy nie są wskazane. Zatem, aby ograniczyć schody, jechałyśmy na działkę.
               Tam Ala rozłożyła sobie basen. Piesek nie był szczególnie zainteresowany tym wynalazkiem. Raczej traktował go jako wielką miskę, chociaż pojemników z wodą miał porozstawianych tysiące.

             Ala jednak miała ochotę na wspólną zabawę z pieskiem w wodzie i włożyła go do basenu. Zainteresował go metalowy garnek, którym dziecię wyjmowało listki z wody.

              Najpierw próbował szczekać na przedziwny obiekt, który błyszczał pod taflą wody. Chociaż ma donośny, prawie męski głos (czy pieski też mają mutację:) ) to garnek nie dawał się przestraszyć.

              Groźne izerkowe szczekanie na nic się nie zdało, zatem piesek postanowił użyć swych pokaźnych łapek. Prawa, lewa, prawa , lewa, pracował bez wytchnienia.


             Przesuwał pojemnik po dnie, ale poza zmianą położenia nic się nie działo. Izer postanowił więc zanużyć pyszczysko i potraktować gar swoimi nowymi ząbkami, które oszczędza na specjalne okazje. Nawet karmę łyka bez gryzienia:)

To była najlepsza opcja i pies był bardzo zadowolony ze zwycięstwa.
             Wyniósł kubełek na trawę i bawił się nim przez dłuższą chwilę. Nie pozwolił sobie odebrać zabytkowej zabawki. Trzymał łapkami w silnym uchwycie, ale przecież poławiacze skarbów pilnują swoich zdobyczy. Potem nosił kubełek po całej działce. Potem będzie przynosił pani bułeczki ze sklepu, tak więc pilnujemy treningów:)


                    Zabawa była przednia, jednak upał i pieska wykonczył. Położył się więc w cieniu i odpoczywał, albo udaawał, że odpoczywa.


               Zerkał oczyskami na prawo i lewo i wykazywał czujność. A nóż pojawi się okazja do nowej zabawy? Niezwykle interesowały go też spadające z drzewa jabłka.
            Pierwszego dnia, gdy przyszłyśmy na działkę to przywiązałyśmy psa do drzewa i w szalenczym tempie zbierałyśmy opadłe owoce. Izerek żalił się nieziemsko, skarżył się wszystkim sąsiadom i opowiadał jakie to nieszczęście go spotkało. A my chciałyśmy ograniczyć mu spożywanie owoców. Jednak przy silnym wietrze jabłka spadały nadal. Okazało się, że mały jedno zjada, a reszta służy mu do zabawy, więc dałyśmy spokój. Świetnie wyglądał, gdy chodził pod drzewami i szukał zdobyczy lub czekał gotowy do startu, gdyby jakiś owoc lądował w trawie.

           Sama trawa bardzo mu smakowała, próbował też różnych roślinek. Nawet legowisko robił sobie czasami wśród kwiatków - ot, esteta. Niestety krążenie wokół lilii skutkowało żółtym i pomaranczowym zabarwieniem sierści pieska, trudnym do zmycia zresztą. A może Izerek przywdziewał barwy wojenne? Tylko z kim on miałby walczyć, skoro kocha wszystkich. Tych których nie kocha, to się boi, na przykład śmieciarki, czy węża ogrodowego. Tu muszę jednak powiedzieć, że zachował się całkiem nie po "goldenkowemu". Któregoś dnia został w domu sam i z podróży wrócił mój brat. Gdy wszedł do domu piesek szczekał na niego, broniąc mieszkania. Bohater!!! Potem rozłożył się na plecy i pozwolił głaskać:) uznając przybysza za swojego. Pewnie złodzieja potraktowałby tak samo:(
             Na działce Izerek bardzo pomagał w porządkach. Grabiłyśmy liście, a on dzielił je na mniejsze gromadki. Zbierałyśmy jabłka, a pies selekcjonował, które jeszcze nadają się do spożycia. Wycinałam suche rośliny, a on obrywał główki aksamitkom. Dobrze, że dziadków nie było i nie widzieli, co szkodnik wyprawiał na ich wypieszczonej działce.

              Izerek ma już cztery miesiące w związku z czym odbyła się plenerowa sesja fotograficzna. Łaskawie wyraził zgodę:)






           W czasie zdjęć psina był bardzo poważny, bo chciał udawać dorosłego Pana Psa. Ale tak naprawdę to jeszcze gapiszon jakich mało. Oczywiście jest mądry jeśli chodzi o naukę, o reakcje, ale ma jeszcze pstro w głowie. Uwielbia swoje piłeczki, szczególnie takie ze sznurkiem, które tarmosi namiętnie, butelki, maskotki (wyślinione niemiłosiernie), a także wszelkiego rodzaju szmaty, ścierki,  które, gdy tylko znajdą się w zasięgu psiego pyska, zostają porwane do legowiska.
          U rodziców Izerek nie miał swojego legowiska tylko koc. Jednak doskonale wiedział, gdzie znosić zdobycze. Gdy wychodzimy zostawiamy mu kość i mówimy "do siebie", a on wie, gdzie to jest. Szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu, wiedział, gdzie jedzenie i picie, gdzie spanie i balkon. W ogóle był bardzo kontaktowy, stał się pieszczochem, chociaż cały czas świetnie bawi się sam. Na prośby, aby przyszedł na pieszczoty reaguje tylko wtedy, kiedy sam chce, ale chciał częściej niż zwykle.
          Wspaniale sygnalizował konieczność wyjścia na dwór. Stawał pod drzwiami wyjściowymi i piszczał. Uważam, że to wielkie osiągnięcie i jestem bardzo dumna z Izerka. Nie było też tak, że zapiszczał i od razu sikał, tylko "dał" czas na ubranie się i zniesienie go z trzeciego piętra. Nie zdarza mu się też, aby posikiwał w czasie zabawy, czy szaleństwa. Cudny pisnek!
           Wypadły mu już dwa tylne zęby, sierść na ogonku zwija się w loki. Oczywiście nadal bawi się w żebraka i doskonale wie, do kogo najlepiej uderzyć, aby załapać się na smakowity kąsek. Pewnej nocy obudził mnie, bo wgramolił się na łóżko i nie mogłam wyprostować nóg. Gdy próbowałam smarkacza zdjąć, to zrobił się bezwładny i udawał, że nie wie, po co to całe zamieszanie. Przecież chciał się tylko przytulić, a tu taki brak zrozumienia. Nie bardzo spodobał mu się odkurzacz rodziców. Zwiewał, gdzie pierz rośnie, chociaż nasz nie robi na nim najmniejszego wrażenia.
             W czasie pobytu w Grudziądzu spotkał się pierwszy raz oko w oko z kotami. Początkowo był bardzo zainteresowany, ale ostrożny. Potem jednak uznał, że taki wielki futrzak, siedzący na kanapie i dziwnie mruczący nie jest dobrym kompanem do zabawy. Kotów podwórkowych na razie nie zauważa, bardziej intersują go ptaki. Próbował nawet szczęścia w polowaniu, ale bezowocnie.
           Czasami chodziłyśmy do parku, bo było to miejsce, gdzie bezpiecznie można puścić pieska i uczyć go chodzenia na luźnej smyczy, bez smyczy, przychodzenia na zawołanie.  Muszę powiedzieć, że Izerek trzymał się blisko, reagował na zawołania, ale do ideału jeszcze daleko. Oczywiście, gdy widział psa, to nic nie mogło go powstrzymać, ani prośby, ani próby przekupstwa.

           Gdy kładł się z patykiem oznaczało to, że musimy odpocząć. Jasny sygnał. Ciemna natomiast jest ziemia w mieście. Po wyprawach na działkę, czy do parku pies był cały w czarne lub szare plamy. Wyglądał jak miniaturowy cielaczek. Nie chciałam go kąpać, bo to bezsensowna praca. Teraz trzeba pojechać z psem na plażę, aby wytarzał się w pisku i starł brudek.
            W parku pieska szczególnie zaintersowały stawy z fontanną. Najpierw przyglądał się wszystkiemu z pięknym uśmiechem.




            Potem zauważył, że w domku na środku stawu mieszkają kaczki (kiedyś był to domek dla łabędzi), a skoro kaczki to i chlebek. Węszył, aż znalazł. Nie bardzo był zadowolony, gdy możliwość konsumpcji została mu brutalnie odebrana.

          Zrezygnowany położył się na trawie i rozmyślał nad niesprawiedliwością tego świata, w który dopiero wkracza. Niestety zjadanie śmieci jest czymś, czego nie możemy go oduczyć, ale przecież to trudna sprawa i nauka tej umiejętności wymaga czasu. Reaguje już na komendę "zostaw" jeśli jest to worek, pudełko, kapsel, no śmieć niejadalny. Ale gdy w grę wchodzi chleb, to nie ma silnych. Wyczuwa z olbrzymiej odległości i ciągnie w to miejsce jak szalony. Któregoś razu nieświadomie puściłam go na osiedlu luźno i szedł grzecznie. Nagle zryw, czapnął pajdę chleba z trawnika i zanim podbiegłam, połknął prawie całą. Chyba mięso nie jest tak atrakcyjne, jak pieczywo.
Miejsce, gdzie nie było kaczego pożywienia nie wzbudziło już w piesku tak dużego zainteresowania.



               Wielbiciele Izerka pamiętają, gdy pisałam, że nie lubi on piłki nożnej (tak jak nasza rodzina) i denerwował go hałas telewizorów i wrzeszczących kibiców w czasie EURO. Natomiast muszę powiedzieć, że psina jest fanem sportów letnich, bo z zamiłowaniem oglądał olimpiadę. Tu akurat leży, ale zdarzało mu się, że siadał na wprost telewizora i przez dłuższy czas śledził potyczki olimpijczyków. Może też ma plany olimpijskie?


                     W tle można zauważyć kwiat na czas obecności psa ustawiony na podwyższeniu. W koncu nasze zwierzątko należy do roślinożerców:)
              W czasie wakacji Izerka swój czas miała Pusia. Była z Adamem, a więc jeden naturalny wróg pozostał. Całe szczęście chodził do pracy:). Królik objął we władanie całe mieszkanie, może nadrabiał zaległości? Puśka zapuściła się nawet do sypialni, co jej się nie zdarza. Tak więc odetchnęła, zrelaksowała się, zupełnie jakby była w sanatorium. Bardzo obawiałam się, że po tak długiej nieobecności piesek znów nie da żyć króliczkowi. Tymczasem on wpadł, polizał, raz przegonił po pokoju i dał spokój.
                W domu piesek obleciał wszystkie kąty, jak wariat cieszył się ze swoich zabawek. W koncu może jeździć windą i nie męczy swoich kopytek. Teraz jest na spotkaniu z psami kumplami na boisku. Ciekawe, w jakim stanie wróci?

4 komentarze:

  1. Jak on pięknie rośnie! A wiesz, że nigdy się nie zastanawiałam, czy psy mają mutację? :-) Fajnie spędziliście czas. Mina zadowolonego z życia Izerka mówi sama za siebie. Ściskamy :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wszyscy pytają, czy jakieś ulepszacze mu podajemy, bo rośnie jak na drożdżach. Ale on je trzy razy dziennie, spokojnie, raczej nie podjada.
      Psinek był bardzo zadowolony, bo taki jest cały czas. Ale oczywiście lubi nowe atrakcje:) i szalenstwa:)

      Usuń
  2. Zdjęcia fantastyczne, nam takie nie wychodzą a psinka jest identyczna jak nasza :) a to szczekanie niby grożne na odkurzacze, kosze i weże ogrodowe jest super. można by patrzeć na niego non stop. rosną nieprawdopodobnie szybko. to już jest kawałek psa a nie szczeniaka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Izerek ma chwile dobroci i pozuje do fotek.
      Szkoda, że piesek rośnie tak szybko:( Teraz jest najfajniejszy, taki gapciowaty, słodki łobuziak. Ale widać już, że po szczeniaczku zostaje niewiele, a pojawia się Pan Pies. Jeszcze jakiś czas będzie młodzieżowcem:)
      Rzeczywiście można patrzeć na psinkę bez przerwy, jest tak zabawny i rozkoszny, że zastępuje TV.

      Usuń